Rekordy „na sterydach” nieaktualne? "To wylanie dziecka z kąpielą" - mówi wrocławski trener

Czytaj dalej
Fot. east news
Jakub Guder

Rekordy „na sterydach” nieaktualne? "To wylanie dziecka z kąpielą" - mówi wrocławski trener

Jakub Guder

Europejskie Stowarzyszenie Lekkoatletyczne (EA) wyszło z propozycją, by anulować część wyśrubowanych rekordów. W środowisku zawrzało...

Ostatnie afery dopingowe, w których głównymi negatywnymi bohaterami są rosyjscy sportowcy - w tym lekkoatleci - to nieodosobniony przypadek. Od lat cały lekkoatletyczny światek kwestionuje dużą część rekordów globu, zwłaszcza tych ustanowionych w latach 80. XX wieku przez sportowców z bloku wschodniego, a szczególnie przez reprezentantów NRD i Związku Radzieckiego. Stąd pomysł, by te rekordy unieważnić i zacząć je liczyć od zera. EA ma pomysł, by wyzerować rekordy osiągnięte do konkretnej daty. W tej chwili nie wiadomo jeszcze, jaką należałoby wyznaczyć cezurę czasową, lecz niektórzy mówią, że gdyby wszystko poszło sprawnie, to ta rewolucyjna zmiana mogłaby wejść w życie już 1 stycznia 2018 roku. O propozycji przychylnie wypowiada się Sebastian Coe, szef Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF).

Chodzi przede wszystkim o to, by zdelegalizować podejrzane wyniki lat 80., rekordy mające często ponad 30 lat. Najstarszym z „podejrzanych” rezultatów jest rekord świata na 800 m kobiet ustanowiony przez reprezentantkę Czechosłowacji Jarmilę Kratochvilową. Wynik 1:53,28, jaki osiągnęła 34 lata temu w Monachium, ma się świetnie do dziś.

Chyba jeszcze więcej wątpliwości wzbudza rekordowy bieg Marity Koch z NRD, która w 1985 roku 400 m przebiegła w czasie 47,60. Dość powiedzieć, że nawet dziś zejście poniżej 50 sekund na tym dystansie jest dużym osiągnięciem, a Shaunae Miller z Bahamów, które na igrzyskach w Rio zdobyła złoto, pobiegła o blisko dwie sekundy wolniej... A przecież przez 30 lat zawodowy sport znacznie się rozwinął, atleci doprowadzili swoje ciała do perfekcji, do przodu poszła technika, metody treningowe, dozwolone suplementy.

Takich wątpliwych rekordów z brodą jest więcej. Najdalej w historii młotem rzucał Jurij Siedych z ZSRR - 86,74 w 1986 roku. Rekord świata w rzucie dyskiem pań od 1988 roku należy do Gabriele Reinsch (76,80). Rok starsze są najlepsze osiągnięcia Galiny Czistiakowej w skoku w dal (ZSRR, 7,52) i Stefki Kostandinowej w skoku wzwyż (Bułgaria, 2.09).

Pomysł nie spodobał się jednak wielu sportowcom. Otwarcie skrytykował go m.in. Mike Powell, rekordzista świata w skoku w dal. - To byłby brak szacunku i niesprawiedliwość. To tak, jakby uderzyć leżącego. Nie ma to nic wspólnego z zasadą fair play. Oczywiście, że są rekordy, które są podejrzane, ale na pewno nie należy do nich mój wynik. To jest historia wielkiej walki i jeden z najważniejszych momentów w historii sportu - powiedział Amerykanin, który przyznał, że skontaktował się już w tej sprawie ze swoim prawnikiem.

- Unieważnienie wszystkich rekordów byłoby wylaniem dziecka z kąpielą - mówi utytułowany wrocławski trener lekkoatletyki William Rostek. - Wygląda na to, że nie mamy żadnych dowodów, iż te wyniki były ustanowione pod wpływem niedozwolonych środków. Uważam jednak, że wszyscy rekordziści z NRD i ogólnie z ówczesnego bloku wschodniego wspomagali się niedozwolonymi środkami. Szereg rekordów pewnie jest ustanowionych niezgodnie z przepisami, ale kontrole antydopingowe nie stwierdziły wtedy uchybień, więc trudni poddawać je w wątpliwość - dodaje.

