Co ty wiesz o... grzybobraniu, czyli narodowy sport Polaków

Czytaj dalej
Fot. Katarzyna Świerczyńska
Michał Elmerych

Co ty wiesz o... grzybobraniu, czyli narodowy sport Polaków

Michał Elmerych

Co rozgrzewa polsko-polsko dyskusje do czerwoności? Polityka? Piłka nożna? Historia? Jak najbardziej. Ale o tej porze roku króluje jeden temat, jak Polska długa i szeroka. Grzybobranie.

Polacy są chyba jedynym narodem, który, chociaż używa określenia „emocje jak na grzybobraniu”, to absolutnie mu zaprzecza. Zbieranie grzybów to wyścig, to rywalizacja, to czasami wręcz wojna.

Dworzec Szczecin Dąbie, sobotni poranek kilka lat temu. Wysiadłem z pociągu z Warszawy. Czekam na autobus 77. Wraz ze mną grzybiarze. I to nie byle jacy. Mają nie tylko zawodowe kalosze, ale i pełne wiadra. Ukradkiem fotografuję i wysyłam zdjęcie Katarzynie. Doskonale wiem, jak zareaguje. Odpowiedź SMS-em nadchodzi praktycznie po sekundzie: „O nie!”.

Żaden grzybiarz, chociażby był najlepiej wychowany, nie wybaczy drugiemu tego, że zebrał więcej od niego. I nie wybaczy też, że ten z pełnym wiadrem miał więcej samozaparcia, by wstać rano w wolny dzień, a nie wylegiwać się do południa. Żaden.

Trudno powiedzieć, kiedy grzybobranie stało się polskim jesiennym sportem narodowym. Fakt faktem, że nie było chyba meblościanki w peerelowskich mieszkaniach klasy średniej, na której „Atlas grzybów” nie stałby obok czterotomowej encyklopedii PWN. A charakter tamtego zbieractwa doskonale oddali Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski w piosence „Na ryby” z Kabaretu Starszych Panów.

Na grzyby - aromatów pełen las
Na grzyby - przed wyjazdem sprawdźmy gaz
Weźmy czegoś parę kropel
A na drzwiach wywieśmy o tem
Że ruszyliśmy w sobotę
Bo powzięliśmy ochotę
Na grzyby - tu borowik a tam dzik
Dzik, dzik, pociągnijmy sobie łyk
Nie musimy dużo łykać, by się przestać lękać dzika
Bo gdyby, gdyby łyk większy
To na lwy by, a dlaczego nie na lwyby

Myślę, że wciąż wielu mogłoby opowiedzieć o tych pracowniczych wyjazdach na grzybobranie, które często kończyło się szukaniem uczestników będących w takim stanie, że „na lwyby”. Teraz jest jednak inaczej.

- Gdzie pani była, pani Irenko? W Miałach? I co, są? Jeszcze niewiele? A szła pani od stacji w prawo czy w lewo? - i tak padają kolejne pytania, bo jedna grzybiarka zadzwoniła do drugiej. Bo jak trafi się na życzliwą osobę, to można liczyć, że ta podzieli się, przynajmniej w części, swoim grzybowym eldorado.

Przeglądanie grup dyskusyjnych w internecie poświęconych grzybom Henryka zaczyna jeszcze w środku lata. Wówczas w lasach pojawiają się bowiem kurki. Sporo ich bywa w lasach Pojezierza Drawskiego. Henryka wyjeżdża więc ze Szczecina, wykupuje kilka dni w ośrodku nad jeziorem Lubie i zbiera. Kiedy sezon jest dobry, codziennie przynosi sporo pieprznika jadalnego. Karmi nim potem współtowarzyszy wypoczynku, którzy w czasie, kiedy ona idzie na grzyby, najchętniej podążyliby „na lwyby”.

Dla grzybiarzy innego tematu nie ma więc od lipca aż, czasami, nawet do grudnia. Kilka lat temu w lasach w okolicach Załomia grzyby można było zbierać i w okolicach Bożego Narodzenia. Przymrozki były bowiem niezwykle łaskawe. Kiedy więc Henryka wróci znad Lubia, sporo czasu spędza w Puszczy Bukowej. Ma psa, mieszka niedaleko, a poza tym wie, gdzie można znaleźć grzyby.

- Chodzę w takie jedno miejsce, o którym wiem, że nikt tam nie dociera. Chociaż to wydaje się niemożliwe, bo w soboty i niedziele puszcza jest pełna grzybiarzy - opowiada

A że to las przychylny ludziom, więc mało kto wychodzi z pustymi rękoma. Zawsze jakiś okaz się trafi.

