Zbyt głośne ptaki, dźwig jak wieloryb i nie ten mąż, czyli koszalińscy strażnicy miejscy na służbie

Czytaj dalej
Fot. Radek Koleśnik
Joanna Krężelewska

Zbyt głośne ptaki, dźwig jak wieloryb i nie ten mąż, czyli koszalińscy strażnicy miejscy na służbie

Joanna Krężelewska

Kiedy strażnik miejski wypisuje nam mandat, ani jemu, ani nam nie jest do śmiechu. Jednak niektóre zgłoszenia mundurowi muszą potraktować z przymrużeniem oka. Nie wierzysz? Poczytaj!

Numer alarmowy 986. Odbiera dyżurny Straży Miejskiej w Koszalinie, jeden z 23 funkcjonariuszy służących w tej formacji. To już dzisiaj kolejny telefon od mieszkańców. Z jakimi problemami dzwonią najczęściej?

- Niemal połowa z około 15 tysięcy interwencji, które podejmujemy w ciągu roku, dotyczy niewłaściwego parkowania pojazdów - wskazuje Piotr Simiński, komendant Straży Miejskiej w Koszalinie. - Pozostałe cechuje sezonowość. Latem mieszkańcy proszą o pomoc w przypadkach naruszania spokoju i wykroczeniach porządkowych. Sezon jesienno-zimowy to czas interwencji dotyczących spalania śmieci.

Koszalińscy strażnicy przez cały rok walczą też ze śmieciarzami, którzy podrzucają odpady w miejscach niedozwolonych. Funkcjonariusze wykorzystują do tego m.in.bfotopułapki. Miesięcznie do sprawdzenia mają nawet 30 tysięcy fotografii, na których dokładnie widać, przez kogo narzekamy na bałagan w mieście.

Podczas niedawnego święta Straży Miejskiej w Koszalinie jedenastu funkcjonariuszy odebrało awanse na wyższe stopnie służbowe. Ośmiu za wyróżniającą się służbę otrzymało nagrody. Przykłady?

Starszy specjalista Sebastian Binaś wspólnie ze strażnikiem Wojciechem Krauze dopadli w pościgu kierowcę, który spowodował kolizję na ul. Jedności. Starszy inspektor Henryk Chuderewicz zatrzymał kobietę, która zaatakowała maczetą konkubenta. Strażnicy schwytali również mężczyznę, który podpalił altanę działkową w ogrodzie przy ul. Władysława IV, w której spała jego partnerka.

No dobrze, skoro było już poważnie, to przy okazji urodzinowego świętowania namówiliśmy strażników na zwierzenia. Jakie zgłoszenia najbardziej ich rozbawiły? Kiedy musieli dławić śmiech, by nie sprawić dzwoniącemu przykrości?

- Jednym z bardziej absurdalnych zgłoszeń, tym dziwniejszych, że często się pojawia, jest prośba o… uciszenie ptaków - mówi komendant Simiński. - Dzwoniący proszą, by patrol przyjechał pod wskazany adres i zareagował na zbyt głośne ptactwo. Latem otrzymaliśmy też podobny telefon z plaży. Turyście w gminie Mielno przeszkadzały w odpoczynku mewy…

Plażowicze mieli zresztą więcej ciekawych pomysłów. Pytali dyżurnego między innymi o temperaturę wody w Bałtyku, o to, jaki jest kolor flagi na plaży, bądź bardziej ogólnie - czy warto danego dnia wybrać się z Koszalina na kąpiel w Mielnie.

A skoro już jesteśmy w okolicach morza, jedno ze zgłoszeń nawiązywało do mieszkańców podwodnego świata.

- Mieszkaniec ulicy Staszica poprosił o interwencję w sprawie pracującego na budowie dźwigu. Żądał, by zakazać jego pracy. Argumentował to w dość zabawny sposób - jego zdaniem dźwig skrzypiał jak wieloryb, który próbuje się porozumieć z innym przedstawicielem swojego gatunku, co też próbował zademonstrować - wspomina szef koszalińskich strażników.

Mundurowi nie zakazali pracy operatorowi sprzętu. Nie było ku temu podstaw.

Wyjdźmy na ląd. Tu nie zawsze jest bezpiecznie. I znów zwierzęta temu winne. Oto interwencja z ulicy Dębowej w Koszalinie. Mężczyzna poprosił dyżurnego o pomoc po tym, jak zaczęła go gonić rodzina dzików.

