Paweł Stachnik

Do końca w służbie dla Polski

Do końca w służbie dla Polski                   Fot. Archiwum
Paweł Stachnik

3 MARCA 1948. Przed sądem w Warszawie rozpoczął się proces Witolda Pileckiego. Bohaterski konspirator, więzień Auschwitz i powstaniec warszawski został skazany na karę śmierci. 15 marca rotmistrz został skazany na karę śmierci.

Proces przed Rejonowym Sądem Wojskowym przy ul. Koszykowej w Warszawie miał być jedną z pierwszych pokazowych rozpraw w stylu sowieckim. Na widowni zasiadła wyselekcjonowana publiczność, a wśród niej sprawozdawcy prasowi i radiowi. Przebieg rozpraw skrupulatnie relacjonowały bowiem media. Obok Pileckiego oskarżonych było siedmioro członków jego „szpiegowskiej” grupy. Oskarżał prokurator mjr Czesław Łapiński, przewodniczącym składu sędziowskiego był ppłk Jan Hryckowian (obaj dawni oficerowie AK), członkami sędzia wojskowy kpt. Józef Badecki i ławnik kpt. Stefan Nowacki.

Pileckiego jako szefa grupy oskarżono m.in. o zorganizowanie sieci wywiadowczej na terenie Polski, przygotowywanie zbrojnego zamachu na grupę dygnitarzy MBP, zorganizowanie trzech składów broni i posługiwanie się fałszywymi dokumentami. Rotmistrz przyznał się do ukrywania broni i używania fałszywych dokumentów. Zaprzeczył natomiast, jakoby szpiegował dla obcego mocarstwa lub szykował zamach.

Prokurator zrezygnował z przesłuchiwania świadków, a zeznania podsądnych odczytano. Gdy Pileckiego dopuszczono do głosu, powiedział: „Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać”. Jego odpowiedzi, a także starania obrońców, nie miały większego znaczenia, bo wyrok był już z góry ustalony.

15 marca rotmistrz został skazany na karę śmierci. 3 maja w drugiej instancji Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok. Towarzysze Pileckiego dostali wysokie kary więzienia. Obrońca rotmistrza starał się o zamianę kary śmierci na dożywocie. Kilku byłych więźniów obozu Auschwitz napisało list do premiera Józefa Cyrankiewicza z prośbą o interwencję, ale pozostał on bez odpowiedzi. Z kolei żona Maria napisała prośbę do prezydenta Bieruta o oszczędzenie męża. Bierut jednak nie okazał łaski.

Żołnierz i ziemianin

Co doprowadziło 47-letniego Witolda Pileckiego na ławę oskarżonych? Jego życie było tyleż barwne co tragiczne i rzeczywiście zasługuje na powieść lub film. Pilecki urodził się 13 maja 1901 r. w Ołońcu w Rosji w polskiej rodzinie ziemiańskiej. Wychowywał się w Orle i Wilnie, gdzie jako gimnazjalista wstąpił do nielegalnego skautingu. Gdy pod koniec 1918 r. kresowemu miastu zagrozili bolszewicy, młody Witold zaciągnął się ochotniczo do samoobrony. Służył w oddziale ułańskim słynnego rtm. Jerzego Dąbrowskiego „Łupa¬szki”. Potem, już w szeregach Wojska Polskiego, wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej, walcząc m.in. w bitwie warszawskiej, a potem uczestnicząc w buncie gen. Żeligowskiego. Do cywila odszedł z dwoma Krzyżami Walecznych.
Po wojnie studiował rolnictwo na Uniwersytecie Poznańskim i malarstwo na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Z tych dwóch zajęć wybrał rolnictwo – osiadł w majątku Sukur¬cze koło Lidy i tam gospodarował, wychowując z żoną Marią dzieci i udzielając się społecznie.

