Po tym, co bolało, prawie nie ma śladu
Na poparzoną rączkę mały Michał mówi „babuba”. Allan tak polubił lekarzy i personel szpitala, że stwierdził, że mógłby tu jeszcze pobyć. Dziecięcy oddział oparzeń w Łęcznej powstał pięć lat temu. Walczy o zdrowie i życie najmłodszych.
To stało się, gdy Michał miał ponad roczek. Ściągnął wieczorem miseczkę z wrzątkiem na kaszkę. Poparzył sobie prawą rączkę i fragment twarzy - 13 proc. powierzchni ciała. Cztery razy miał czyszczone rany, następnie potrzebny był przeszczep skóry. Lekarze pobrali fragment z jego główki, aby pokryć rękę. Teraz wszystko ładnie się goi - mówią Małgorzata i Jarosław Ostrowscy z Włodawy.
W czasie rozmowy Michał pokazuje mi swoją prawą rączkę z drobnym śladem blizny. Mówi na nią „babuba”. Rodzice podkreślają, że mieli dużo szczęścia, bo udało im się dowiedzieć o centrum leczenia oparzeń w Łęcznej. - Nigdy się tym nie interesowaliśmy, ale teraz możemy polecać, że jak tylko coś się takiego wydarzy, to należy przyjechać szybko do Łęcznej. Jesteśmy bardzo wdzięczni lekarzom - zaznaczają rodzice.
Statystyka nie pozostawia złudzeń. Dziecięcy oddział oparzeń rozpoczął działalność w październiku 2014 r.
* Od tamtej pory na oddziale leczonych było 1109 małych pacjentów.
* W tym roku w szpitalu w Łęcznej przebywało już 179 dzieci w wieku od kilku miesięcy do 18 lat. Z czego około 60 z nich miało poniżej 3 lat
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień