Szach mat szkoło! Ja się ciebie wcale a wcale nie boję

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Capar
Wojciech Lesner

Szach mat szkoło! Ja się ciebie wcale a wcale nie boję

Wojciech Lesner

Na szachownicy bije dziadka i mamę. Grając na komórce, uczy się angielskiego. Piotruś szkoły się nie boi. Wiemy, bo towarzyszyliśmy mu, kiedy poszedł tam po raz pierwszy.

Na siódme piętro wjeżdżam wiekową windą. Telepie, ale dowozi mnie na docelową kondygnację. Wychodzę na galerię. Po mojej prawej rozpościera się panorama całego miasta. Pobliskiej szkoły podstawowej jednak nie widać - znajduje się po drugiej stronie bloku. Następne drzwi czekają już na mnie szeroko otwarte, w progu widzę uśmiechniętą mamę. Jej Piotruś zaczyna dziś szkołę. Idzie do pierwszej klasy w Szkole Podstawowej nr 16 w Słupsku.

Godzina przed

Mama Katarzyna zaprasza mnie do środka. Witam się z nią i dziadkiem Piotrusia, który także chciał uczestniczyć w tym wyjątkowym dniu. Atmosfera w mieszkaniu pierwszaka panuje spokojna, powiedziałbym nawet - wakacyjna. Rozglądam się dookoła, ale główny bohater tej opowieści gdzieś się skrył. Salon? Pusty. Kuchnia? Ani śladu. Mama ruchem ręki zaprasza mnie do pokoju na końcu korytarza. Jest.

Piotruś siedzi na kanapie, już przygotowany do wyjścia - biała koszula, stylowe jeansy, jak na pierwszaka przystało. Ścianę pokrywają plakaty jego ulubionych bohaterów z gier i bajek. Przy wejściu stoi spora szafa, a w rogu przy oknie biurko. Od teraz będzie wykorzystywane do odrabiania lekcji.

Wszystkie przybory pani Katarzyna zakupiła już w lipcu - jak mówi, lubi mieć wszystko przygotowane zawczasu. Jest jednak pewna rzecz, którą każda młoda osoba rozpoczynająca przygodę z edukacją musi wybrać sama i tylko sama - piórnik. Tego, który ma Piotruś, pozazdrości mu niejeden kolega. Granatowy, w gejmingowe motywy, w pełni wyposażony: kredki, ołówki, linijka, gumka.

Najspokojniejsza jest chyba mama - dziecko w pierwszej klasie to dla niej nie pierwszyzna. Córka pani Katarzyny na rozpoczęcie roku już poszła, ale do liceum. Piotrusia też czeka nowe otoczenie, nowi koledzy, trudne lekcje czytania i pisania, a wydaje mi się, że to ja jestem bardziej zestresowany spotkaniem niż on. Do pierwszego dnia w szkole podchodzi na pełnym luzie. Pokazuje mi gry na telefonie (to własność mamy, żeby była jasność, bo swojego jeszcze nie ma), stroi zabawne miny do lustra.

- Średnio lubił chodzić do przedszkola, ale dogadywał się z dziećmi i dobrze się z nimi bawił - komentuje pani Katarzyna. - Do tego w wakacje do wieczora przesiadywał na dworze. Ma swoją ekipę na placu zabaw.

W szkole zabaw i gier też nie zabraknie - Piotruś będzie uczęszczał do klasy sportowej. Na lekcjach wychowania fizycznego będzie ćwiczył i rywalizował z kolegami z klasy. A rywalizację ma we krwi - mimo młodego wieku jest znakomitym szachistą.

- Ciągle mnie ogrywa - wtrąca mama.
- Raz z nim zremisowałem! - chwali się dziadek.

Królewskiej gry uczył się pod okiem mistrzów w Słupskiej Akademii Szachowej. Nic dziwnego, że doskonale radzi sobie z liczeniem. Choć nie potrafi jeszcze wyrecytować z pamięci całej tabliczki mnożenia, to najbardziej nie może się doczekać właśnie lekcji matematyki.

Pół godziny przed

Mimo że do szkoły piechotą jest może z pięć minut drogi, to jednak powoli trzeba się zbierać. Piotruś jakby jeszcze bardziej się rozluźnia. Wykorzystuję zawadiacki nastrój chłopca i pytam, czego się najbardziej obawia.

- Że dzieci będą się bić. I lekcji angielskiego - zdradza.

Mama szybko rozwiewa lęki związane z językiem obcym. - Granie na telefonie ma swoje plusy, bo niekiedy uczy angielskiego lepiej niż szkoła - mówi.

Pora w drogę, ale najpierw trzeba dopełnić galowej stylizacji. Idealnie skrojona niebieska marynarka wędruje na ramiona pierwszaka, na nogach lśnią czarne, eleganckie buty.

- Trochę dziewczyńskie - mówi nagle chłopiec, głaszcząc je po czubkach.

- Czarne buty dziewczyńskie? - dziwię się.

