Dorota Kowalska

S. Małgorzata Chmielewska: Wykrzykiwanie haseł i machanie sztandarami to nie świadomość historii

S. Małgorzata Chmielewska: Wykrzykiwanie haseł i machanie sztandarami to nie świadomość historii Fot. Tomasz Urbanek, DD TVN, East News
Dorota Kowalska

Jeśli będziemy przyzwalać na agresję, nienawiść, kopanie się, podkopywanie się, obrażanie jeden drugiego, to się sami doprowadzimy do upadku. Pana Jezusa przez wieki wykorzystywano do najrozmaitszych celów, również politycznych i wręcz wojennych, i w tej chwili dzieje się tak samo - mówi siostra Małgorzata Chmielewska

Myśli Siostra, że Polacy są dzisiaj mniej czy bardziej skłonni pomagać innym?
Mniej lub bardziej w stosunku do czego?

Do tego, jak było jeszcze pięć, dziesięć lat temu.
Myślę, że generalnie jesteśmy skłonni pomagać, ale na naszych warunkach, na przykład nie jesteśmy absolutnie w stanie pomagać tym, których nie lubimy. Nie jesteśmy skłonni pomagać uchodźcom, nie jesteśmy w stanie przyjmować uchodźców. Natomiast myślę, że powoli, powoli dociera do naszej świadomości po wielu, wielu latach, że bezdomność jest faktem, najpewniej trwałym, i to w każdym społeczeństwie. Co nie oznacza oczywiście, że nie należy z nim walczyć, minimalizować w skali społecznej tego zjawiska. I jest coraz więcej ludzi, którzy starają się pomagać innym, w tym bezdomnym. Jest bardzo wiele, bardzo różnych, prowadzonych na mniejszą lub większą skalę inicjatyw pomocowych. Powiedziałabym, że dorastamy powoli, jako społeczeństwo, do solidarności społecznej.

A skąd w nas ten strach przed uchodźcami, jak Siostra myśli? Przecież przez lata sami nimi byliśmy i inne narody udzielały nam pomocy.

Historię mamy głęboko w nosie i nie czujemy się absolutnie jej dziedzicami. W tym przypadku, bo w wielu innych, ach, jak najbardziej - to po pierwsze. Po drugie, myślę, że świadomość historii, poczucie historii nie są tak powszechne, jakby nam się wydawało. Nie mówię tutaj o wykrzykiwaniu haseł i machaniu sztandarami, bo to nie jest świadomość historii. Ze świadomości historii powinna wypływać pewna refleksja nad wartościami, z powodu których, dla których wielu Polaków było wygnańcami lub z powodu braku których wielu Polaków było prześladowanych. Takiej refleksji nie ma. Więc nie mówmy o tym, że wszyscy w Polsce mają głęboką świadomość historii. A strach przed uchodźcami jest podsycany przez polityków i mass media oczywiście.

Tylko wydawałoby się, że w XXI wieku jesteśmy bardziej niż wcześniej przyzwyczajeni do inności: podróżujemy po świecie, stykamy się z innymi kulturami, z innością. Więc można by zakładać, że jesteśmy do niej przyzwyczajeni i ją akceptujemy.
Nie, nie jesteśmy przygotowani, bo przygotowanie do akceptowania inności wymaga naprawdę kilku generacji. My sami, emigrując w tej chwili niezwykle intensywnie, jakby za rzecz naturalną przyjmujemy, że inni, ci, którzy nas goszczą, akceptują naszą inność. Sami dopiero wychodzimy z pewnych ograniczeń. Jesteśmy społeczeństwem gremialnie chłopskim, i to nie moje zdanie, ale zdanie bardzo poważnych socjologów. Ta grupa społeczna przez wieki była uciskania, a więc niejako nauczyła się samoobrony. Społeczeństwo chłopskie jest na dorobku. Wielu, wielu ludziom współczesne przemiany polepszyły los, ale też za tym musi iść coś dużo, dużo głębszego. Wykształcenie czy pieniądze to jeszcze nie jest wychowanie do pewnych wartości. A tego wychowania właśnie brakuje. W społeczeństwie chłopskim jest lęk przed obcym, że przyjdzie i mi zabierze. Lęk przed dzieleniem się - mnie wówczas nie wystarczy. To jest charakterystyczne dla społeczeństw czy dla grup społecznych, które przeżyły wielką biedę.
Aczkolwiek, oczywiście, są ludzie i całe społeczeństwa żyjące w wielkiej biedzie, a mimo to gotowe podzielić się ostatnią kromką chleba i ostatnim bananem.

