Rewolucjonistka, która wyprowadziła kobiety na ulice

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembinski
Magdalena Huzarska-Szumiec

Rewolucjonistka, która wyprowadziła kobiety na ulice

Magdalena Huzarska-Szumiec

Kto widział ją choćby tylko jako dziennikarkę Agnieszkę w „Człowieku z marmuru”, nie może mieć żadnych wątpliwości, że nie jest to szara myszka, która da się zastraszyć. Krystyna Janda całe życie grała silne postaci, które mają własne zdanie, a za słuszną sprawę staną na barykadach. Pewnie o tyle łatwiej jest jej wcielać się w takie role, że sama jest twardą, bezkompromisową kobietą, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Udowodniła to ostatnio, stając się twarzą „czarnego poniedziałku” i apelując do kobiet, by zbuntowały się przeciwko planowaniu zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej.

Wpis Krystyny Jandy na Facebooku sprawiał, że na ulice polskich miast wyszły tysiące ubranych na czarno kobiet niezgadzających się na to, by ktoś inny podejmował za nie decyzje o najważniejszych sprawach w życiu.

Lekarze uratowali mi życie

W programie Moniki Olejnik „Kropka nad i” aktorka przyznała, że gdyby przed laty istniała ustawa w proponowanym jeszcze parę dni temu przez PiS kształcie, to by już nie żyła. - Dwa razy w życiu byłam w takiej sytuacji, że gdyby lekarze nie pomogli mi z ciążą, to bym nie żyła - powiedziała. - To lekarze uratowali mi życie. A według tej ustawy ktoś by mi może jakoś po cichu pomógł - mam nadzieję - ale gdybym chciała działać zgodnie z tym prawem, to bym prawdopodobnie nie żyła. Moja ciąża była zagrożeniem życia.

Otóż w ciągu długiej, bo trwającej kilkanaście lat walki o urodzenie dzieci, zdarzyło się jej dwukrotnie być w ciąży pozamacicznej. Lekarze operowali ją w ostatnim momencie. Zresztą to nie były jedyne zdrowotne problemy, które musiała pokonać, by zostać matką. Sama przyznała, że ma za sobą niemal wszystkie możliwe związane z ciążą komplikacje. - Jestem szczęśliwą matką trojga dzieci. Natomiast przeleżałam jedną ciążę nieruchomo, nie mogłam nawet wstać do toalety. I wiem, co znaczy ta druga strona, kiedy chce się za wszelką cenę utrzymać dziecko - powiedziała w „Kropce nad i”.

W ciągu długiej, bo trwającej kilkanaście lat walki o urodzenie dzieci, zdarzyło się jej dwukrotnie być w ciąży pozamacicznej.

Te problemy były związane z wiekiem artystki, która zdecydowała się na kolejne dzieci dość późno, gdy wyszła za mąż za operatora filmowego Edwarda Kłosińskiego. Wcześniej jednak urodziła córkę Marię, której ojcem jest Andrzej Seweryn.

Aktorskie małżeństwo

Poznali się w warszawskiej szkole teatralnej. On był już znanym aktorem, wykładowcą, wokół którego roztaczała się aura opozycyjnego działacza, skazanego na pięć miesięcy więzienia za wystąpienie w 1968 r. w obronie „Dziadów” Kazimierza Dejmka. Ona z kolei była postrzeloną studentką, o której prof. Bardini mówił: „Pani jest nienormalna”. A prof. Zapasiewicz dodawał: „Z niej to będzie geniusz albo kompletne zero, jakieś dno”.

Niedługo po ślubie z Sewerynem Andrzej Wajda zaproponował Jandzie rolę Agnieszki w „Człowieku z marmuru”. To była jedna z najlepszych kreacji aktorskich w polskim kinie. Rozedrgana, nerwowa, z nieodłącznym papierosem w ustach bohaterka Jandy stała się symbolem ówczesnego młodego pokolenia nie pogodzonego z systemem, w jakim przyszło mu żyć.

Związek zaowocował narodzinami córki Marysi, ale nie przetrwał próby czasu. Małżeństwo rozpadło się, a Seweryn wyjechał do Francji, gdzie zaczął robić karierę. - To nie było nieudane małżeństwo - tłumaczyła w wywiadach Janda. - Po prostu dość wcześnie zorientowałam się, że nam razem nie będzie dobrze. Że jestem młoda, inaczej myślę o życiu. Nikt mnie nie rzucił, nie przestał kochać, nie zdominował, nie upokorzył. Dojrzałam jednak do dnia, kiedy powiedziałam sobie: Trudno, nie będę aktorką, nie będę szczęśliwą kobietą, jeśli pozostanę w tym związku.

