Wózek otworzył mi oczy. Mogę wszystko, nawet pokonać triatlon

Czytaj dalej
Fot. Archiwum M. Nitki i M. Klafetki
Dorota Witt

Wózek otworzył mi oczy. Mogę wszystko, nawet pokonać triatlon

Dorota Witt

3,8 km wpław. 180 km na rowerze. 42 km biegiem. Mikołaj „Nitas” Nitka i Michał „Klafa” Klafetka z Bydgoszczy jako pierwsi w Europie pokonają triatlon w duecie: osoba na wózku i operator. To spełnienie ich sportowych ambicji z poprzedniego życia.

- Uważaj , bo ci z przedmieścia nie mają litości - tak przyjaciel przestrzega Philippe’a (sparaliżowanego w wyniku wypadku) przed nowym pomocnikiem, Drissem, Algierczykiem, z kryminalną przeszłością.

- I o to mi chodzi, nie chcę żadnej litości - odpowiada milioner. - Driss często podaje mi telefon. Wiesz dlaczego? Bo zapomina, że nie jestem w stanie wziąć go w rękę. Nie należy do współczujących, to prawda. Za to jest wielki i silny. Ma dwie ręce i nogi. Jest też bystry i zdrowy. Resztę - w moim stanie - jak mówisz, mam gdzieś.

„Nietykalni” to filmowa opowieść o przyjaźni między ludźmi, których sytuacja wydaje się beznadziejna. I to jedyne, co ich łączy. Jest oparta na prawdziwej historii. Polska premiera nominowanego do Oscara filmu w reżyserii Oliviera Nakache’a i Érica Toledana odbyła się w 2012 roku. W 2012 roku młody, rozrywkowy, chciałoby się powiedzieć: narowisty chłopak usłyszał diagnozę: zanik mięśni typu Beckera. Bez szans na leczenie. Gdy choroba dała o sobie wyraźnie znać, miał 20 lat. Wtedy jeszcze nie chciał w nią wierzyć. Imprezował. Do domu wracał nad ranem. Nie zauważył, by bliscy widzieli w tym coś niepokojącego. Czuł, że skoro i tak jest chory, wolno mu wszystko.

Historia prawdziwa

Historia Mikołaja, bo o nim mowa i Michała (o nim będzie mowa za chwilę) dzieje się naprawdę. Dziś mają po 28 lat. Poznali się dopiero cztery tygodnie temu, choć dorastali w jednym mieście. Obaj całkiem niedawno musieli przekreślić marzenia i znaleźć w życiu nowy sens.

Mikołaja ze złudzeń stopniowo odzierała choroba, która z czasem posadziła go na wózku.
- Pamiętam moment, kiedy poczułem się naprawdę bezsilny. Wracałem po nocnej imprezie. Pod domem okazało się, że nie jestem w stanie wysiąść z samochodu, ciało mnie nie słuchało. Musiałem zadzwonić po ojca, poprosić o pomoc. To był wielki cios - opowiada Mikołaj.

Michał był nadzieją bydgoskiego wioślarstwa. Trenował w Bydgoskim Towarzystwie Wioślarskim. Był taki moment, gdy wszystko szło z górki: coraz lepsze wyniki zadziwiały trenera i budziły podziw kolegów. Michał był jak na haju. Ale pojawiła się kontuzja. Potem następna. I następna. Trzeba było powiedzieć: dość. I zacząć wszystko od zera - po 12 latach życia tylko dla sportu. A na to zawodników nikt nie przygotowuje.

Postanowienie noworoczne

Mikołaj spędził tegorocznego Sylwestra sam. Pierwszy raz od bardzo dawna. Właśnie rozstał się z dziewczyną (- Oświadczyła, że nie wyobraża sobie dalszego życia ze mną - powie za chwilę. - I ja to nawet rozumiem. Ale i tak czuję żal). Przez ostatnie lata nie było weekendu, którego nie spędziliby na zabawie: a to krótki wyjazd nad morze, a to kąpiel w termach, a to wypad na miasto. - Tak jakbym chciał za wszelka cenę udowodnić jej, że wszystko jest ok. Aż przyszedł moment, w którym wyjście na piwo nie było już tak łatwe, bo - by usiąść - potrzebowałem oparcia, np. o solidny stolik, a w lokalach o taki trudno. Dla wygody usiadłem na wózek. I już z niego nie wstałem. Mięśnie stopniowo zanikają.