- A gdzie pan jest?

- No… ukrywam się.

- Gdzie dokładnie?

- Na drzewie.

Po tej krótkiej wymianie zdań było już pewne, że patrol natychmiast musi wkroczyć do akcji i pomóc mężczyźnie. Uff, dobrze, że mamy telefony komórkowe!

Kolejny telefon dotyczył udomowionego czworonoga. Kota. Najwyraźniej zatęsknił za wolnością i uciekł.

- Zadzwoniła do nas jego właścicielka. Powiedziała, że zaginiony kot podobno widziany był na dworcu kolejowym w Słupsku. Poprosiła, by sprawdzić, czy wrócił już do Koszalina. Chciała, by strażnicy pojechali na dworzec i obserwowali, czy aby nie wysiada z pociągu… - opisuje Piotr Simiński.

Tym razem strażnicy odmówili. Czasu na obserwowanie pociągów raczej nie mają. Sporą część dnia pracy zajmują im obowiązki związane z wyciąganiem konsekwencji wobec kierujących, którzy nie respektują przepisów ruchu drogowego. Oręż w walce z tymi, którzy parkują, gdzie popadnie, to między innymi blokady na koła. Strażnicy mają na wyposażeniu różne ich modele.

- W przypadku pojazdu na holenderskich numerach rejestracyjnych strażnicy zastosowali blokadę typu pazur. Po kilku godzinach wciąż nie mieli telefonu od kierowcy, więc pojechali sprawdzić, co dzieje się z autem. Zniknęło, razem z blokadą - mówi komendant Simiński.

Zagadka została wkrótce rozwiązana. Zapowiedzią był rumor w siedzibie Straży Miejskiej w Koszalinie. Z impetem wkroczył tam mężczyzna, dzierżąc 19-calowe koło z zamontowaną na nim blokadą. Udało mu się je zdemontować i założyć zapasowe.

- Twierdził, że bardzo się spieszył i gdy już załatwił wszystkie sprawy, przyszedł się rozliczyć. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w innym przypadku czekałby go jeszcze zarzut przywłaszczenia mienia - kwituje komendant.

Ostatnia historia dowodzi siły sugestii. Strażnicy zostali zaalarmowani, że na jednej z ulic w centrum Koszalina leży nietrzeźwy mężczyzna. Natychmiast pojechali na miejsce. Zobaczyli dobrze im znanego bezdomnego. Absolutnie pijanego. Gdy chcieli zabrać go do radiowozu, przybiegła kobieta.

- Twierdziła, że to jej sąsiad. Strażnicy byli zdziwieni, tłumaczyli, że pan jest im znany i zawiozą go do izby wytrzeźwień. Kobieta prosiła jednak, by chwilę zaczekali, aż przyprowadzi żonę owego mężczyzny - mówi Piotr Simiński.

I tak też się stało. Przybiegły już dwie panie, z czego jedna zapewniła, że to jej ślubny. Poprosiła o pomoc w odprowadzeniu go do domu. Strażnicy chwycili mężczyznę i pomaszerowali pod wskazany adres. Kobieta otworzyła drzwi i osłupiała - w tym czasie do domu wrócił jej mąż. Ten właściwy. I trzeźwy. Powiedziała tylko: „Ojej, pomyliłam chłopów!”. Dobrze, że zorientowała się na tym etapie, a nie dopiero w nocy…

Strażnicy odbierają też nieuzasadnione zgłoszenia, niektórzy stroją sobie żarty, zgłaszając obecność ducha w szafie. Ktoś pyta o PIN do telefonu. Choć bywa to zabawne, czasem wcale nie jest do śmiechu. To problem ogólnopolski. Z przedstawionych ostatnio statystyk wynika, że w 2021 w całej Polsce na 21 milionów zgłoszeń pod numer alarmowy 112, aż 13 milionów to fałszywe lub anulowane połączenia.

Aby z tym walczyć, Kraków rozpoczął kampanię #112ToNieŻarty, która ma nagłośnić problem. Na wszelki wypadek przypomnijmy - za umyślnie blokowanie numeru alarmowego bez uzasadnionej przyczyny grozi kara ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 złotych.

- Stosowaliśmy takie kary w sytuacjach, gdy ktoś wzywał strażników, by zemścić się na sąsiedzie bądź chciał po prostu zobaczyć, czy przyjedziemy - podsumowuje Piotr Simiński.

Joanna Krężelewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.