W Teatrze im. Wilama Horzycy odbyła się ostatnia premiera w tym sezonie

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Olkowski
Marta Siwicka

W Teatrze im. Wilama Horzycy odbyła się ostatnia premiera w tym sezonie

Marta Siwicka

W Teatrze im. Wilama Horzycy odbyła się ostatnia premiera w tym sezonie. Tym razem twórcy teatralni wzięli na warsztat opartą na faktach historię wielokrotnego zabójcy. Spektakl "Roberto Zucco" stworzono na podstawie dramatu francuskiego pisarza Bernarda-Marie Koltèsa.

Czego można spodziewać się po spektaklu o seryjnym mordercy? Napiętnowania popełnionych przez niego zbrodni? Portretu psychologicznego zabójcy? Pokazania wydarzeń z perspektywy ofiar? Żaden z tych oczywistych przepisów na historię o okrutnym zbrodniarzu nie został wykorzystany przez reżyserkę spektaklu. Zamiast tego Lena Frankiewicz zabiera nas do spalonego teatru, w którym grupa wyrzutków spotyka się, aby odegrać sztukę "Roberto Zucco". Mamy więc do czynienia z podwójnym zapośredniczeniem – teatrem w teatrze.

6 premier wystawiono w sezonie 2016/2017:

„Roberto Zucco” opowiada jedną z tak pożądanych przez społeczeństwo historii – mrożącą krew w żyłach opowieść o bezwzględnym zabójcy. Widz nie może jednak wygodnie przeprowadzić oceny i dokonać śledztwa. W spektaklu brakuje bowiem motywacji do morderstw, nie ma jednoznacznego mówienia o winie, nie ma też kary. Pozostaje tylko zbrodnia oraz my sami, zafascynowani odgrywającym się spektaklem przemocy.

Toruńskie przedstawienie pokazuje, jak okrucieństwo staje się publicznym i medialnym widowiskiem. W tym kontekście symptomatyczna jest scena, w której Zucco popełnia jedną ze swoich zbrodni. Otacza go tłum zafascynowanych gapiów: nagrywają zajście telefonem komórkowym, oceniają ofiary na przykład z powodu wieku. Ponadto w pewnym momencie scena zostaje przerwana – wszak aktorzy tylko odgrywają jej odgrywanie. Postaci skarżą się, że śmierć ofiary była mało realistyczna. Odzwierciedlają w ten sposób pragnienia społeczeństwa nastawionego na prawdziwe obrazy zbrodni.

Co znamienne, kiedy scenę wreszcie udaje się odegrać i sztuczna krew tryska wokół głowy nastoletniej ofiary – z widowni słychać śmiech. To rozbawienie obnaża wszystko to, o czym traktuje sztuka: niewrażliwość na okrucieństwo, przesunięcie się zbrodni w sferę rozrywki. Kiedy wreszcie zapada cisza, jeden z aktorów mówi – I ta cisza jest najlepsza. Teraz ona naprawdę umarła...



W tym kontekście na szczególną uwagę zasługuje scenografia. Na scenie została umieszczona zdezelowana widownia opuszczonego teatru. Piętrowo zakomponowane siedzenia pozwalają aktorom patrzeć na widzów z tej samej perspektywy, z której widownia obserwuje scenę. Dzięki temu zrównującemu spojrzeniu odbiorca spektaklu staje się niejako współodpowiedzialny za spektakl. Ponadto ustawienie scenicznej widowni naprzeciw zasiadających w fotelach widzów jest gestem stworzenia lustrzanego odbicia. Odbiorcy mogą w postaciach spektaklu zobaczyć samych siebie.

Toruńscy aktorzy dobrze poradzili sobie z rolami. Widać ich niepomiernie większe zaangażowanie niż np. w przypadku „Poskromienia złośnicy”. Szczególnie uwagę zwraca przejmująca kreacja aktorska stworzona przez Joannę Rozkosz, nową aktorkę w Teatrze Horzycy, która wiosną dołączyła do toruńskiego zespołu. Odgrywana przez nią rola młodej dziewczyny jest wymagająca, ale Joanna Rozkosz nie zawodzi nawet w najtrudniejszych scenach.

Marta Siwicka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.