Piłka nożna to nie dyscyplina sportu. To religia

Czytaj dalej
Anna Gronczewska

Piłka nożna to nie dyscyplina sportu. To religia

Anna Gronczewska

Spokojne, wieloletnie inwestowanie sprawia, że kluby piłkarskie dobrze funkcjonują na rynku gospodarczym jako przedsiębiorstwa. Uważam, że piłka będzie się w Polsce rozwijała, jeśli poprawimy poziom sportowy - mówi Tomasz Salski, prezes ŁKS i wiceprezes Łódzkiego Związku Piłki Nożnej.

Co sprawiło, że postanowił pan zainwestować w futbol?

Piłka nożna to nie dyscyplina sportu. To religia
krzysztof szymczak

Mam nadzieję, że to inwestycja. Na razie w Polsce nie ma zbyt wiele dobrych przykładów. Ludzie działający w piłce twierdzą, że to drogie hobby. Inwestuje się w nią dla prestiżu, miłości, sympatii do klubu. Staram się to układać tak, by to jednak była inwestycja. Nie w krótkim, ale w długim okresie. Liczę, że będzie to biznes i ta moja praca, zaangażowanie, nie pójdą na marne. Łódzki Klub Sportowy będzie naprawdę dobrym przedsiębiorstwem.

Ale w Polsce mówi się, że na piłce nie można zarobić...

Wydaje mi się, że na poziomie pierwszej, drugiej czy trzeciej ligi nie można mówić o biznesie. O mocnych relacjach biznesowym możemy wspominać dopiero w ekstraklasie. Są już w Polsce przykłady dobrze zarządzanych klubów piłkarskich. Wszystko zaczyna się zazębiać. Spokojne, wieloletnie inwestowanie sprawia, że kluby dobrze funkcjonują na rynku gospodarczym jako przedsiębiorstwa. Uważam, że piłka będzie się w Polsce rozwijała, jeśli poprawimy poziom sportowy.

Skąd takie przekonanie?

Cały czas widzimy głód i potrzebę tej piłki. Widać to najlepiej na przykładzie reprezentacji. Polski Związek Piłki Nożnej jest nie tylko najlepiej zarządzanym związkiem sportowym w Polsce, ale też dysponuje największym budżetem.

Czy ŁKS jest dla pana tylko biznesem?

Nie, na pewno to pasja, hobby i miłość do tego klubu.

Jeszcze pan nie zarabia na tym biznesie, a traci?

Nie mówmy o jakimkolwiek zarabianiu. Nie chcę też mówić, że tracę. Trzymajmy się formuły, że inwestuję, to zawsze lepiej brzmi.

Ale to inwestycja na przyszłość...

Oczywiście, ale ja podchodzę do tego w ten sposób, że jeśli to pasja i miłość do ŁKS, to nie chcę używać sformułowania „tracę”. Tylko inwestuję. Czy będę beneficjentem tej inwestycji, pozostawmy to przyszłości. Podchodzę do tego z dużą rezerwą.

Kiedy zaczęła się pana miłość do ŁKS?

Do tego klubu trafiłem jako 12-13-letni chłopiec. Wcześniej przychodziłem z ojcem na mecze ŁKS. Okazało się, że na początku lat siedemdziesiątych krótko prezesem tego klubu był mój wujek Bolesław Kopacki. W latach 80. przychodziłem na stadion przy al. Unii nie tylko na mecze ŁKS, ale też Widzewa. Jako nastoletni chłopiec trafiłem do szkółki tego klubu. Była najlepszą w województwie, a także jedną z lepszych w Polsce. Wyławiano chłopców, którzy mieli szanse grać na wysokim poziomie. Teraz trudno to wytłumaczyć rodzicom, że nie wszystkie dzieci w naszej akademii będą potem piłkarzami. Trzeba zrozumieć, że nie są to łatwe zajęcia. Należy się zmierzyć z rywalizacją, selekcją od najmłodszych lat. Może jest to brutalne, ale taka jest rzeczywistość w sporcie. Lepsi zostają, słabsi muszą odejść, spróbować sił w innej dyscyplinie. Jeśli mamy rozwijać piłkę młodzieżową, to musimy dokonywać selekcji. Podnosić wyżej poprzeczkę.

Stawiacie też na szkolenie młodzieży. Ważnym ogniwem ma być Akademia Piłkarska ŁKS.