Rostek zaznacza, że najlepiej byłoby, gdyby pojawiła się możliwość przebadania próbek z tamtych czasów obecnymi metodami. Tak zrobiono na przykład w przypadku kolarza Lance’a Armstronga, który regularnie stosował doping na przełomie XX i XXI wieku, dzięki czemu 7 razy z rzędu wygrał najtrudniejszy kolarski wyścig na świecie - Tour de France. Problem jednak w tym, że próbek z lat 80. nie ma, a na poważnie walkę z dopingiem wśród lekkoatletów rozpoczęto w końcu lat 90.

- Niedawno czytałem wypowiedź Szymona Ziółkowskiego, który jest ewidentnym przeciwnikiem dopingu. Nie przebierając w słowach, wypowiada się o Rosjanach czy Białorusinach, których przyłapano w ostatnich latach. Z drugiej jednak strony stwierdził, że trudno cofnąć na przykład wyniki Siergieja Litwinowa (radziecki młociarz, mistrz olimpijski z Seulu, gdzie ustanowił do dziś niepobity rekord olimpijski - 84,80, przyp. - JG). Był przecież kilkukrotnie kontrolowany i nigdy na niczym go nie przyłapano - opowiada Rostek.

Wrocławski trener nie ma wątpliwości, że spora część polskich sportowców w PRL--u także stosowała doping, ale - jak zauważa - istnieje niebezpieczeństwo, że w tej całej nagonce na cenzurowanym mogą znaleźć się takie gwiazdy, jak Irena Szewińska czy Grażyna Rabsztyn, które jego zdaniem były czyste jak łza. - Rabsztyn opowiadała zresztą kiedyś, że odmówiła współpracy z jednym z trenerów, którzy podrzucał jej jakieś tabletki do połykania - wyjaśnia William Rostek.

Zarówno Rabsztyn jak i Szewińska wiele razy biły rekordy świata - ta pierwsza na 100 i 60 m przez płotki, a druga - na płaskich dystansach 100, 200 i 400 metrów oraz w sztafecie 4x100 m.

Rostek nie ma wątpliwości, że wiele wyników 20-30 lat temu osiągano na wspomaganiu. Wskazuje rekordy wspomnianych już wcześniej Kratochvilovej czy Marity Koch. - Przecież taka Koch nie dysponowała nawet jakimiś fantastycznymi warunkami fizycznymi - była średniego wzrostu, nie to, co Szewińska. Te rekordy przekroczyły ludzkie możliwości. Teraz pokonanie 400 m na poziomie 50 sekund to jest superwynik. A 47 sekund? To wielu utalentowanych młodzieńców przegrałoby z taką panienką - żartuje szkoleniowiec.

Nawet jeśli cenzurą, która miałaby zlikwidować rekordy, byłby przykładowo przełom lat 80. i 90. XX wieku, to i tak niewiele by to rozwiązało. Pod koniec ubiegłego wieku ciężar dopingu zaczął się przesuwać na Zachód. Do stosowania niedozwolonych środków przyznał się m.in. Carl Lewis, dziewięciokrotny mistrz olimpijski w sprintach i w skoku w dal. Niczego nie udowodniono Florence Griffith-Joyner, amerykańskiej rekordzistce świata na 100 i 200 m, ale przez dużą część kariery i wielu ekspertów sugerowało, że tak szybki postęp wyników i przyrost masy mięśniowej były co najmniej podejrzane. Także jej nagła śmierć w 1998 roku w wieku zaledwie 39 lat wywołała falę spekulacji. Niektórzy twierdzili, że był to efekt stosowania podczas kariery sterydów anabolicznych, ale nie potwierdziła tego sekcja zwłok. Griffith--Joyner nigdy też nie została złapana na gorącym uczynku podczas żadnej kontroli antydopingowej.

Najgorsze jest to, że dopingowicze zawsze będą o krok przed tymi, którzy ich kontrolują. Ale William Rostek i tak uważa, że w walce z dopingiem poczyniono w ostatnich latach postęp. - Ja jestem na przykład zbudowany tym, że zdyskwalifikowano Rosjan. W latach 80. nie odważono by się na taki krok - podkreśla.

Jakub Guder

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.