Zdalne nauczanie? Wszystkie klasy powinny powtórzyć ten rok

Czytaj dalej
Fot. fot. internet
Przemysław Franczak

Zdalne nauczanie? Wszystkie klasy powinny powtórzyć ten rok

Przemysław Franczak

"Zdalne nauczanie wywlekło na światło dzienne cały absurd pogoni za ocenami".

Narzekają nauczyciele. Na uczniów, którzy podczas nauki zdalnej kombinują, oszukują i śpią na e-lekcjach. Na rodziców, którzy suflują odpowiedzi podczas sprawdzianów lub wręcz za dzieci je rozwiązują.

Narzekają rodzice. Na dzieci, którym cały czas trzeba pomagać w nauce zdalnej, w tym na sprawdzianach. Na nauczycieli, przez których ostatnie miesiące to niekończąca się powtórka ze szkoły podstawowej (liceum już raczej nie, dla 90 procent dorosłych to materiał nie do ogarnięcia).

A dzieci? Dzieci już nawet nie na nic narzekają. Dzieci mają po prostu dość.

Powiedzmy sobie wprost – to jest stracony rok w nauce, bez szans na odrobienie dystansu. Do szkół wrócą – kiedyś, nie wiadomo wciąż kiedy – uczniowie z całą paletą trudnych do wyrugowania nawyków, wymagający powtórki całego materiału. Celowo nie piszę: przerobionego, bo zdalna nauka jest tak samo skuteczna jak teleporada u dentysty. Wrócą razem z ogromnymi dysproporcjami – między tymi, którzy mimo wszystko potrafili się uczyć, a między tymi, którzy popadli w stupor lub za których uczyło się brainly.pl. O tych, którzy de facto zniknęli z edukacyjnego systemu nawet nie ma co wspominać.

Na Ministerstwo Edukacji spadły w pewnym momencie gromy, z każdej strony w gruncie rzeczy, że w związku z pandemią obniża wymagania na tegorocznej maturze. Była to tymczasem jedna z niewielu trafnych diagnoz i dobrych decyzji resortu zarządzanego przez Przemysława Czarnka. Tak, ten rocznik – i następny również, bo on będzie mieć jeszcze większe luki – nie byłby w stanie doskoczyć do normalnego poziomu. Nie z własnej winy. Z edukacyjnego punktu widzenia – a zostawiając z boku inne argumenty - najlepiej by było, gdyby wszystkie klasy powtarzały rok. Co oczywiście jest niewykonalne, ale czy istnieje plan, choćby jego zarys, zasypywania różnic, uelastyczniania programów? Czy też pójdziemy na żywioł, nasz ulubiony: testy, sprawdziany, kucie, stres, nadganianie. Przerzucanie odpowiedzialności na uczniów i ich rodziców.

W kwestii działań MEN, które w szczycie pandemii za jedną z kluczowych kwestii uznaje zbadanie, czy w podręcznikach do historii nie jest nadużywana fraza „naziści” kosztem Niemców, trudno być optymistą. Pandemia obnażyła wszystkie systemowe słabości polskiej szkoły – za które nie jest odpowiedzialny wyłącznie rząd Zjednoczonej Prawicy, on jednak ochoczo je utrwala. Dla nauki zdalnej nie było żadnej nowej wizji i rekomendacji, by pracować „out of the box” – dostosowano stare reguły do komunikacyjnych platform. Stąd spektakularna skala niedozwolonego wspomagania i „wspólnych lekcji” całej rodziny. Szóstka dla ojca z historii, a dla matki z matematyki.

Zdalne nauczanie wywlekło na światło dzienne cały absurd pogoni za ocenami. Prawdę mówiąc, nie dziwię się rodzicom, którzy pomagają na przykład ósmoklasistom przy sprawdzianach. Punkty za świadectwo to nie w kij dmuchał przy rekrutacji, bez nich można zapomnieć o dobrej szkole. Wytrzymaj presję, gdy wiesz, że inni uczniowie też jadą na środkach dopingujących, a ty widzisz, że twoje dziecko źle znosi izolację i naukę zdalną. Wygrywa zasada: ratujmy, co się da. Zawsze.

Negatywne skutki pandemii właśnie w edukacji będą największe i trwalsze niż inne. Jedyne, co wyjdzie z tego bez szwanku to minister Czarnek i jego nowa, „prawomyślna” podstawa programowa.

Przemysław Franczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.