Na tropie serca dzwonu i innych zabytków

Czytaj dalej
Fot. Marek Łuczak
Marek Jaszczyński

Na tropie serca dzwonu i innych zabytków

Marek Jaszczyński

O poszukiwaniach zaginionych i skradzionych zabytków opowiada nadkomisarz dr. Marek Łuczak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.

Poszukiwania zabytków to nie film przygodowy ze słynnym archeologiem Indianą Jonesem. Jak wyglądają realia takiej pracy?

Zaginięcia lub kradzieże zgłaszają urząd ochrony zabytków lub właściciel obiektu. Poza tym braki ujawniane są podczas wizyt w świątyniach, w ramach realizowanego przeze mnie od wielu lat programu rejestracji zabytków w kościołach województwa zachodniopomorskiego. Dysponuję zazwyczaj kopiami kart zabytków z urzędu i skupiam się na zrobieniu jak najdokładniejszych zdjęć obiektów, które są na nich. Sytuacja komplikuje się, gdy mam kartę, a nie możemy znaleźć zabytku. Wtedy staramy się go fizycznie odnaleźć, a jak to się nie uda, ustalić, kiedy ostatni raz był widziany. Trzeba porozmawiać z mieszkańcami, poprzednim proboszczem lub kościelnym. Jak to nie da rezultatu, sprawdzamy kroniki kościelne - do kiedy pojawiał się w nich obiekt na zdjęciach i kiedy faktycznie zaginął. Czasami prosimy księdza, by po mszy spytał „z ambony” parafian, czy mają jakieś informacje na ten temat. Są to proste czynności, ale zazwyczaj dają dobry rezultat. Należy mieć na uwadze, że kościoły to nie muzea i przedmioty, które nie są używane do liturgii, często odstawia się na bok, potem chowa do skrytek w kościele, a w końcu znikają. Dopiero po dalszych konsultacjach z diecezjalnym konserwatorem zabytków obiekt, którego nie znajdziemy, rejestrowany jest jako zaginiony w nieznanych okolicznościach w wykazie zabytków skradzionych lub wywiezionych niezgodnie z prawem.

Pomocna jest ściągawka dotycząca zaginionych zabytków...

W naszym województwie jest specyficzna sytuacja, gdyż wydałem dwa duże katalogi z zabytkami skradzionymi i zaginionymi oraz katalogi strat z kościołów dla powiatów: polickiego, kamieńskiego, gryfickiego, goleniowskiego, stargardzkiego i miasta Świnoujścia. Są one dostępne za darmo w internecie i każdy może je pobrać. Jeżeli ktoś natknie się na obiekt, który kojarzy, może dać znać, gdzie on się znajduje, a ja postaram się sprawdzić jak najdokładniej tę informację. Stworzyliśmy po prostu system, który ułatwia nam przepływ informacji, oraz upubliczniliśmy część opisów i fotografii utraconych zabytków z województwa zachodniopomorskiego. W 2020 roku wyszedł dodatkowo mój katalog „Policja w walce o zabytki” z wybranymi poszukiwanymi zabytkami z kraju oraz książka o zaginięciu skarbca kamieńskiego wraz z pełnym katalogiem utraconych zabytków. Obie książki wydało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, więc każda informacja, która dotyczy utraconych zabytków i dzieł sztuki, jest weryfikowana.

Czy w odnalezieniu zabytków pomagają również zgłoszenia od mieszkańców?