Szkolenie młodzieży to przyszłość piłki. Wystarczy popatrzeć na znane polskie kluby. Z jednej strony gra w nich wielu cudzoziemców, moim zdaniem, za dużo, ale są takie, które inwestują w szkolenie młodzieży. Dzisiaj mówi się, że na przykład Jagiellonia Białystok chce zainwestować kilkanaście milionów złotych w budowę ośrodka szkoleniowego. Taki ośrodek buduje Legia Warszawa. Posiadają je już Lech Poznań, Zagłębie Lubin. Widać potrzebę szkolenia młodzieży. To jest klucz do rozwoju piłki w naszym kraju, ale również do biznesu. W Polsce mówi się, że siatkówka, koszykówka czy hokej są dyscyplinami sportu, piłka nożna jest religią! Pokazują to statystyki. Zainteresowanie piłką jest ogromne.

Nie może się pan pewnie doczekać pełnego stadionu, z czterema trybunami?

To też ważny etap w biznesie. Chcemy, by powstał taki stadion, który będzie funkcjonował siedem dni w tygodniu. Jeśli chodzi o imprezy na płycie, to mecz piłki nożnej będzie się odbywać raz na dwa tygodnie. Na naszym stadionie już teraz grają dodatkowo rugbiści. Chciałbym, aby funkcjonowało otoczenie wokół stadionu, by on żył. Ma pełnić też zadania edukacyjne. Pamiętajmy, że ŁKS to wiele lat historii Łodzi, to nie tylko piłka nożna, ale i wiele innych sekcji. Chcemy, by powstało na stadionie muzeum poświęcone ŁKS. O tych wszystkich dyscyplinach, które tu kiedyś działały, żeby młodzież poznała historię nie tylko tego klubu, ale też Łodzi. Nasz klub mocno wpisał się w historię miasta.

A kiedy kibice doczekają się tego stadionu?

Nie jest to pytanie do mnie. Mogę tylko mówić o bardzo oficjalnych planach. Liczę, że pierwszy przetarg na program funkcjonalno-użytkowy zostanie jak najszybciej rozstrzygnięty. Dużym krokiem przyspieszającym inwestycję będzie decyzja Rady Miasta Łodzi o przyznaniu środków na budowę stadionu. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to zostanie ona podjęta na ostatniej sesji przed wakacjami.

Wtedy już możecie grać w pierwszej lidze...

Jeszcze nie, ale będziemy już wiedzieć, czy w niej zagramy. Trzeba będzie spełnić wymogi licencyjne. Jest problem infrastrukturalny dotyczący stadionu. Pierwsza liga jest transmitowana przez Polsat, więc trzeba sprostać wymogom telewizyjnym. Myślę, że wspólnie z MAKiS jesteśmy w stanie te przeszkody pokonać. Największym problemem jest oświetlenie. Na razie jesteśmy w drugiej lidze. Pamiętam, co się wydarzyło w ubiegłym roku. Też byliśmy entuzjastycznie nastawieni. Studziłem wtedy te nastroje... Na pewno sportowo, organizacyjnie zrobimy wszystko, by w czerwcu korki od szampanów wystrzeliły. Ale to jest tylko sport.

Klepsydra to jeden ze sponsorów ŁKS?

Klepsydra to mój podstawowy biznes. Skoro ja zaangażowałem się w ŁKS, to siłą rzeczy moja firma też. Boleję, że to dziś główny sponsor klubu. Z drugiej strony cieszę się, że od półtora roku, a więc odkąd jestem prezesem ŁKS, sponsorów przybywa. Lista partnerów jest coraz większa. Chciałbym, by w rozwój klubu było zaangażowanych jak najwięcej podmiotów. By był również płaszczyzną do wymiany informacji, kontaktów biznesowych.

Szuka pan nowych, poważnych inwestorów?

Jest zainteresowanie, prowadzimy rozmowy z potencjalnymi inwestorami. Zainteresowanie jest, jeśli o klubie mówi się dobrze. Nam to się udało. Nie tylko ja jestem zaangażowany, ale też Dariusz Łyżwa, grupa współpracowników pracujących na rzecz klubu. Mamy świadomość, że im wyższa liga, tym wyższe koszty i wyzwania. Jeśli chcemy rozwijać klub, to potrzebujemy jeszcze większych inwestycji.