- Dziewczyńskie to są różowe albo białe! - wtrąca dziadek, kończąc dyskusję.

Ciekawe stwierdzenie, panie dziadku, myślę sobie, biorąc pod uwagę, że sam wsuwasz właśnie na stopy śnieżnobiałe adidasy! Piotruś częstuje mnie też gumą miętową, sam już jedną żuje. Wcale mu się nie dziwię - świeży oddech to podstawa, szczególnie gdy poznajesz nowych ludzi - nauczycieli, kolegów, no i koleżanki. Mama zarzuca na siebie czerwoną marynarkę, tym samym dając znak do wyjścia. Szybka podróż windą, spacer korytarzem i już jesteśmy na świeżym powietrzu. A tam? Jak w ulu. Pierwszak mija przyjaciół z podwórka. Nie wie, czy będzie chodził z nimi do jednej klasy.

- Byliśmy na dniach otwartych i spotkaniach. Pozytywnie odebrałam tę szkołę. Ze względu na to, że ja i tata Piotrusia pracujemy, będzie musiał zostawać na świetlicy. Pierwsza klasa to jeszcze nauka poprzez zabawę - opowiada pani Katarzyna.

Idziemy dalej, osiedle tętni życiem. Jeszcze wczoraj o tej porze nie było na ulicach prawie nikogo. Piotruś mówi, że chciałby iść na plac zabaw, ale pobawi się na nim dopiero po rozpoczęciu roku i obiedzie w McDonaldzie, bo w taki dzień można sobie pozwolić na trochę niezdrowego jedzenia. Zbliżamy się do szkoły. Piotruś wypatruje rówieśników. Tych nie brakuje szczególnie na placu przed szkołą. Trzymają za rękę swoich rodziców, którzy wyglądają na bardziej zagubionych niż ich pociechy.

Godzina zero

Dla pierwszaków przygotowano uroczystą inaugurację połączoną z pasowaniem. Dobrze, że na miejsce docieramy kwadrans przed czasem, bo musimy się dopytać, gdzie właściwie rozpoczęcie roku się odbędzie. Przed szkołą? Na większej sali gimnastycznej? A może na tej mniejszej? Nie my jedyni jesteśmy zagubieni. W końcu cenną informacją ratuje nas uczennica ze starszej klasy - jednak mniejsza sala gimnastyczna! Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie (na którym Piotruś wybiegł trochę w przyszłość, ustawiwszy się pod tablicą „IV Liceum Ogólnokształcące”) i można wejść w paszczę lwa.

W środku duszno, tłoczno i gwarnie. Potok ludzi spływa głównym korytarzem - młodsi i starsi, w koszulach, spódniczkach, marynarkach. Dzieci uśmiechnięte, rodzice zmęczeni. Wchodzimy na salę, która zadziwiająco nie tonie jeszcze w morzu pierwszaków. Ale już po pięciu minutach zapełnia się po brzegi. Klasy ustawiają się według oznaczeń na podłodze. Piotruś staje zaraz z brzegu, w pierwszym rzędzie - jest w 1A. Spokojny, rozgląda się dookoła z zaciekawieniem. Jak się okazuje, do klasy sportowej nie dołączył żaden kolega z podwórka. Towarzyskiego pierwszaka fakt ten jednak nie niepokoi, przeciwnie - po chwili wita się już ze Stasiem, z którym być może dzielić będzie szkolną ławkę.

Pora na oficjalne uroczystości. Baczność, hymn państwowy. Krótka przemowa dyrektorki, która szybko zamienia mikrofon na olbrzymi ołówek. Na pasowanie czekał każdy. Piotruś dostępuje zaszczytu jako jeden z pierwszych. Błyskają flesze aparatów, rodzice kucają, skaczą i wyginają się, by uwiecznić tę wyjątkową chwilę.

Pełnoprawne już pierwszaki ruszają w kierunku sal lekcyjnych pod opieką wychowawców. Żegnam się z Piotrusiem. Wtedy nie wiem, że nie na długo.

Wiele godzin po

Godzina 20, w kieszeni wibruje mi telefon. Pisze mama Piotrusia. Pewnie przysłała zdjęcia z rozpoczęcia roku. Chętny do obejrzenia obszernej zapewne galerii odblokowuję telefon i widzę fotografię - jedną, na której pierwszak z owiniętą bandażem głową leży na łóżku w karetce.

- Piotruś zakończył dzień z przytupem - pisze pani Katarzyna. - Rozciął głowę na placu zabaw, pojechaliśmy z nim na SOR.
Na szczęście skończyło się na dwóch szwach i przedłużonych wakacjach - Piotruś do szkoły w piątek nie poszedł, był zbyt osłabiony.

Ten dzień pełen wrażeń i skrajnych emocji zapisze się w pamięci pierwszaka i jego bliskich na długo… a my im w tym pomożemy! Nie każdy przecież ma okazję przeczytać o swoim pierwszym dniu w szkole w gazecie!

Wojciech Lesner

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.