Krystyna Janda po rozwodzie przeprowadziła się razem z córką do mamy. Dziś Maria Seweryn jest też aktorką, dyrektorką prywatnego „Och-Teatru”. Podobnie jak jej mama, która prowadzi z kolei Teatr Polonia.

Wiedział, jak ją filmować

Jedną z najbardziej znanych warszawskich scen Krystyna Janda wybudowała razem z mężem Edwardem Kłosińskim. Stało się to po tym, jak aktorka opuściła Teatr Powszechny i zastanawiała się, co ze sobą zrobić. Miała wystarczające środki na to, by kupić dom w Toskanii i mieć wszystko w nosie.

Takie decyzje nie leżą jednak w naturze Jandy - wiecznej rewolucjonistki. Aktorka znowu stanęła na barykadzie, podkasała rękawy i zajęła się budową nowej sceny, w którą zainwestowała wszystkie swoje oszczędności.

Mąż bardzo ją w tym wspierał. Zresztą w środowisku artystycznym uchodzili za jedną z bardziej przywiązanych do siebie par. Poznali się na planie „Człowieka z marmuru”. Wtedy Janda zrozumiała, że nikt tak jak Edward Kłosiński nie potrafi jej sfilmować, podkreślając odpowiednim oświetleniem i spojrzeniem kamery jej niepowtarzalny styl. - Tym związkiem urządziłam sobie życie. On do dziś mi imponuje i zachwyca. A przede wszystkim nigdy mnie nie zawiódł, nie ośmieszył się w moich oczach. Ten człowiek nie ma słabości - mówiła przed laty w wywiadach.

Para zamieszkała w pięknym domu w Milanówku pod Warszawą, a Marysia zaczęła traktować nowego męża mamy jak ojca. Początkowo obydwoje zapracowani, mijali się w biegu, kręcąc filmy w różnych miastach czy krajach.

Zdarzało się też czasami, że spotykali się na wspólnym planie, jak podczas realizacji „Pestki”, którą Janda reżyserowała, a Kłosiński był jej operatorem. W pewnym momencie jednak zrozumieli, że do szczęścia brakuje im wspólnych dzieci.

Trudna walka o synów

Krystyna Janda zbliżała się już do czterdziestki i bycie znowu mamą okazało się problematyczne. To właśnie wtedy rozpoczęła walkę o utrzymanie ciąży, o której wspominała w rozmowie z Moniką Olejnik. Rozsądni lekarze kazali jej zrobić badania prenatalne, zdając sobie sprawę z tego, że w tym wieku istnieje poważne zagrożenie dla zdrowia, zarówno matki jak i nienarodzonego jeszcze dziecka. Na szczęście mimo wielu komplikacji, o których dzisiaj opowiada, w 1990 r. na świat przyszedł Adam, a rok później Jędrzej.

To synowie najbardziej ją wspierali, gdy po długiej chorobie zmarł Edward Kłosiński. To oni razem z córką Marią i jej dziećmi są dziś dumni z mamy, która ma odwagę głośno wyrażać swoje poglądy, nawet gdy jest atakowana przez oponentów. Takich jak Tomasz Terlikowski, który po programie „Kropka nad i” oskarżył ją o dokonanie aborcji, a poniedziałkowy strajk w obronie praw kobiet nazwał „przykrywaniem wyrzutów sumienia”.

- Panie Terlikowski, nie mówiłam że miałam aborcję, Pana niewiedza w tych sprawach jest przerażająca, widzę, że mnie dopadła konieczność tłumaczenia się, na razie przed Panem, a nie przed prokuratorem. Trudno. Miałam dwie ciąże pozamaciczne i lekarze operowali mnie dosłownie w ostatniej chwili. Nie uratowali jednego jajowodu i jajnika. Mimo to starałam się dalej. Przez 15 lat po pierwszym dziecku walczyłam, w rezultacie urodziłam dwóch synów, przeżywając dwie bardzo trudne ciąże, z zatruciem ciążowym organizmu i z niemożnością wstawania z łóżka przez kilka miesięcy. Z komplikacjami i zagrożeniami, doszło do szczęśliwych porodów, a pan jest człowiekiem pozbawionym wszelkich zasad moralnych. Czuję się upokorzona. Mam nadzieję że Bóg panu wybaczy, wszystko co pan mówi i robi - napisała jak zwykle z pasją na swoim koncie na Facebooku.

Magdalena Huzarska-Szumiec

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.