"Stargardzka IKEA". Tu znajdziesz prawdziwe skarby

Czytaj dalej
Emilia Chanczewska

"Stargardzka IKEA". Tu znajdziesz prawdziwe skarby

Emilia Chanczewska

Stargardzianie i przyjeżdżający na targ mieszkańcy okolicy mogą tam kupować używane rzeczy. W końcu to popyt rodzi podaż, byt kształtuje świadomość, a o gustach się nie dyskutuje...

IKEA, to szwedzkie sklepy z estetycznymi i modnymi rzeczami do domu. „Stargardzka IKEA”, tak z przekąsem mieszkańcy mówią o stoisku, które króluje na błotnistym, pełnym chaszczy, niedopałków i psich odchodów, terenie na targowisku w centrum miasta.

Sprzedawane w stojących na ziemi skrzynkach i kartonach, używane sprzęty domowe, naczynia, pościel, torebki, zabawki i masę innych rzeczy. W lepszym i gorszym stanie...

Jeżdżą do Monachium

- Przywozimy to z niemieckich wystawek - nie ukrywa pan Krystian ze Stargardu, który raz na miesiąc jeździ do oddalonego o 800 km Monachium. - Jak się ma dzieci, to trzeba zarabiać! A ludzie chętnie kupują. Szczególnie elektryczne dzbanki, tostery, suszarki, lokówki, depilatory. Niektóre są nowe, ale są i tacy, co wolą używane rzeczy, nie wiem, czemu?

Pewnie dlatego, że są po prostu dużo tańsze!

Torebki marki Gucci

Pytam o to, czy trafiają się jakieś perełki, wartościowe rzeczy?

- A pewnie! - mówi pan Krystian. - Znana porcelana, cenne kryształy, firmowe torebki czy apaszki, np. Gucci. Raz trafił mi się złoty łańcuszek, wart 200 zł.

Modną, ale używaną, jasną torebkę z frędzelkiem pani Kinga kupiła we wtorek za 7 zł.

- Za inną dałam 15 zł - opowiada pani Kinga. - Tu można naprawdę ciekawe rzeczy znaleźć! Szczególnie czajniki. Ale podoba mi się wszystko, wszystko bym chciała wziąć i kupić! I nie przeszkadza mi, że to są używane rzeczy. Coś już komuś nie jest potrzebne, ale może posłużyć komu innemu.

Na rynku można też trafić na przemiłą panią, która wyprzedaje mało używane lakiery do paznokci. Ze „świeżej dostawy z Niemiec”, polskie też. Wszystkie po 2 zł, w tym np. firmy Astor czy Inglot. Cieszy się, gdy ktoś je kupi, żegna się i błogosławi.

Badziewie z domu

Sporadycznie, gdy jest pogoda - jak mówi - na rynku używanymi rzeczami handluje pan Andrzej, który niespełna 2 lata temu stał się bezrobotny i nie ma nawet zasiłku. Przywozi je rowerem.

- To z domu badziewie - mówi o książkach, butach, ubraniach i innych rzeczach, których chce pozbyć się na rynku. - Mam problemy ze zdrowiem, chory kręgosłup, przepuklinę. Człowiek się jakoś ratuje. Chcę uczciwie sobie zarobić,a tych rzeczy mi żal wyrzucić. Jak ktoś ma pieniądze, to pewnie wyrzuca.

Najszybciej pozbyć się można książek, które są po 2-3 złote. Ze zniszczonymi ubraniami, czy butami nie jest już tak łatwo.

- Przystaną, popatrzą i idą dalej - narzeka pan Andrzej.

- Nie lubię używanych rzeczy - mówi pani Anna. - Nie wyobrażam sobie nosić torebki po obcej kobiecie. Przecież to osobista rzecz. Ale to dobrze, że są takie stoiska, bo to szansa na zakupy dla uboższych.

Emilia Chanczewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.