Joanna Maraszek

Pomnik wiernemu psu, który porzucony czekał na pana

Bolek przez kilkanaście lat wypatrywał właściciela przy przeprawie promowej Fot. Joanna Maraszek Bolek przez kilkanaście lat wypatrywał właściciela przy przeprawie promowej
Joanna Maraszek

Takie historie zdarzają się często. O jednej z nich powstał nawet film „Mój przyjaciel Hachiko“. Opowiada historię psa, który codziennie odprowadzał swojego pana na stację i czekał tam na niego, aż wróci z pracy. Pewnego dnia właściciel Hachiko zmarł w miejscu pracy. Pies czekał na stacji na powrót swojego pana przez kolejnych 10 lat. Został nazwany wiernym psem, a historię zekranizowano dwa razy, w 1987 roku w Japonii oraz w 2009 roku w USA. Piękne, wzruszające i powszechne. Psy, tak bardzo przywiązują się do swoich właścicieli, że czekają na nich zawsze, nieraz całe życie.

Także w Świnoujściu takich historii nie brakuje. Najlepszym przykładem są Bolek i Kapsel, którzy całe lata mieszkali przy przeprawie promowej Karsibór. Obydwaj prawdopodobnie zostali porzuceni właśnie w tej okolicy i czekali na powrót właścicieli. Dla Bolka przeprawa promowa stała się domem, a pracownicy Żeglugi Świnoujskiej rodziną. Pies pod koniec życia bardzo chorował. W pomoc włączyli się świnoujścianie. Teraz w miejscu, gdzie przebywał najczęściej, czyli przy przeprawie promowej Karsibór zawisła tablica z jego podobizną. To nie tylko pamiątka, ale symbol.

Historia Bolka

Pracownicy Żeglugi Świnoujskiej od początku zajmowali się Bolkiem, jak domowym pupilem.

- Już nawet nie pamiętam, kiedy Boluś się u nas pojawił - zastanawia się Jerzy Barczak, dyrektor Żeglugi Świnoujskiej. - Przepływał sobie z pracownikami z jednej na drugą stronę, na Uznamie miał swoją budę. Dbali o niego wszyscy. Zawsze miał pełną miskę, był wygłaskany. Kiedy zaczął chorować zbieraliśmy wśród pracowników pieniądze na jego leczenie.

Bolka dobrze wspomina Sławomir Wawrzynkiewicz, który był szczególnie zaangażowany w opiekę nad psem.

- Bolek był pogodnym psem, nie bał się ludzi - opowiada Sławomir Wawrzynkiewicz, pracownik Żeglugi Świnoujskiej. - Chodził między nami, łasił się. Na promie czuł się, jak w domu. Właściwie to był jego dom. Miał swoje przyzwyczajenia. Wieczorem zawsze chodził z elektrykiem, który przepinał kable. To był taki rytuał. Boluś czekał, pilnował elektryka, by ten dopilnował swoich obowiązków.

Na promie czuł się jak w domu.

Bolek przez kilkanaście lat wypatrywał właściciela przy przeprawie promowej
Joanna Maraszek Tablica z podobizną Bolka i krótkim opisem jego historii wisi przy wjeździe na prom Karsibór, tam, gdzie Bolek siedział najczęściej

- Miał u nas dobrze - mówi pan Sławomir. - Przy promie stała jego buda, zawsze go karmiliśmy, mechanik kupił mu szczotkę i codziennie czesał. Bolek się przechadzał po swoim terytorium, przepływał z jednej na drugą stronę, robił, co chciał. Kiedy był młodszy, wbiegał aż do sterówki i obserwował wszystko z góry.

Miał także inne przyzwyczajenia.

- To było ciekawe, że zawsze na godzinę przed burzą Bolek schodził pod pokład - opowiada pan Sławomir. - Na niebie mogło nie być najmniejszej chmurki, a on wiedział, że idzie burza. Też się tego nauczyliśmy, że kiedy Bolek domaga się wpuszczenia pod pokład, za godzinę będzie ulewa i grzmoty. Musiał zejść, aż się cały trząsł z nerwów. Pod koniec, kiedy łapy odmawiały mu posłuszeństwa, łapaliśmy go za tył, a on schodził w dół przednimi łapami. Tak sobie radziliśmy. Nie schodził sam.

