Koszmar w domu państwa R. Jak zginęło dziecko?

Czytaj dalej
Mariusz Parkitny

Koszmar w domu państwa R. Jak zginęło dziecko?

Mariusz Parkitny

Jeśli o jakiejś ludzkiej historii można powiedzieć „koszmar” czy „horror”, to właśnie to jest taka sprawa. Sprawa Anny R.

Z tym widokiem załoga pogotowia będzie musiała żyć już zawsze. Na podłodze łazienki leżał noworodek w tak silnym rozkładzie, że lada chwila mógł się rozpaść. Z brzuszka wystawały wnętrzności. Matka zapewnia, że poród nastąpił kilka minut przed przyjazdem karetki. Jak to możliwe?

- No właśnie nie jest to możliwe, bo to było zabójstwo, a poród miał miejsce dużo wcześniej - uważa prokuratura.

Jednak za Anną R. twardo stoi rodzina. I choć ich wyjaśnienia są praktycznie identyczne, to wiele rzeczy w tej sprawie się nie zgadza.

Nawet sąd nabrał wątpliwości, z jakim przestępstwem mamy do czynienia. I wypuścił oskarżoną z aresztu, dając do zrozumienia, że może zmienić kwalifikację czynu z zabójstwa na nieudzielenie pomocy.

Anna i Cezary

Anna ma 37 lat. Mieszka w Goleniowie, stolicy powiatu sąsiadującego ze Szczecinem. Skończyła szkołę specjalną. Nigdy nie pracowała, jest na rencie socjalnej. Mieszka z rodzicami w trzypokojowym mieszkaniu.

Dwa lata temu wprowadził się do niej chłopak, 38-letni Cezary. Poznali się u siostry Anny. Cezary pracuje w jednej z firm w Goleniowie. Ma ośmioletnie dziecko z poprzedniego związku. O Annie mówi w samych superlatywach.

- Nigdy się nie pokłóciliśmy. To dobra dziewczyna. Zajmujemy jeden pokój u jej rodziców. Oni sprzątają i gotują. Anna nie pracowała, nie wiedziałem, że jest na rencie. Nam się dobrze powodzi. Nigdy nie pojawił się temat dziecka. Zabezpieczaliśmy się przed ciążą - mówił w sądzie. - Nadal jesteśmy ze sobą - dopowiadał.

Tego nie da się zapomnieć

20 stycznia 2021 r. do mieszkania państwa R. zostało wezwane pogotowie. Ratownikom i lekarzowi ukazał się makabryczny widok. Na podłodze w łazience leżało ciało noworodka. Było w tak silnym stanie rozkładu, że lekarz poprosił Cezarego o miskę, aby podczas transportu zwłoki się nie rozpadły. Na brzuchu dziecka leżały wnętrzności. Potem sekcja zwłok ustali, że był to prawdopodobny wynik ran kłutych od noża i nożyczek. Nie udało się nawet ustalić, od jak dawna dziecko nie żyje. Ktoś przytomnie zauważył, że nigdzie nie ma łożyska i pępowiny.

Wersja rodziny

Według rodziny było tak. Kilka dni przed porodem Anna źle się czuła. Bolały ją plecy, krwawiła. Nie chciała jednak iść do lekarza. Siostra, podając się za nią, zadzwoniła do przychodni, prosząc o wypisanie leków. Niewiele jednak pomogły.

20 stycznia Cezary wrócił z pracy około godziny 15. Anna wciąż źle się czuła. Zdecydowali, że pojadą do szpitala. Cezary wezwał taksówkę. Anna przebrała się. Tuż przed wyjściem dostała krwotoku i poszła do toalety. Tam urodziła córkę.

- Ania zawołała mnie, że urodziła. To było ogromne zaskoczenie. Nikt nie wiedział o ciąży. Gdy weszłam do łazienki, widziałam, że dziecko leży. Nie dawało oznak życia. Zauważył to Cezary i zaczął dzwonić po karetkę. Mój mąż siedział w pokoju i nie reagował, bo on się nie przejmuje, taki ma charakter - mówiła Stanisława R., matka oskarżonej.

Zapewnia, że nie widziała żadnych śladów przemocy na noworodku. Nie zgodziła się jednak na badanie wariografem. Twierdzi też, że ratownicy pogotowia i policjanci nie sprawdzali, czy dziecko żyje.

- Włożyli je do miski i wynieśli - mówi.

Anna przekonuje, że nie wiedziała o ciąży.

- Ona po prostu ze mnie wypadła na podłogę. Nie ratowałam jej, bo nie płakała, a to znaczy, że nie żyła - mówiła.

Skąd więc rany cięte na ciele dziecka?

- Nie wiem, może uderzyło się o miskę podczas upadku. Od kilku dni źle się czułam, brałam tabletki na ból kręgosłupa. To one mogły zabić dziecko - przekonuje.

Analiza jej telefonu wykazała, że w internecie szukała informacji związanych z ciążą, m.in. jak wygląda brzuch w tym okresie i czy można pić wtedy alkohol.

- Nie wiem, czemu tego szukałam, do chwili porodu nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Nie chodziłam do lekarza. Nie planowaliśmy dziecka - mówiła.

Rodzina zapewnia, że też nic nie wiedziała o ciąży oskarżonej.

- Nic nie było widać, ona przytyła, ale jeszcze przed ciążą - mówiła Magdalena A., siostra Anny.

- Trochę przytyła, ale nie wiązałem tego z ciążą - mówił Cezary.

- Krwotok i silne bóle nie dały panu do myślenia, że może być w ciąży? - dopytywała sędzia Grażyna Tucholska.

- No właśnie nie. Wezwałem taksówkę, bo Anna czuła się źle i mieliśmy jechać do szpitala. Gdy weszła na chwilę do toalety, zawołała mamę. Potem wszedłem i ja i zauważyłem, że na podłodze leży dziecko, tak pod kątem. Był tam dziwny zapach i krew. Odwołałem taksówkę i wezwałem pogotowie - zeznawał.

Żaden z domowników nie sprawdził, czy dziecko żyje.

- Z tego, co było widać, to jakbyśmy coś ruszyli, byłoby jeszcze gorzej - uważa chłopak oskarżonej.

Matka Anny przyznała w sądzie, że wyrzuciła pępowinę do toalety podczas sprzątania łazienki. W śledztwie nic na ten temat nie mówiła.

- Niedawno to skojarzyłam - przekonuje.

Nóż i nożyczki

Jednak według prokuratury było inaczej. Anna dziecięcymi nożyczkami i nożykiem z sześciocentymetrowym ostrzem odcięła pępowinę oraz zadała trzy ciosy w brzuch córki.

- Co doprowadziło do krwotoku skutkującego śmiercią dziecka. Następnie pozbyła się łożyska i pępowiny, aby ukryć poród - oskarża prokurator.

Anna trafiła do aresztu dopiero po kilku tygodniach, gdy prokuratura dysponowała już dowodami wskazującymi, że doszło do zabójstwa przy użyciu nożyczek i nożyka. Niedawno Sąd Okręgowy w Szczecinie zdecydował, że kobieta może wyjść z aresztu, bo nie ma już obawy, że utrudni dokończenie procesu.

- Sąd nie wyklucza zmiany kwalifikacji czynu na nieudzielenie pomocy - ogłosiła sędzia Grażyna Tucholska.

To dla oskarżonej korzystna zmiana. Za zabójstwo grozi dożywocie. Za nieudzielnie pomocy - trzy lata więzienia. Wyrok poznamy najwcześniej w lutym.

Mariusz Parkitny

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.