Więc ten dodatkowy talerz, który kładziemy na wigilijnym stole, to nie jest przeznaczony dla uchodźców?
Zdecydowanie nie. Zwłaszcza na stołach polityków - ten dodatkowy talerz na pewno nie będzie talerzem dla uchodźców. Jest natomiast w Polsce bardzo wielu ludzi, którzy chcieliby aktywnie pomóc uchodźcom i ofiarom wojny, zwłaszcza wojny w Syrii. Trudno na to wszystko patrzeć z opuszczonymi rękami, powtarzając za Czesławem Miłoszem, który napisał wiersz „Biedny chrześcijanin patrzy na getto”, prawda? Tylko, niestety, uchodźców w Polsce de facto nie ma. Ale to są decyzje polityków. Polityków i środków masowego przekazu, dziennikarzy, którzy podciągają lęk, źle informują, nie pogłębiają tematu, a ludzie opierają się dzisiaj na obrazkach, bo przecież żyjemy w cywilizacji obrazkowej. Na krótkich informacjach bez żadnej refleksji. Politycy wykorzystują najgorsze instynkty w człowieku i nimi zgrabnie manipulują dla swoich celów, przecież mówił o tym papież podczas Światowych Dni Młodzieży, tylko trzeba go było uważnie słuchać.

Skoro już jesteśmy przy Syrii, czy to nie smutne, że na oczach całego świata, a właściwie za przyzwoleniem tego świata tam dzieje się taki dramat?
Pani mówi o smutku, to jest skandaliczne i dramatyczne. Za to zapłacimy my wszyscy. Ja jako człowiek wierzący uważam, że Pan Bóg nas osądzi z tego, cośmy zrobili, albo czegośmy nie zrobili. Ale człowiek, patrząc na to, co tam się dzieje, pogrąża się w bezradności. Bo, jak mówię, mam kontakt z ludźmi i wiem, że bardzo wielu z nich chciałoby pomóc, tylko nie mamy jak. Blokują to wszystko politycy. Politycy, którzy nie kierują się wartościami, tylko słupkami popularności. Manipulując tą popularnością, rozbudzają w ludziach wszelkiego rodzaju lęki. Nie tylko w Polsce, na całym świecie.

Istnieje takie przekonanie, że gdyby wielkie mocarstwa chciały naprawdę zakończyć konflikt w Syrii, rozprawić się z Państwem Islamski, zrobiłyby to w tydzień. Tyle że chodzi o wielkie interesy, nie o ludzi, którzy tam giną.
Oczywiście, że tak! Zawsze biedni, prości ludzie dostają w tyłek, dzieje się tak od wieków. Papież mówi, i słusznie, że to jest III wojna światowa. Co wcale nie oznacza, że my mamy patrzeć spokojnie, jak giną niewinni ludzie. My, przyzwoici ludzie, powinniśmy przynajmniej starać się ratować jednostki z rąk oprawców z różnych politycznych stronnictw. Za takie ratowanie odznaczaliśmy i czcimy polskich bohaterów II wojny światowej. Chichot historii. Mówimy tak: „Tamci tak, ratowali, inne pokolenie to było. My nie, nie będziemy nikogo ratować”.

