Pacyfikacja Woli Justowskiej. Dochodzenia Niemcy prowadzili w kilku miejscach, katując przesłuchiwanych

Czytaj dalej
Fot. archiwum ipn
Anna Czocher

Pacyfikacja Woli Justowskiej. Dochodzenia Niemcy prowadzili w kilku miejscach, katując przesłuchiwanych

Anna Czocher

28 lipca 1943. Jedna z ulic krakowskiej dzielnicy Zwierzyniec nosi nazwę 28 lipca 1943 r. Upamiętnia wydarzenia sprzed 75 lat - krwawą pacyfikację Woli Justowskiej i okolicznych miejscowości. Cztery tygodnie wcześniej podobne pacyfikacje dotknęły pobliskie Liszki i Kaszów.

Nocą z 27 na 28 lipca 1943 r. Niemcy otoczyli kordonem Wolę Justowską, część Zwierzyńca, Chełm, Bielany, Olszanicę, Zakamycze i Przegorzały, a więc tereny między Wisłą a Rudawą (miejscowości te od 1941 r. wchodziły w skład Krakowa). Akcja została zakrojona na szeroką skalę, zaangażowane w nią były oddziały niemieckiej policji, żandarmerii, wojska oraz policjanci granatowi. Teren został ściśle otoczony, tak że nikt nie mógł się wydostać z okrążenia. Bronisław Konik, świadek pacyfikacji zapamiętał: „Tego dnia o godz. 4.30 rano, jako ogrodnik wysłałem swoich pracowników z jarzyną do Krakowa. Po upływie jakiejś pół godziny robotnicy wrócili i oświadczyli, że do Krakowa policja niemiecka jechać nie pozwala, że na drogach stoją karabiny maszynowe”. W tym czasie trwały przygotowania do właściwej akcji. Stanisław Konik, ówczesny sołtys gromady Wola Justowska, otrzymał od jednego z gestapowców polecenie przygotowania listy „wszystkich zbrodniarzy, przestępców, paskarzy, członków tajnych organizacji i ludzi żyjących ponad stan [oraz ludzi niemeldowanych]. Gdy oświadczyłem, że takich w gromadzie nie ma […] tenże oświadczył, że rano sam ten stan zbada”. Podobne żądanie usłyszeli sołtysi pozostałych gromad.

Pacyfikacja rozpoczęła się około godziny 7. Wypędzano ludzi z domów. Gospodarstwa przeszukiwano, a mieszkańców spędzano do oznaczonych miejsc, gdzie musieli leżeć bez ruchu w palącym słońcu, bez wody, do późnych godzin popołudniowych, czekając na wynik prowadzonych przesłuchań. Dochodzenia Niemcy prowadzili w kilku miejscach, katując przesłuchiwanych - wieszano ich za ręce na sznurze, bito cepami bądź styliskami od narzędzi rolniczych.

Łąka męczeństwa

Centralnym miejscem wydarzeń była łąka przy domu Katarzyny Kościółek w Woli Justowskiej. Tu spędzono ludzi z okolicznych gospodarstw oraz zwożono wyselekcjonowane osoby z innych punktów dochodzeń. Według zeznań świadków na łące znajdowało się około 1000-1500 osób. Jedynie kobiety z małymi dziećmi zostały umieszczone na dziedzińcu miejscowej szkoły. W domu Kościółkowej gestapo urządziło miejsce przesłuchań. W ich wyniku wyodrębniono grupę osób, którą oznaczono rysując kredą na plecach literę „F” (Flüchtlinge - Uciekinierzy). Stanisław Konik zapamiętał: „O godz. 15-tej zażądano bym dostarczył 17 łopat. Z faktu tego domyśliłem się, że będą one potrzebne do kopania grobu i że na miejscu odbędzie się egzekucja”. Bronisław Konik, którego zmuszono do kopania odnotował: „Kopaliśmy na zmianę, dopędzani krzykami podoficera. Jeszcze przed rozpoczęciem kopania polecono mieszkańcowi Woli Justowskiej, niejakiemu Bierowi Antoniemu, który był wśród nas najwyższy, by się położył na ziemi i według jego miary wytyczono szerokość grobu. Po wykopaniu grobu polecono nam z powrotem położyć się twarzami do ziemi na swoich miejscach”. Kopiący byli przekonani, że to ich ostatnie chwile, jednak egzekucję wykonano na 21 wcześniej wyselekcjonowanych osobach. Aleksander Lelito, którego dwaj bracia zginęli w egzekucji, a on sam uniknął jej tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, wspominał: „Skazańców ułożono rzędem na ziemi nad brzegiem uprzednio przygotowanego już grobu. Do każdego skazańca podchodził jeden z gestapowców, przekraczał go i oddawał po dwa strzały w tył głowy, a niektórym poprawiał trzecim strzałem”.