Tuż przed wybuchem wojny został zmobilizowany. Trafił do szwadronu kawalerii dywizyjnej 19. Dywizji Piechoty Armii „Prusy”. Przeżył jej klęskę i rozproszenie. Potem został dowódcą plutonu w jednym ze szwadronów kawalerii 41. Dywizji Piechoty. 17 października 1939 r. rozpuścił ludzi i przedostał się do Warszawy.

Tam razem z przełożonym z 41. Dywizji, zawodowym wojskowym mjr. Janem Włodarkie¬wiczem, zaangażował się w tworzenie konspiracyjnej Tajnej Armii Polskiej, jednej z wielu powstających organizacji podziemnych. Został w niej szefem Oddziału I Organizacyjno-Mobilizacyjnego. TAP organizowała struktury i kanały łączności, gromadziła broń, wydawała pismo „Znak Ziemi”, prowadziła działalność wywiadowczą.

W Tajnej Armii Polskiej

Jak pisze biograf Pileckiego, brytyjski dziennikarz i korespondent wojenny Jack Fairweather, który poświęcił mu książkę „Ochotnik”, w kierownictwie TAP doszło do sporu na tle podporządkowania się Związkowi Walki Zbrojnej. Pilecki, na którym silne wrażenie zrobił gen. Stefan Rowecki „Grot”, był zwolennikiem scalenia. Z kolei Włodarkiewicz chciał zachować niezależność i kontaktować się z Londynem bezpośrednio.

Nie było to jedyne pole konfliktu między Pileckim a Włodarkiewiczem. Ten drugi przygotował deklarację programową TAP o silnym zabarwieniu prawicowo-narodowym. Znalazły się w niej sformułowania, których Pilecki nie był w stanie zaakceptować, np. „Wszelkie żywioły Polsce wrogie muszą być z granic państwa usunięte”. Paradoksalnie więc, zawłaszczony dziś przez prawicę Pilecki daleki był od skrajnej prawicowości.

Konflikt pogłębiał się i to właśnie ten spór - o czym wspomina się dziś raczej rzadko i niechętnie - stał się przyczyną skierowania Pileckiego do obozu w Auschwitz. Otóż do polskiego podziemia docierało w 1940 r. coraz więcej niepokojących informacji o niemieckim obozie założonym w Oświęcimiu niedaleko Krakowa. Z wywożonych tam osób mało kto wracał, częściej zaś rodziny otrzymywały zawiadomienie o śmierci bliskiego.

Gen. Rowecki uznał, że sprawę trzeba zbadać na miejscu, wysyłając tam zaufanego człowieka. Miał nim zostać ktoś z Tajnej Armii Polskiej, choćby dlatego, że niedawno trafiło tam kilku aresztowanych członków TAP, m.in. szef sztabu płk Władysław Surmacki i szef służby zdrowia Władysław Dering. Decyzją komendanta TAP mjr. Włodarkiewicza misję w obozie miał wykonać Pilecki.
„Twoje nazwisko wymieniłem u Grota jako jedynego oficera, który tego dokona – wyjaśniał Jan. Witold przyjął te słowa ze spokojem, choć z trudem przyszło mu ukrycie targających nim emocji. Wiedział, że w ten sposób został ukarany za odmowę wsparcia manifestu ideowo-politycznego TAP” - pisze w „Ochotniku” Fairweather.

Zbombardujcie ten obóz!

Rozkaz jest rozkazem i 19 września 1940 r. Pilecki dał się ująć w łapance na Żoliborzu. Do obozu trafił jako Tomasz Serafiński, otrzymał numer 4859. Obozowa rzeczywistość okazała się dla niego szokiem. Terror kapo i niemieckich nadzorców, nieustanne bicie, wielogodzinne apele, głód, choroby, fatalne warunki sanitarne - czegoś takiego nie spodziewał się w najgorszych snach. Najpierw musiał nauczyć się egzystować w obozie, a dopiero potem mógł myśleć o organizowaniu ruchu oporu.

