Gangster w lombardzie, czyli filmowa przygoda koszalińskiego kulturysty

Czytaj dalej
Fot. archiwym prywatne
Krzysztof Marczyk

Gangster w lombardzie, czyli filmowa przygoda koszalińskiego kulturysty

Krzysztof Marczyk

Rozmowa z Arkadiuszem Demidowiczem, koszalińskim trenerem personalnym oraz wielokrotnym mistrzem świata i Europy w kulturystyce.

Jesteś trenerem personalnym, masz chwilową przerwę od zawodów w kulturystyce, ale nie oznacza to, że nagle masz więcej czasu. Niedawno zagrałaś bowiem w jednym z odcinków serialu „Lombard. Życie pod zastaw”. Jak tam trafiłeś?

To epizod w serialu telewizyjnym, niesamowita przygoda. Do spróbowania swych sił w takim projekcie i wysłania zgłoszenia namówił mnie koszaliński aktor Marcin Borchardt, który występuje w tym serialu. Polecił mnie agencji aktorskiej Studio 180 z Wrocławia. Już wcześniej zresztą nagrywałem tam coś próbnego, ale wtedy nie wyszło. I teraz nagle zadzwonili. W czwartek telefon, w piątek byłem w samochodzie do Wrocławia. Miałem niesamowitą przyjemność zagrać w tym serialu, zobaczyć to miejsce, poznać aktorów. Wciąż jestem pod wrażeniem, to było ogromne przeżycie i jest co wspominać.

Co cię najbardziej zaskoczyło?

Najważniejsze, że mogłem poznać ludzi, doświadczyć tej atmosfery. Spotkanie - i zagranie sceny - z tak doświadczonym aktorem, jakim niewątpliwie jest Zbigniew Buczkowski, to było coś wyjątkowego. Jeszcze moja babcia oglądała go w telewizji, a ja poznałem go na żywo. To, co mnie zaskoczyło, to podejście do osób nowych, takich jak ja. Zostałem przyjęty bardzo ciepło, bardzo miło. Przez dwa dni graliśmy w różnych lokacjach. Czułem się świetnie, jakbym tam był co tydzień, taka była atmosfera. Zaprzyjaźniłem się z tymi ludźmi. Nikt nie stawiał mi wysokiej poprzeczki. Ale oczywiście starałem się przygotować najlepiej, jak umiałem, a dużo wskazówek dawał mi Marcin Borchardt. Mogłem grać na luzie, nie byłem zestresowany. Czułem się jak u siebie.

Możesz zdradzić, kiedy emisja odcinka i w jaką postać się wcieliłeś?

Jeśli dobrze policzyłem, to 700. odcinek zostanie wyemitowany w poniedziałek, 30 października, na antenie TV Puls. Wystąpiłem w nim w roli złego gangusa (śmiech). Raczej ze swoją posturą kogoś romantycznego nie zagram. Twórcy potrzebowali akurat kogoś, kto zagrałby czarny charakter. Dostałem bardzo ciekawy scenariusz. Fajny, życiowy, łatwo się było w to wczuć. Świetnie się przy tym bawiłem. Na co dzień jestem miły i łagodny, co zresztą zauważyli sami producenci serialu, więc tym ciekawiej było zagrać kogoś innego.

Czy planujesz kolejne tego typu filmowe przygody?

Z tego, co wiem, spodobałem się i fajnie odebrano mój występ, więc jeśli pojawią się kolejne podobne propozycje, to nie odmówię. Mam nadzieję, że tak się stanie, ciekawa przygoda. Z kamerami zazwyczaj miałem do czynienia przy okazji wizyt w redakcjach, przy kontaktach z mediami. Plan filmowy to jednak zupełnie coś innego. Dopóki nie mam zawodów, jestem do dyspozycji. Z tego miejsca dziękuję mojej rodzinie, podopiecznym w klubie i koleżance Agnieszce za to, że musiałem wszystkich zostawić na dwa dni z powodu nagłego wyjazdu do Wrocławia. Ale jakoś udało się wszystko poukładać. Odczułem ogromne wsparcie i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś w jakimś serialu wystąpię.

Przejdźmy teraz do branży fitness, która w czasie pandemii walczyła o przetrwanie. Lock-downów i obostrzeń nie ma. Pytane, czy ludzie wrócili do ćwiczeń?

Tak, coraz częściej przychodzą. Ludzie dalej starają się dbać o siebie. Jednak same domowe treningi, na własną rękę, nie wystarczają, by dbać o zdrowie, sylwetkę. Słyszę od klientów, którzy wracają do klubu, że w domu łatwo się rozpraszają, że wolą wyjść na zewnątrz. Chcą też wyjść do ludzi, a nie być cały czas zamkniętymi w domu.

Czy okres przed i po pandemii zmienił coś w aktywności fizycznej, według twoich obserwacji?

Jeśli chodzi o system trenowania, to zmian widzę niewiele, zostało po staremu. Co zaskakujące, a co od wielu lat obserwowałem, to problem z młodzieżą. Ta generalnie ćwiczyć nie chciała, wolała siedzieć przed komputerami. A teraz zauważam pozytywną zmianę, chęć treningów i to dwa razy dziennie. Dużo młodych ludzi do nas przychodzi, z czego bardzo się cieszę. Spędzają czas w klubie, choć wiadomo, są też osoby, które z domów nie wyszły i jeszcze żyją pandemią. Po sezonie wakacyjnym widzę też dużo powrotów. Małymi krokami, ale idzie ku lepszemu. Nie jest to co prawda na poziomie sprzed pandemii, bo, niestety, ceny wszystkiego poszły w górę i ludzie też zastanawiają się, na co wydać pieniądze. Tu jednak trzeba zaznaczyć, że to inwestycja we własne zdrowie. Jeśli w to nie zainwestujemy, w fitness i dobre odżywianie, to za chwilę będziemy inwestować w lekarza, w tabletki, witaminy.

Na co stawiają ludzie, jeśli chodzi o korzystanie z siłowni, salonów fitness? Budowanie sylwetki, walka z otyłością, inne powody? Czy te cele, jakie stawiają sobie klienci, jakoś się przez lata zmieniają?

Na pewno zwiększyła się świadomość zdrowotna. To, że warto o siebie dbać. Obserwuję ludzi w wieku powyżej 40 lat, którzy coraz częściej zaczynają o tym rozmawiać i inwestować w to. Mniej ich interesuje budowa sylwetki, lecz to, że chcą się po prostu dobrze czuć. No i kwestia wspomnianej wcześniej młodzieży, tu też widać poprawę, chęć pracy nad sobą.

Co jest powodem tego, że budzą się młodzi ludzie, że dużo osób starszych odwiedza siłownie i salony fitness?

Ludzie sami zauważają braki. Czują, że coś jest nie tak z ich organizmem. Budzą się nagle i chcą dbać o swoje zdrowie. Spoglądają w lustro, widzą odbicie nie takie, jakie chcieliby widzieć. Niektórzy mają problem z kręgosłupem albo z tym, żeby się schylić i zawiązać buty, bo na przykład odstaje im brzuch. To ich motywuje do tego, by się badać i ćwiczyć. Dlatego dietą i ćwiczeniami możemy wiele zdziałać i ludzie coraz częściej zdają sobie z tego sprawę.

Krzysztof Marczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.