Tak, są to najczęściej informacje od mieszkańców lub źródeł policyjnych. Czasami też, kiedy pracujemy z dokumentami nad historią jakiegoś obiektu, pojawia się informacja, że były np. dwie rzeźby, a nie jedna, i jedną przekazano do konserwacji, a drugą do muzeum. Wówczas staramy się zweryfikować, co się właściwie stało i czy jedna z tych rzeźb nie jest poszukiwana przez nas. Ważne są informacje od ludzi, którzy pochodzą z danej miejscowości i mieli kontakt z zabytkiem przed zaginięciem. Należy pamiętać, że policjant, który zajmuje się zabytkami, jest najczęściej z komendy wojewódzkiej, często nie zna więc miejscowych zwyczajów, zależności lub relacji proboszcza z parafianami. Dlatego takie informacje od mieszkańców są dla nas ważne. Jako przykład mogę podać sytuację sprzed kilku lat. Po wydaniu katalogu strat dla powiatu polickiego, napisało do mnie kilka osób z informacją, że srebrne lichtarze z 1936 roku z kościoła w Nowym Warpnie wykorzystywano zgodnie z miejscowym zwyczajem na pogrzebach i stawiano przy trumnie. Pewnego dnia, w końcu lat 90. XX wieku, po prostu nie wróciły do kościoła. Jeszcze ich nie odnaleźliśmy, ale dzięki tej informacji można przypuszczać, że są ciągle w posiadaniu rodziny zmarłego, może nawet wciąż są w Nowym Warpnie. Tu chciałbym delikatnie przypomnieć, że osoby, które teraz zwrócą je do kościoła, nie będą podlegały karze z powodu przedawnienia.

Które akcje odnalezienia zabytków w regionie były najbardziej spektakularne?

Odzyskanych zabytków było dużo. Ale z naszych okolic warto wspomnieć o odnalezieniu 400-kilogramowego dzwonu z Kołbaskowa w powiecie pyrzyckim. Został ufundowany w 1672 roku przez namiestnika króla szwedzkiego Heinricha Celestyna von Sternbacha z Kamieńca. Ze spiżu odlał go znany szczeciński ludwisarz Lorentz Kökeritz. W końcu lat 40. XX wieku dzwon przewieziono ze Smolęcina do kościoła parafialnego w Kołbaskowie i w 1958 r. wpisano go w rejestr zabytków. Znajdował się w kościele jeszcze w 1987 roku. Następnie zaginął. Po wydaniu katalogu strat dostaliśmy anonimową informację, że poszukiwany zabytek znajduje się w stodole pod Pyrzycami. Potem udało mi się, podczas prac na cmentarzu, odnaleźć serce tego dzwonu i skompletować zabytek.

Kolejna ciekawa akcja to odzyskanie barokowych płyt nagrobnych ze Stepnicy. Podczas prac nad katalogiem strat uzyskałem informacje, że płyty, które zginęły z kościoła po 1964 roku, znajdują się w innej miejscowości, zamontowane jako podest do kurnika. Wśród nich rozpoznano płytę nagrobną żeglarza Christiana Krentzina z 1753 roku oraz drugą, nieczytelną, nieznaną wcześniej historykom, barokową płytę z XVIII w. Prawie 300-letnie płyty zachowały się w dobrym stanie, przełamane w połowie zostały prawdopodobnie podczas transportu w latach 60. XX wieku. Obie 500-kilogramowe płyty dzięki pomocy Urzędu Gminy w Stepnicy udało się przewieźć do kościoła i dzięki staraniom proboszcza wróciły na swoje miejsce za ołtarzem. Wciąż jednak poszukujemy trzech pozostałych płyt nagrobnych z kościoła w Stepnicy: proboszcza Martina Lamprechta z 1748 roku, burmistrza Stepnicy, i żeglarza Johanna Dawida Engela z 1789 roku oraz żeglarza Friedricha Grafa (1709-1742). Zabytki te są ważnym elementem historii regionu, dlatego cenne są wszelkie informacje pomocne w ich odnalezieniu. Ciekawa jest też stara sprawa z 2013 roku, gdy delegatura Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Koszalinie ujawniła zaginięcie z kościoła w Iwięcinie, gm. Sianów, dwóch barokowych epitafiów z 1719 i ok. 1720 roku. Znajdowały się w zamkniętym pomieszczeniu na strychu kościoła jeszcze w 2009 roku. Kościół był wielokrotnie przeszukany przez proboszcza oraz mieszkańców parafii, jednak epitafiów nie odnaleziono. Parę dni po otrzymaniu pisma pojechałem z policjantką do Iwięcina. Rozmawialiśmy z proboszczem, diecezjalnym konserwatorem zabytków z Koszalina, mieszkańcami, ale okazało się, że od 2009 roku nikt nie widział zabytków. Poprosiliśmy więc o możliwość obejrzenia kościoła i zaczęliśmy sprawdzać wszelkie możliwe zakamarki i schowki. Na koniec wizyty kościelna przypomniała sobie o schowku nad zakrystią. Nie było do niego bezpośredniego dostępu, gdyż wchodziło się do niego przez uchylenie części sufitu, i nie był on używany od kilku lat. Dzięki pomocy parafian udało się otworzyć schowek, gdzie odnaleźliśmy trzy epitafia z lat 1719-1730, dwa z zawiadomienia konserwatora oraz jedno z 1730 roku.