Myśli Siostra, że ten pusty talerz przy wigilijnym stole to rzeczywiście wyraz naszych poglądów, gotowości czy chęci przygarnięcia zabłąkanego, samotnego człowieka, czy tylko symbol i nic więcej? Stawiamy ten talerz, bo stał tak przez lata, więc niech stoi i teraz.
Myślę, że dla bardzo wielu ludzi ten pusty talerza ma jednak znaczenie albo w postaci osobistego zaproszenia kogoś do stołu wigilijnego, albo w postaci podzielenia się z innymi, którzy nie mają. Trudno mi oceniać, bo każdy z nas jest inny, Polaków jest trzydzieści parę milionów, ale myślę, że świadomość, iż ten talerz powinien mieć realny wymiar w postaci podzielenia się, sprawienia komuś przyjemności, podzielenia się z kimś opłatkiem, że ten wymiar coraz bardziej zyskuje i zaczyna być modny. My, nasza wspólnota, mamy osiem już teraz domów dla ludzi bezdomnych i naprawdę muszę powiedzieć, że ludzie z gorącym sercem dzielą się z nami tym, co mają przed świętami. Nie musimy przecież przyjmować do siebie obcego, nieznanego człowieka z ulicy, ale to mogłoby być nawet niebezpieczne, można przyjąć do siebie starszą panią z domu pomocy społecznej, można zaprosić samotną sąsiadkę, można się dzielić radością świąt w różnoraki sposób. Myślę, że ten pusty talerz, oczywiście bardzo różnie w każdym z nas odbywa się to wewnętrznie, coś nam przypomina. Politykom powinien przypominać o tych, którzy giną w tej chwili pod bombami w Aleppo.

Zauważyła Siostra, jak bardzo Polacy są dziś podzieleni? Nie byli tak podzieleni od lat.
Zauważyłam, oczywiście. To jest przerażające. Pozwalamy na nie tylko niekulturalne zachowanie, ale na falę agresji i nienawiści. Każdy z nas jest oczywiście odpowiedzialny za swoje słowa i czyny, to nie jest tak, że powinni za to odpowiadać wyłącznie politycy. Ale jest na to przyzwolenie. A jeżeli jest społeczne przyzwolenie na nienawiść, na agresję, na wrogość, jeżeli się nie wychowujemy wzajemnie, nie wytwarzamy wokół siebie atmosfery życzliwości, akceptacji inności, akceptacji różnych poglądów, co oznacza pokojowy dialog, pokojowe współżycie, a jest przyzwolenie na język agresji, na nienawiść, na pogardę, to zawsze prowadzi do katastrofy. Kto jest winny za to społeczne przyzwolenie? Na pewno środki masowego przekazu, które godzą się na to, aby w gazetach, na antenach padły słowa kłamliwe, nieprawdziwe, pogardliwe. Godzą się na to politycy, którzy sami korzystają z tej niegodnej debaty publicznej. Niestety, muszę przyznać, że bywa, iż ludzie Kościoła zapominają, komu służą. To nie oznacza zgody na wszystkie możliwe poglądy, ale godność rozmowy, współistnienie w różnorodności.

Mam wrażenie, że te dwie zwaśnione grupy szukają w tych drugich wyłącznie złego. Nie szukają dobrego.
I to jest właśnie antyewangeliczne! Oczywiście, że tak jest. Jeśli powiem, że się z tobą nie zgadzam, ty mi wtedy wyciągniesz pradziadka i argumentem w rozmowie będzie to, że mój pradziadek służył tu czy tam, gdzie, twoim zdaniem, nie powinien służyć. Problem polega na tym, że aby doprowadzić do sytuacji, kiedy będziemy żyli w zgodzie, to trzeba w drugim człowieku widzieć dobro. A żeby w drugim człowieku widzieć dobro, to trzeba się zgodzić na to, że drugi człowiek, pomimo tego że jest inny, to do tego dobra jest zdolny. Trzeba na niego spojrzeć nie jak na wroga, ale jak na brata. I tu jest problem. Ale, mówię, jest na tę nienawiść przyzwolenie, jest wręcz zagrzewanie do walki, i to ze wszystkich stron. A wszystkie głosy rozsądku, które wzywają do zaprzestania walki, do refleksji nad dobrem wspólnym, są tępione. Bo w tej walce nie chodzi o dobro wspólne, chodzi o to, czyja jest racja. Dobro wspólne, dobro Polski w gruncie rzeczy się nie liczy. Ale to są właśnie grzechy główne: pożądliwość ciała, pycha żywota, czyli żądza władzy, żądza bycia na pierwszym miejscu, potrzeba manipulacji i przeprowadzania za wszelką cenę swoich zamierzeń i swoich racji. To nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem.