A więc: styczeń 2020. Mikołaj ma tylko jedno postanowienie: zawalczyć o siebie. Na co dzień poza rehabilitantką i dwoma asystentami opiekują się nim mama i siostra. Dni są wypełnione: 5.00 - pobudka. Mikołajowi trzeba pomóc stanąć na nogach: dać oparcie z własnego ciała. To ponad półtorej godziny pracy. Potrzeba czasu, by do mięśni dotarł sygnał z mózgu: wstajemy. To ważne, bo tylko niestrudzone ćwiczenia są w stanie opóźnić skutki choroby. O 6.40 mama wybiega na autobus, by zdążyć do szpitala - jest pielęgniarką, a siostra leci na zajęcia. Mikołaj ma czas na pracę przy biurku. Do południa. Wtedy przychodzi asystent, ćwiczą, jedzą obiad. Po południu: siłownia (niezbędna), czasem basen (konieczny) i rehabilitacja w domu (obowiązkowa). Ale weekendy to nuda.
- Miałem poczucie, że wiszę na bliskich - mówi Mikołaj. - Moja siostra i mama czuły, że muszą trwać przy mnie. Postanowiłem je uwolnić od tej presji i znaleźć asystenta na weekendy, kumpla, z którym mógłbym gdzieś wyskoczyć.

Ofertę takiego zajęcia trzeba było dobrze sprzedać, a to Mikołaj potrafi (pracuje jako menedżer, nawiązuje relacje biznesowe bezpośrednio z tymi, do których inni handlowcy nawet nie startują). W sieci pojawiło się więc ogłoszenie dziwnej treści: Jeżeli lubisz dobrą zabawę, ta praca jest właśnie dla Ciebie. Poszukujemy osoby, która wyciągnie na zakupy, do kina, klubu.
Zgłoszeń prawie nie było.
- SMS-a od Michała dostałem, gdy byłem na siłowni. Oddzwoniłem wieczorem. Przegadaliśmy 40 minut - opowiada Mikołaj.

- Co, gdybyście się nie polubili? - pytam.

- Nie zakładałem takiej opcji - mówi Michał. - Byłem w takim momencie życia, że chciałem znaleźć jego sens, dać z siebie coś innym. Wydostać się z bańki, w której na lata zamknął mnie sport. Pierwszym krokiem było zaangażowanie się w akcję „Szlachetna Paczka”. Postanowiłem pójść dalej. Kiedy codziennie intensywnie trenujesz i nagle to się urywa, musisz zaleźć przestrzeń, by oddać zmagazynowaną energię.

Byłem w takim momencie życia, że chciałem znaleźć jego sens, dać z siebie coś innym. Wydostać się z bańki, w której na lata zamknął mnie sport. Pierwszym krokiem było zaangażowanie się w akcję „Szlachetna Paczka”. Postanowiłem pójść dalej.

Mikołaj stopniowo zamykał się w swojej bańce. Rówieśnicy pozakładali rodziny, nie mają dziś tyle czasu na wieczorne czy weekendowe spotkania jak jeszcze rok temu. Niepełnosprawni często są zamknięci w domach jak w twierdzach. - I ja zacząłem się wycofywać, nabrałem przekonania, że nie pasuję do świata zdrowych, że wielu rzeczy mi nie wolno - mówi Mikołaj. - To błędne koło. Wtedy w Sylwestra postanowiłem, że się nie poddam, że wreszcie zacznę żyć po swojemu. Wózek otworzył mi oczy. Dzięki niemu widzę, co jest naprawdę ważne. Najbardziej doceniam bliskich i przyjaciół, którzy są przy mnie. To, że mam do kogo dzwonić po pomoc, gdy np. przewrócę się w pustym domu.

Tylko z tym jednym sami sobie nie poradzą

Pierwsze weekendowe wyjście Mikołaja i Michała to... wspólny bieg. Michał musiał się też w przyspieszonym tempie nauczyć tego, jak opiekować się osobą na wózku. Kiedy pierwszy raz pomagał mu w pionizacji, wyszło jak dubel do sceny z „Nietykalnych”, kiedy Driss sadza Philippe’a, a ten bezwładnie spada z wózka, bo Michał sądził, że skoro Mikołaja postawił, ten będzie stał, ot tak.