Jak ma postępować ktoś, kto odkryje zabytek, na przykład odnajdzie w czasie prac ziemnych?

Konkretnie ten przypadek precyzuje art. 32 Ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami z 2003 roku. Mówi on, że w przypadku odnalezienia zabytku należy wstrzymać prace, zabezpieczyć obiekt i niezwłocznie powiadomić wojewódzkiego konserwatora zabytków, a jeśli nie jest to możliwe, właściwego wójta (burmistrza, prezydenta miasta). Ważne, że jeżeli jest to zabytek archeologiczny, np. miecz średniowieczny lub bransoleta z brązu, to nie wyciągamy go z ziemi i nie biegniemy do najbliższego muzeum. To jest niewłaściwe postępowanie. Wyjmując zabytek archeologiczny z ziemi, tracimy kontekst i informację, w jakim okresie trafił on w to miejsce. Brak jest elementów datujących, które można przebadać np. izotopem C12. Do którego muzeum ma trafić zabytek, decyduje urząd konserwatora zabytków, nie wyręczajmy go w tej kwestii. Najlepiej więc zabezpieczyć ten zabytek tak, by pracownik urzędu mógł przyjechać, ocenić znalezisko, zrobić oględziny i wskazać dalszy tok postępowania. Jeżeli ktoś ma wątpliwości, zawsze może wykonać telefon do urzędu, przedstawić sytuację i poprosić o opinię, co dalej zrobić. Generalnie, jeżeli znajdziemy przedmiot, który według nas jest zabytkiem archeologicznym, zgłaszamy to wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków i czekamy na jego przyjazd. Jeżeli jest to zwykły zabytek, np. przedmioty z XIX, XX wieku, to należy taki zabytek przekazać do urzędu gminy lub prezydenta miasta, który ustala wartość i własność zabytku, powiadamiając urząd konserwatora zabytków, oraz wskazuje, gdzie ma trafić ten obiekt. Miałem taką sytuację kilka lat temu, gdy podczas prac na cmentarzu w Szczecinie odnalazłem ceramiczne tondo z głową Chrystusa z końca XIX wieku. Nie był to zabytek archeologiczny, był to przedmiot wytwarzany seryjnie, ale w świetnym stanie zachowania i o cechach zabytku. Przedmiot po konsultacji telefonicznej z urzędem ochrony zabytków przekazałem wraz z pismem i opisem okoliczności odnalezienia do Urzędu Miasta Szczecin - do Biura Rzeczy Znalezionych, które w imieniu prezydenta prowadziło postępowanie w tej sprawie. Ważne jest, by w przypadku wątpliwości nie działać chaotycznie, tylko rozmawiać z urzędnikami i funkcjonariuszami. Istotne jest też, że gdy cokolwiek zabezpieczamy, by uchronić od zniszczenia, to musimy o tym fakcie powiadomić urząd ochrony zabytków. Nie można zabytku zabezpieczyć w domu, nie mówiąc o tym nikomu, bo może to zostać niewłaściwie odebrane.

Marek Jaszczyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.