Grzybiarze mają „swoje” miejsca i swoje ulubione gatunki grzybów. Jedni nie zbierają opieniek, inni wręcz przeciwnie. Nikt nie gardzi borowikiem lub podgrzybkiem, ale już takim koźlarzem czerwonym tak.

- Uwielbiam siedzunia sosnowego - zwierza się Katarzyna.

Siedzuń to po prostu szmaciak (tak popularnie nazywają go grzybiarze) lub kozia broda. Można go zbierać od kilku lat, bo wcześniej był pod ścisłą ochroną. Tylko trzeba wiedzieć, że ta narośl na sośnie to jest coś, co można zjeść.

- Ostatnio znalazłam chyba najpiękniejszy okaz w życiu. Był tak cudowny i tak duży, że aż nie wierzyłam swojemu szczęściu. To było coś niesamowitego - mimo iż od znaleziska minęły już dwa tygodnie, Katarzyna nie potrafi ukryć emocji - Ale teraz koniec z siedzuniem. Potrzebuję podgrzybków, które ususzę i będę mogła użyć do zrobienia wigilijnych uszek - mówi.

Bo jakoś tak jest, że chociaż zachwycamy się kuchnią orientalną i śródziemnomorską, to jednak nie wyobrażamy sobie, aby w naszym menu zabrakło zbieranych w polskich lasach grzybów. No bo jak uszka bez grzybowego farszu na wigilii, jak bigos bez grzybów, no i jak nie „dwa grzyby w barszcz”?

Porządny grzybiarz potrafi przejechać w poszukiwaniu udanych zbiorów całkiem sporo kilometrów. Są tacy, którzy ze Szczecina nie wahają się pojechać nawet w Lubuskie. I pal licho, kiedy dysponują samochodem, ale jeśli nie, to wyprawę trzeba logistycznie zaplanować.

Henryka samochodu nie ma

- Sprawdzam pociągi, bo nie wszystkie zatrzymują się na stacji, na której chcę wysiąść. Muszę dobrze wyliczyć czas, żeby wiedzieć, ile mogę chodzić po lesie, aby zdążyć na ostatni pociąg do Szczecina. W zależności od tego, o której pojadę, i od tego, co zastanę na miejscu, mniej więcej wiem, ile kilometrów przejdę. Pięć czy może dziesięć. Jeśli grzybów jest dużo, to będzie tych kilometrów oczywiście mniej. Jeśli nie, to pospacerujemy. Nic złego, ja lubię las - opowiada.

Grzybobranie to sport o tyle przyjemny, co niebezpieczny. Nie ma sezonu grzybowego, podczas którego media nie informują o zatruciach grzybami. W Polsce funkcjonują dwie listy grzybów jadalnych. Na opracowanej przez Ministerstwo Zdrowia są 42 pozycje. Na liście, której autorami są Barbara Gumińska i Władysław Wojewoda - polscy mykolodzy - grzybów jadalnych jest 169. Co ciekawe, siedzeń vel kozia broda vel szmaciak, tak uwielbiany przez Katarzynę, występuje tylko na tej drugiej liście.

Trzeba pamiętać, że gdy nie jesteśmy pewni, czy grzyb, który nam się podoba, nie zaszkodzi nam śmiertelnie, powinniśmy to skonsultować. Do tego można wykorzystać wojewódzką stację sanitarno-epidemiologiczną, czyli popularny Sanepid. Warto skorzystać z porady grzyboznawcy.

Pamiętajmy też, że chociaż grzyby dodają smaku i aromatu wielu potrawom, nie są wskazane dla dzieci i osób starszych.

- Nawet jeżeli są to grzyby jadalne - jak zauważyła kiedyś Katarzyna Świerczyńska współprowadząca audycję „Aktywna Sobota” w Radiu Szczecin.

Róbmy więc wszystko, aby jak najdalej było nam od piosenki Wojciecha Młynarskiego „Obiad rodzinny”, a właściwie od jej końcowego fragmentu…

raz dano zraz czy bitki zdobne w nitki,
A do zrazu zrazu chrzan, a potem grzybki,
No i przez te grzybki, chłód rodzinnej kryptki,
Nazbyt szybki dał obiadkom kres

A ja? Nie jestem grzybiarzem. Kiedyś w jednej z sieci handlowej chciałem kupić opakowanie kurek, czyli pieprznika jadalnego. Zrezygnowałem, kiedy zobaczyłem na etykiecie numer grzyboznawcy. 1313. Po co kusić los?

Michał Elmerych

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.