Po egzekucji polecono kilkunastu mężczyznom rozebrać i zakopać zwłoki. Kilkadziesiąt osób aresztowano. Pozostałym, którzy do tego czasu musieli leżeć na ziemi, polecono wstać. Następnie jeden z niemieckich oficerów wygłosił przemówienie, wzywając do lojalności wobec władz okupacyjnych i szybkiego składania kontyngentów. Następnie pozwolono rozejść się do domów zastraszonej i wycieńczonej ludności. Wieść o pacyfikacji wywołała poruszenie wśród mieszkańców Krakowa, wyolbrzymiano liczbę ofiar. Stanisław Strzelichowski zanotował, że w tym dniu: „Od znajomego dowiedziałem się, że zostało zamordowanych już blisko sto osób […] jutro może być to samo w północnej części miasta, gdzie mieszkam”.

Wpadka tajnej drukarni

W efekcie działań policji niemieckiej zostały zlikwidowane konspiracyjne drukarnie. Jedna z nich była umieszczona w domu Ludmiły Korbuttowej, wdowy po lekarzu, przedwojennej działaczce politycznej i społecznej, należącej od 1938 r. do Stronnictwa Demokratycznego. W październiku 1939 r. Korbuttowa włączyła się w działalność konspiracyjną w Organizacji Orła Białego. Już w pierwszych miesiącach okupacji zainstalowano w jej domu drukarnię. Sama należała do zespołu redakcyjnego wydawanego u niej „Dziennika Polskiego”. Była aktywnym członkiem podziemia, przyjęła pseudonimy „Doktorowa”, „Grenada”, „Katarzyna”, „Ludmiła”. Należała m.in. do Grupy Sabotażowo-Dywersyjnej „Elzet”, pełniła funkcję kierowniczki propagandy w dowództwie Związku Odwetu Obwodu Kraków-Miasto Związku Walki Zbrojnej, a w latach 1940-1942 prowadziła wykłady z wychowania obywatelskiego dla kobiet odbywających szkolenie wojskowe. Według relacji Janusza Kosteckiego ps. „Żywioł”, który współpracował z nią w konspiracji, od jesieni 1940 r. w domu Korbuttowej funkcjonowały dwa zespoły drukarskie - ZWZ-AK i Stronnictwa Demokratycznego. Z końcem 1941 r. drukarz ZWZ przeniósł się do domu brata Ludmiły - Cezarego Jakubowskiego, ale u Korbuttowej ZWZ-AK drukowało nadal. Podczas pacyfikacji w jej domu odkryto m.in. klepsydry informujące o śmierci gen. Władysława Sikorskiego.

Niektórzy świadkowie przesłuchiwani na przełomie 1945 i 1946 r. przez prokuratorów Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce twierdzili, że to właśnie dekonspiracja drukarni mogła być przyczyną tak szeroko zakrojonej akcji pacyfikacyjnej. Stanisław Kwaśnicki, podczas okupacji komendant posterunku policji granatowej w Woli Justowskiej zeznał, że „musiał ktoś zrobić doniesienie, że tam znajduje się drukarnia, gdyż normalnie nawet na wypadek rewizji zauważyć ją trudno było. Że musiał być jakiś donos, twierdzę także i na tej podstawie, że gestapowcy, którzy otaczali Wolę Justowską, najpierw otoczyli dom Korbuttowej”. Natomiast Janusz Kostecki twierdzi, że wykrycie drukarni było przypadkowe, a cała akcja była „wynikiem zastrzelenia lekarza oficera SS z jakąś Niemką na terenie Lasku Wolskiego na 3 dni przed pacyfikacją”. Taka informacja pojawia się też w protokołach przesłuchań. Faktem pozostaje, że Ludmiła Korbuttowa zapłaciła za dekonspirację życiem. Została aresztowana wraz z siostrami Anielą i Jadwigą oraz bratem Stanisławem. Początkowo byli przetrzymywani na Montelupich, a następnie trafili do KL Auschwitz, gdzie zostali zamordowani. Dom Korbuttowej Niemcy usiłowali wysadzić, a dom Jakubowskich spalili. Siedemdziesięciopięcioletni brat Cezary został rozstrzelany w dniu pacyfikacji.

Miejsce pamięci

Sołtysowi funkcjonariusze niemieccy polecili „by nad grobem zabitych nie urządzano żadnych manifestacji ani też nie składano tam kwiatów […] zasadniczo polecili mi oznajmić mieszkańcom gromady, że wszyscy będą odpowiadać zbiorowo na wypadek manifestacji przy grobie”. Zaraz po opuszczeniu Krakowa przez Niemców zawiązał się lokalny komitet, którego celem była ekshumacja zwłok pomordowanych. Przeprowadzono ją 27 lutego 1945 r., a następnego dnia odbył się uroczysty pogrzeb ofiar na cmentarzu salwatorskim. Jak zapewniał Józef Noga, jeden z członków komitetu i ówczesny kierownik szkoły w Woli Justowskiej: „Zwłoki dokładnie zidentyfikowano i rodziny rozstrzelanych z całą stanowczością potrafiły rozpoznać każdą z 21 osób”. Dziś miejsce egzekucji upamiętnia krzyż i tablica z 24 nazwiskami - do 21 ofiar egzekucji dodano nazwiska trzech sióstr: Anieli, Jadwigi i Ludmiły.

Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.

Anna Czocher

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.