Tak też się stało. Po pewnym czasie nawiązał kontakt z innymi członkami Tajnej Armii Polskiej i wspólnie rozpoczęli budowanie konspiracyjnej organizacji nazwanej Związek Organizacji Wojskowej. Oparli ją na systemie piątek, a wciągali do niej zaufanych ludzi, szczególnie tych, którzy zajmowali ważne stanowiska: w kancelariach, kuchniach, obozowym szpitalu, dobrych komandach roboczych.

Głównym celem organizacji było zapewnienie minimum bezpieczeństwa jej członkom, gromadzenie żywności, przekazywanie wiadomości o obozie na zewnątrz oraz przygotowywanie konspiratorów do powstania. Pilecki uznał bowiem, że wobec potworności dokonywanych w Auschwitz musi skłonić dowództwo ZWZ do zorganizowania ataku na obóz.

W tym celu spisywał raporty o tym, co się dzieje w obozie i przekazywał je do Warszawy za pośrednictwem zwalnianych więźniów. ZOW rozrastał się. Pilecki nawiązał też kontakt z innymi konspiratorami, m.in. z Grupą Bojową Oświęcim, w której był Józef Cyrankiewicz.

- Pilecki był świadkiem rozwoju obozu od 1940 do 1943 r. Widział jak zmieniał się z karnej placówki dla Polaków w obóz koncentracyjny i obóz śmierci dla wielu narodowości, w tym przede wszystkim dla Żydów. Informacje o tym udało mu się przekazać na zewnątrz - mówi Jack Fairweather.

- Czytałem pierwszy raport Pileckiego, napisany w październiku 1940 r., i przekazany na zewnątrz przez Aleksandra Wielopolskiego, który został zwolniony. Raport nie został spisany na papierze, bo to byłoby bardzo niebezpieczne, więc Wielopolski nauczył się go na pamięć. Spisano go potem w Warszawie, a kurier przewiózł go do Londynu, gdzie trafił do polskiego rządu, a potem do aliantów - dodaje autor.

Należy przerwać zło

Jak podkreśla, ważny przekaz zawarty w raporcie brzmiał „Na litość boską, zbombardujcie Auschwitz!”. Pilecki uważał, że zło, jakie się dzieje w obozie należy przerwać za wszelką cenę, nawet za cenę śmierci części więźniów pod bombami. Dlatego tak bardzo domagał się od Brytyjczyków nalotu. Tutaj pojawia się pytanie, czy bombardowanie Auschwitz w tamtym czasie było w ogóle możliwe?

- Pamiętajmy, że był rok 1940. Dla Brytyjczyków byłoby to bardzo trudne technicznie. Nie mieli jeszcze odpowiednio wyposażonych samolotów, które mogły dokonać takiego nalotu w znaczącej skali. Gdyby jednak taką próbę podjęto, byłby precedens na następne lata wojny. I gdyby pojawiły się już odpowiednie samoloty w odpowiedniej liczbie, kolejny nalot nie byłby już traktowany jako niemożliwy – tłumaczy Jack Fairweather.

Ponawiane przez Pileckiego w meldunkach prośby nie przynosiły skutków, a to przepełniało go coraz większym zniechęceniem. Trudne warunki obozowej egzystencji odbijały się na nim fizycznie i psychicznie. Wiosną 1943 r. postanowił uciec , by osobiście przekonać Komendanta Głównego AK do zbrojnego uderzenia na obóz. Razem z Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim uzyskał przeniesienie do pracy w piekarni znajdującej się poza obozem. Stamtąd w nocy z 26 na 27 kwietnia udało im się uciec.
Przeprawili się przez Wisłę, a następnie pieszo nocami doszli do Puszczy Niepołomickiej i do Bochni. Stamtąd AK przerzuciła Pileckiego do pobliskiego Nowego Wiśnicza.