Kiedyś przy promie mieszkał też Kapsel

- Właściwie to Kapsel przyprowadził do nas Bolka - przypomina sobie pan Sławomir. - Znalazł go gdzieś w lesie. Trzymali się razem. Razem chodzili na polowania i przynosili jakieś drobne leśne zwierzątka i razem chowali się pod pokładem.

Pies był ulubieńcem nie tylko pracowników Żeglugi.

- Boluś nie był chudy, zawsze go dobrze karmiliśmy dostawał mięso i psie przysmaki, a on jeszcze potrafił wyciągnąć coś od kierowców czekających w kolejce na prom - śmieje się pan Sławek. - To była taka jego rozrywka. Stawał przy bocznej szybie i patrzył. Wszyscy myśleli, że jest głodny i dawali mu, co mieli. My wiedzieliśmy, że jest najedzony i się śmialiśmy, że Bolek szuka nowych przysmaków.

Trudna końcówka

Chorym psem zainteresowała się Beata Kastrau z Fundacji Animals Przystań Świnoujście.

- Kiedy łapy mu odmawiały posłuszeństwa, woziliśmy do niego weterynarza, później Bolek znalazł się w schronisku, znaleźliśmy mu miejsce w domu dla starszych psów - opowiada Beata Kastrau. - W takim stanie potrzebował całodobowej opieki. Pod koniec pies załatwiał się do pieluchy, środki przeciwbólowe już mu nie pomagały. Przeniesienie go było trudną decyzją, ale wydaje mi się, że słuszną.

Pamiątka i przestroga

Po odejściu Bolka pozostaną wspomnienia i refleksje. Pojawił się pomysł stworzenia tablicy, która jest pamiątką i równocześnie przestrogą. Pod podobizną Bolka widnieje napis: - Boluś - pies porzucony tu przez swojego „pana“, czekający i nie tracący nadziei, że ten powróci. Przystań - miejsce, w którym czekał, stał się jego domem a my - jego rodziną.

- Myślę, że postawienie tablicy może wpłynąć jakoś na wrażliwość ludzi - mówi Beata Kastrau. - Może ktoś zastanowi się, jak to jest, gdy się porzuca zwierzęta. Tablica będzie pełnić funkcję nie tylko pamiątki, ale także rolę edukacyjną.

Pomysł zaaprobowali także pracownicy Żeglugi Świnoujskiej.

- Rozmawialiśmy o tej pamiątce, myślę, że nikomu nie będzie w niczym przeszkadzała, a może nawet da do myślenia - mówi Jerzy Barczak, dyrektor Żeglugi Świnoujskiej. - Znajduje się w takim miejscu, że każdy ją widzi.

Tablica została wykonana przez miejscowego kamieniarza. Do inicjatywy mógł się przyłączyć każdy mieszkaniec Świnoujścia i nie tylko. Osoby aprobujące pomysł mogły wpłacać na ten cel pieniądze na konto fundacji. Udało się zebrać kwotę, która pozwoliła na rozpoczęcie prac przez kamieniarza.

- Wpłacano różne kwoty - mówi pani Beata. - Było to 10, 20, nawet 150 zł. Przyłączyć się mógł każdy, kto chciał.

Przy przeprawie brakuje Bolka, ale miejmy nadzieję, że jego miejsce nie zostanie zastąpione przez kolejnego, porzuconego czworonoga. Może historia promowego psa wniesie coś do świadomości ludzkiej.

Joanna Maraszek

Dziennikarka, prezenterka, operator kamery i montażysta. Z mediami związana od 2006 roku.  Początkowo wyłącznie z telewizją (najpierw regionalną, później ogólnopolską), od 2013 roku z prasą. W drodze zawodowej uczyłam się od praktykujących dziennikarzy, którzy mawiali, że dziennikarz, by rozumieć, co robi musi znać warsztat pracy od podszewki, a więc stanąć i przed kamerą i za nią. Tak też było.


What yoy pay attention to grows - pisał Deepak Chopra. Nic prostszego i bardziej prawdziwego, bo rzeczywiście to, na czym skupiamy uwagę rośnie. Warto więc skupiać uwagę na swoim otoczeniu, by rosło, a my razem z nim. Takim podejściem staram się kierować w codziennej pracy dziennikarza w moim rodzinnym mieście - Świnoujściu.


Poza pracą piszę i ilustruję bajki dla dzieci, maluję, gotuję z wielką pasją i pływam (w basenie wpław, po Bałtyku głównie na dziobie, rzadziej za sterem).

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.