ŁKS to klub z wielkimi tradycjami, w tym roku obchodzi 110. rocznicę powstania. Jak uczcicie ten jubileusz?

Będziemy się starali pokazać ŁKS jako rodzinny, pokoleniowy klub. Jako klub dla wnuczka i dziadka. Mam nadzieję, że to się uda.

Tradycje rodzinne spowodowały, że wszedł pan w biznes i prowadzi firmę pogrzebową?

Klepsydra to spółka, która powstała na początku lat dziewięćdziesiątych na majątku Miejskiego Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych. To była idea spółki pracowniczej, gdzie swoje udziały mieli też kontrahenci Miejskiego Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych, do których zaliczali się moi rodzice. Ta idea w toku negocjacji się zmieniła. Moi rodzice mieli pakiet mniejszy niż 10 procent udziałów, nie mieli żadnych możliwości decyzyjnych. To się z czasem zmieniło. Chylę tu czoła przed moją mamą, bardzo przedsiębiorczą osobą, jej determinacja pozwoliła nam na przejęcie spółki. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych udało się nam skupić pakiet kontrolujący. Ja trafiłem do niej, gdy miałem 23 lata. Był rok 1998. Mogę powiedzieć, że mam już duże doświadczenie w branży. Wydaje mi się, że rozwinęliśmy spółkę, myślimy o niej w sposób globalny. W tej branży na razie nie ma firmy, która byłaby firmą o ogólnopolskim zasięgu. A takie jest moje wyobrażenie o tej branży.

Dziś Klepsydra to nie tylko Łódź

Tak. Jesteśmy liderem w Polsce i jedną z największych firm w Europie w zakresie międzynarodowych przewozów zmarłych, wykonujemy te usługi pod szyldem firmy BONGO, którą kupiliśmy w 2005 r. W tej spółce będziemy obchodzić w tym roku 60-lecie jej istnienia. Ponadto w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP) wybudowaliśmy w Krakowie krematorium, czy jak też się tam mówi - spopielarnię zwłok. Następnym etapem jest budowa cmentarza. Będzie to coś w rodzaju prywatnego cmentarza.

To znaczy?

Ja mam ten cmentarz zbudować, zarządzać przez określony czas i czerpać zyski. Będzie funkcjonował na prawach cmentarza komunalnego. Po określonym czasie przejmie go miasto.

W Łodzi też pan inwestuje?

Stawiamy na tzw. liniowy rozwój, czyli bardzo małymi krokami poruszamy się do przodu, np. w kwietniu będziemy oddawać nowy dom pogrzebowy na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim przy ul. Ogrodowej. Nie przewidujemy wielkich inwestycji. Ale przyznam, że mamy ugruntowaną pozycję na rynku łódzkim. Jest grupa firm, które funkcjonują, są naszymi konkurentami. Cieszę się, że ten rynek się krystalizuje i normalnieje, bo zawsze o to zabiegałem. Mam nadzieję, że w tym kierunku to pójdzie.

Pana firma wybudowała pierwsze krematorium w Łodzi?

Nie, pierwsze wybudowała firma mojego konkurenta. My swoje krematorium otworzyliśmy 10 lat temu. Dziś w całym kraju jest około pięćdziesięciu takich obiektów. Jedni mają nieduże piece, do wewnętrznego użytku, gdzie wykonują do 300 pochówków rocznie. Są też duże spalarnie, jak te nasze, w których wykonujemy usługi dla swoich klientów, ale korzystają z nich też inne firmy pogrzebowe.

A piłkarze ŁKS biegają z logo Klepsydry na koszulkach?

Nie, ale logo naszej firmy mają na spodenkach.

Ciekawe, że dwie największe firmy pogrzebowe w Łodzi inwestują w sport...

Wydaje mi się, że to świadczy trochę o słabości tego miasta. My pokazujemy kierunki i jesteśmy mecenasami sportu. Duży szacunek dla mojego konkurenta, który na swoich barkach trzyma utrzymanie klubu, w tak drogiej dyscyplinie sportu, jakim jest żużel. Wydaje mi się, że to pewien problem władz miasta, które nie potrafią zaprosić do tego stołu więcej podmiotów, tym bardziej tych, które korzystają na kontraktach z urzędem miasta.

Anna Gronczewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.