W Nowym Wiśniczu Pilecki ukrywał się w malowniczym dworku Serafińskich nazywanym „Koryznówką” (w XIX w. bywał w nim Jan Matejko). Napisał tam kolejny raport o obozie, a Serafiński skontaktował go z dowództwem okręgu krakowskiego AK. Pilecki domagał się zorganizowania ataku na obóz, ale żądanie ku jego rozgoryczeniu zostało odrzucone jako niemożliwe do przeprowadzenia.

Znowu konspiracja

Do Warszawy Pilecki wrócił w lecie 1943 r. Znów szedł w konspirację, służąc w oddziale III Kedywu KG_AK. Na miejscu przekonał się, jak niewiele osób zarówno w konspiracji, jak i w społeczeństwie wie, co tak naprawdę dzieje się w KL Auschwitz. Brak odpowiedzi na jego monity wysyłane z obozu stał się bardziej zrozumiały…

W stolicy doczekał wybuchu powstania. Dołączył jako szeregowy do przypadkowego oddziału - kompani NSZ „Warszawianka”. Potem zaś - gdy ujawnił swój stopień - dowodził oddziałem w Zgrupowaniu Chrobry II. Jego grupa toczyła zacięte walki w Alejach Jerozolimskich, ul. Żelaznej, Pańskiej i pl. Starynkiewicza o Pocztę Dworcową, Dom Turystyczny i Wojskowy Instytut Geograficzny. Po kapitulacji trafił do obozów jenieckich Lamsdorf i Murnau.

Wywiadowca II Korpusu

Po wyzwoleniu w maju 1945 r. otrzymał przydział do II Korpusu we Włoszech. Skierowano go tam do pracy w wywiadzie, a następnie - po rozmowie z gen. Władysławem Andersem - wysłano do Polski. Miał działać w konspiracyjnej organizacji „NIE” i prowadzić działalność wywiadowczą dla II Korpusu.

W Warszawie znalazł się w grudniu 1945 r. Miasto było zniszczone, kraj zajęty przez Armię Czerwoną, nowe władze tworzyli zależni od ZSRR komuniści. Pilecki z garstką znajomych zaczął budować siatkę informacyjną. Większość dawnych współpracowników z podziemia albo nie żyła, albo siedziała w więzieniach NKWD i UB.

Rotmistrz przygotowywał raporty o sytuacji politycznej i społecznej w kraju. Próbował wciągać nowych ludzi do siatki, w 1946 r. odwiedził dawny obóz w Oświęcimiu, potajemnie spotykał się z żoną i dziećmi. Latem 1946 r. dotarł do niego wysłannik z Włoch, Tadeusz Płużański, z informacją, że UB jest na jego tropie i że powinien się ewakuować. Nie chciał wyjeżdżać, zwlekał dopóki nie zostanie wyznaczony jego następca.

Tymczasem do konspiracji włączył się Płużański, który uzyskał informacje o wysokich oficerach UB, m.in. Józefie Różańskim, i zaproponował, by dokonać ich likwidacji. Pilecki był niechętny takim działaniom.

Urząd Bezpieczeństwa rzeczywiście był na jego tropie. Został aresztowany 8 maja 1947 r. W śledztwie bito go i maltretowano. Władze nie skorzystały z prawa łaski. Rotmistrz został zastrzelony 25 maja 1948 r. w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie. Nadal nie wiadomo, gdzie go pochowano.

- Pracowałem jako korespondent wojenny w Iraku i Afganistanie. Tam od kolegi dowiedziałem się, że był ktoś taki jak Pilecki. Zaciekawiła mnie ta postać i poświęciłem jej kilka lat życia. Był w tym także pewien wątek osobisty. Byłem wtedy w tym samym wieku, co on. Też miałem żonę i dzieci. I zastanawiałem się, co nim kierowało, że decydował się na rzeczy, jakie robił. To niezwykła osoba, ciągle mało znana w świecie. Pisząc swoją książkę chciałem przybliżyć go czytelnikom na Zachodzie - wyjaśnia Jack Fairweather.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.