Maszyna do czeków i w stylu Barbie. Takie rzeczy od pana Michała z 997

Czytaj dalej
Fot. Andrzej szkocki
Marek Jaszczyński

Maszyna do czeków i w stylu Barbie. Takie rzeczy od pana Michała z 997

Marek Jaszczyński

43 maszyny do pisania z kolekcji Michała Fajbusiewicza można oglądać w Muzeum Techniki i Komunikacji w Szczecinie. W sumie dziennikarz przekazał ich do MTiK prawie 300.

- To był przypadek. Dość późno wszedłem w świat dziennikarski, miałem 30 kilka lat i dostałem pierwszą maszynę Łucznik z Radomia. Później robiłem reportaż w Gdańsku i chodziłem Długim Targiem, gdzie wpadła mi w oczy maszyna do pisania Mercedes, która stała w Desie na wystawie. Od tego właśnie się zaczęło - opowiada pan Michał, dziennikarz, znany z prowadzenia kultowego „Magazynu Kryminalnego 997”.

Na wystawie w Szczecinie zobaczymy nie tylko maszyny z klasyczną klawiaturą, ale również indeksowe, głowicowe, do pisania pismem Braille’a oraz do stenotypii czy... do wypisywania czeków. Nie zabrakło urządzenia do nauki pisania i maszyn zabawkowych. Wśród tych ostatnich jest cudeńko w pastelowych kolorach, przeznaczone dla wielbicielek lalki Barbie. Jak zaznaczył kolekcjoner, w pełni funkcjonalne.

Dlaczego darczyńca wolał przekazać kolekcję do Szczecina, a nie do rodzinnej Łodzi? Zdecydowała o tym pandemia.

- Gdy się zaczęła, żona podjęła decyzję, że mamy znikać z Łodzi i przyjechać na trzy-cztery miesiące do domu na Pojezierzu Drawskim. Pandemii nie ma, a my nadal tam mieszkamy - wyjaśnia pan Michał. - Poza tym Łódź odmówiła przejęcia zbioru, chociaż rozmowy były już daleko zaawansowane. Dowiedziałem się wtedy, że szczecińskie muzeum kupiło kolekcję Stoewera. Kojarzyłem markę, bo miałem przecież kilka maszyn tej firmy w swoich zbiorach. Doszedłem do wniosku, że skoro młode muzeum ma dział z maszynami do pisania, to i ja bym się wcisnął ze swoją kolekcją, a oni będą na pewno zadowoleni. Jeden telefon do muzeum i doszliśmy do porozumienia. Postawiłem tylko warunek, że chcę, żeby chociaż 20-30 maszyn było w stałej ekspozycji.

Pomorze Zachodnie już wcześniej przewinęło się w życiorysie dziennikarza. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku trafił do województwa koszalińskiego, a konkretnie w okolice Barwic.

- Przez trzy lata prowadziłem ośrodek wczasowy, no i polubiłem te miejsca. Kupiłem sobie domek kempingowy z lat 50., u leśniczego go postawiłem i przyjeżdżałem na każde wakacje. Śmieszne to było, bo ten domek nie miał ani prądu, ani wody. Nie przeszkodziło to jednak napisać w „Życiu na gorąco”, że redaktor Fajbusiewicz jak zwykle spędza wakacje na Pojezierzu Drawskim w swojej nowo wybudowanej willi. Mam tę gazetę do dziś - opowiada dziennikarz.

Michał Fajbusiewicz przygotował też miłą niespodziankę. Przekazał jeszcze jedno wyjątkowe urządzenie. To słynna przenośna lekka maszyna Olivetti Valentine w kolorze czerwonym, uważana za jedną z wybitnych kreacji projektowych XX wieku. Za jej wygląd odpowiadał Ettore Sottsass Jr (1917-2007), włoski architekt, znany z projektowania mebli, biżuterii, szkła, oświetlenia, artykułów domowych i biurowych, a także licznych budynków i wnętrz.

Jak powstawała kolekcja?

- Czasami kupowałem w rupieciarniach, ale bezwiednie. Nie miałem planu. Do końca ten zbiór był przypadkowy, nie było żadnej myśli przewodniej. Oczywiście był taki okres, że szukałem „białych kruków”, ale okazało się, że musiałbym zapożyczać się, bo pierwsze ręcznie robione maszyny z obrazkami malowanymi przez malarza na ściankach, dość potężne, kosztowały 10-15 tysięcy dolarów. Za to można było auto kupić. Natomiast zawsze łapałem jakieś rzeczy, które były dziwne albo interesujące. Nie lubiłem szablonów - opowiada dziennikarz.

Pan Michał kupował maszyny w USA. Był to wydatek od 50 do 150 dolarów.

- Miałem wielokrotnie problemy z urzędem celnym, ponieważ celnicy twierdzili, że to ma jakieś kosmiczne wartości. A tego nawet w Polsce nikt nie potrafił wycenić, bo nie było rynku. Im się wydawało, że jak maszyna jest z 1904 roku, to musi kosztować, więc chyba ze dwóch nie odebrałem, bo mnie szlag trafił, jak miałem zapłacić cło 9 czy 10 tysięcy złotych - wspomina kolekcjoner.

Nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Obiecał, że jeszcze będzie z wizytą w Szczecinie i coś przywiezie.

Marek Jaszczyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.