- Szybko okazało się, że obaj nie wyobrażamy sobie życia bez sportu - mówi Michał - Biegłem więc, pchając wózek. Ze zwykłym wózkiem możemy pokonać jednorazowo dystans maksymalnie 15 km i to niezbyt szybko. Nasz rekord prędkości to 9 km na godzinę (filmowi bohaterowie również biegają, dzięki wózkowi po tuningu osiągali prędkość 12 km na godzinę). Bydgoszczanom też marzy się więcej: w ramach przygotowań do sierpniowego triatlonu Iron man - Bydgoszcz Borówno (to właśnie udziałem w jednej z edycji tej sportowej imprezy swoją przygodę z trenowaniem z przytupem zakończył Michał), 15 marca mają zamiar wystartować biegu na 10 km w Poznaniu, 29 marca w półmaratonie w Gdańsku, potem w planach jeszcze jeden dystans na długości 21 km i jeszcze „piątka”. A - i nie brakuje im szalonych pomysłów, ot, choćby wspólny skok na bungee, może i ze spadochronem. - To wszystko po to, by nie mieć czasu na myślenie, by wyłączyć głowę - przyznaje Mikołaj.

Chcemy zarażać tą pozytywną energią, marzy nam się, by dzięki akcji zyskać przyjaciół, by ludzie machali do nas życzliwie, kiedy spotkają nas na mieście podczas treningów.

Triatlon to wyzwanie, do którego trzeba się przygotować i fizycznie (Michał ma śmiały plan treningowy, a Mikołaj wybiera się do dietetyka, by trochę schudnąć - Bo wielki ze mnie dziad - mówi ze śmiechem), i psychicznie. Wspólny bieg polega na tym, że Michał pcha wózek. Potrzebny jest specjalny, sportowy, taki, który łatwo da się przymocować do roweru.

- Odezwałem się już do firmy, która robiła podobny, zapowiedzieli, że wykonają złączkę specjalnie dla nas - chwali się Mikołaj.

Technicznie najtrudniej będzie podczas pływania. Michał będzie ciągnął za sobą ponton, w którym siedział będzie Mikołaj. Trwają poszukiwania odpowiedniego sprzętu. Jego koszt to ok. 50 tys. zł. I tu pojawia się pierwsza przeszkoda, której dwaj bydgoszczanie nie pokonają sami. Utworzyli więc internetową zbiórkę na stronie www.zrzutka.pl (pod hasłem „Aironman na wózku - Wesprzyj pierwszy w Europie Triathlon z osobą niepełnosprawną"). Wiedzą już nawet, co zrobią, jeśli na zakupach uda się zaoszczędzić: pomogą dzieciakom, które - jak oni - mają sportowe marzenia. Pierwszy sukces już jest - organizatorzy triatlonu zareagowali na pomysł z entuzjazmem.

- Chcemy zarażać tą pozytywną energią, marzy nam się, by dzięki akcji zyskać przyjaciół, by ludzie machali do nas życzliwie, kiedy spotkają nas na mieście podczas treningów - mówi Mikołaj.

Wszystko jest możliwe

- Bieg z wózkiem to duże obciążenie? - pytam Michała.

- Obciążenie? Ja tak tego nie widzę. Muszę włożyć w bieg po prostu trochę więcej siły.

- Zwłaszcza, że startujecie z pełnosprawnymi biegaczami...

- Wszyscy jesteśmy pełnosprawni, Mikołaj po prostu siedzi na wózku - Michał jest czuły na słowa.

- To fakt, Michał jest „nielitościwy”. I bardzo to cenię - przyznaje Mikołaj.

- Są takie wieczory, że łzy lecą ciurkiem i nie jestem w stanie ich zatrzymać - mówi Mikołaj półgłosem, gdy Michał na chwilę znika. - Najgorzej jest, gdy pomyślę o rówieśnikach, którzy założyli rodziny. A mi całe życie babcia powtarzała: „pamiętaj, o kobietę trzeba dbać jak o najpiękniejszy kwiat”. Od zawsze założenie rodziny było dla mnie czymś oczywistym, celem, spełnieniem. Najtrudniejsze było przewartościowanie swojego życia, skupienie się na tym, by brać z niego jak najwięcej dla samego siebie.

Filmowy Philippe wspomina 25 lat, które szczęśliwie przeżył z żoną. „To nie wózek jest moim nieszczęściem, a życie bez niej” - mówi po jej śmierci. Dostaje jednak szansę na nową miłość. Mężczyzna, na którego losach wzorowali się twórcy filmu, żyje w Maroku. Ma drugą żonę, wspólnie wychowują córki.

„Wszystko jest możliwe” - brzmi napis na plakacie, który wisi w pokoju, gdzie Mikołaj jest rehabilitowany, codziennie przez godzinę.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.