Mówi Siostra: winni są politycy, media, ale co, zwykli ludzie stracili rozum? Nie widzą, co się dzieje? Stracili umiejętność trzeźwej oceny sytuacji?
Komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie. Zwykli ludzie są bardzo różni. Nie wszyscy potrafią patrzeć i słuchać krytycznie. Wracamy do problemu nieumiejętności głębszej analizy. To ludzie niosący odpowiedzialność za innych, za słowo powinni tego uczyć. Jeśli oni posługują się sloganami, hasłami, czasem kłamstwem, jeśli mówią językiem agresji, to przenika. Brak jest autorytetów. W dobie internetu każde głupstwo nabiera wymiaru proroctwa.

Politycy cynicznie grają, to prawda znana od wieków, ale przecież widzą, do czego doprowadziła wojna polsko-polska. Nie boją się odpowiedzialności? To przecież oni wyprowadzają ludzi na ulice.
Proszę o to zapytać polityków. Zacietrzewienie, pycha mają to do siebie, że tracimy z oczu cel i konsekwencje. Długomyślność jest cnotą zapomnianą. Polega na dalekosiężnym przewidywaniu skutków naszych czynów i słów. My żyjemy w epoce newsów.

Myśli Siostra, że ten rów, który został wykopany między Polakami, jest jeszcze do zasypania?
Myślę, że dopiero jakiś potężny wstrząs spowoduje, że przez chwilę będziemy razem. Natomiast jeśli będziemy przyzwalać na agresję, nienawiść, kopanie się, podkopywanie się, obrażanie jeden drugiego, to się sami doprowadzimy do upadku. Diabeł zaciera ręce.

Może święta będą tą chwilą, kiedy zakopiemy topory wojenne?
Bardzo wątpię, bardzo wątpię, dlatego że zacietrzewienie poszło już tak daleko, że również święta wielu ludzi próbuje wykorzystać do udowadniania swoich racji, pokazania innym, że są do niczego, że się mylą. Pana Jezusa przez wieki wykorzystywano do najrozmaitszych celów, również politycznych i wręcz wojennych, i w tej chwili dzieje się tak samo. Na razie w Polsce jeszcze bezkrwawo, ale wszystko przed nami. Być może jakiś totalny upadek sprawi, że na chwilę oprzytomniejemy. Tylko po co? Tylko po co? Czy naprawdę musimy potężnie dostawać po łapach, żebyśmy się na moment uspokoili? Czy naprawdę trzeba wszystko zburzyć, żeby budować od nowa? Przecież to jest bezsens!

Zdecydowana większość Polaków deklaruje, że wierzy w Boga, nawet z mównicy sejmowej często padają słowa „Bóg, honor, ojczyzna”. Patrząc na to, co się dzieje, jacy z nas chrześcijanie, proszę Siostry?
Znów nie można generalizować. Jest w Polsce mnóstwo ludzi, którzy na serio biorą swoje chrześcijaństwo. Mam wrażenie, że te słowa wykrzykiwane są bez związku z tym, co rzeczywiście oznaczają. Kim jest ów Bóg? Narodzonym w nędznej szopie, bezbronnym dzieckiem, ukrzyżowanym Księciem Pokoju. Czym jest honor? Mnie przekazano, że to znaczy być uczciwym, bronić słabszych, przyznać się do błędu, nie dać się poniżać, ale też nie poniżać, zachować swoją wolność i być gotowym na poświęcenie dla dobra innych. Co robię dla ojczyzny, żeby była pięknym i ciepłym domem wszystkich? Tych, którzy tu się urodzili, i tych, których do nas przygnał los.

Małgorzata Chmielewska (ur. 1951) - siostra zakonna, przełożona Wspólnoty „Chleb Życia”. Śluby wieczyste złożyła w wieku 47 lat. Prowadzi domy dla bezdomnych, chorych, samotnych matek oraz noclegownie. Pomagając osobom wykluczonym, zwraca uwagę na znaczenie ekonomii społecznej. Powołała specjalne manufaktury, w których pracują osoby bezdomne i chore.

Dorota Kowalska

Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.