Mieszkanka Zielonej Góry po upadku nie może chodzić. Ma tylko zwykłe, proste marzenie. Stanąć na nogi. Pomóc by w tym mogły rehabilitacje

Czytaj dalej
Fot. Natalia Dyjas
Natalia Dyjas-Szatkowska

Mieszkanka Zielonej Góry po upadku nie może chodzić. Ma tylko zwykłe, proste marzenie. Stanąć na nogi. Pomóc by w tym mogły rehabilitacje

Natalia Dyjas-Szatkowska

Ciągły ból. I niemożność wstania z łóżka. To codzienność 83-letniej pani Heleny. Dawniej ciągle była w ruchu. Dziś nie może stanąć na nogi. Marzenie ma tylko jedno: rehabilitacja. By codzienność stała się wreszcie znośna.

Mieszkanie w kamienicy. Duży widny pokój. Pośrodku olbrzymie szpitalne łóżko. Na nim całe dnie spędza pani Helena.
- Najpierw, parę lat temu, przeszłam udar - opowiada kobieta. - Udało mi się z niego wyjść. Potem był zawał. Po nim też się jakoś podniosłam... Aż przyszedł ten nieszczęsny październik. Wstałam. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam. Wszyscy mnie chyba słyszeli, tak krzyczałam z bólu. Podobno mój upadek słychać było piętro niżej...

Od tego momentu pani Helena leży w łóżku. Przez ból w boku nie może się obrócić. Musi leżeć na wznak. Dnie i noce. Czytanie nie wchodzi w grę. Wzrok już nie ten.

- Co ja mam zrobić? - pyta kobieta, płacząc. - Lekarz mówi, że wszystko jest dobrze i powinnam chodzić na chodziku. Ale to jest niemożliwe. Z bólu nie mogę postawić kroku!

Jedyna radość? Kot, który czasem przyjdzie i położy się obok niej. Pozostaje też myśl, że trzeba żyć dla synów. Jeden z nich wymaga opieki lekarza, jest bardzo schorowany. Pani Helena nie chce zostawić go samego. Drugi pracuje od świtu do nocy. Mamie pomaga, kiedy wraca do miasta.

- Ma taką pracę, że bardzo rzadko jest w domu - wyjaśnia pani Helena. - Kiedy przyjeżdża, jest bardzo zmęczony. Ale pomaga mi, jak może. Sprząta mieszkanie, gotuje nam obiady na weekendy. Wypożyczył specjalne łóżko. Zrobił drabinki, żebym mogła się jakoś podnieść. Ale to dla niego też jest za dużo. Mnie go już jest szkoda.

Codziennie odwiedza panią Helenę opiekunka domowa. Ale, jak twierdzi kobieta, to kropla w morzu potrzeb. Większość czasu zielonogórzanka musi dać radę sama ze schorowanym synem. Pani Helenie w miarę możliwości pomaga też znajoma, choć sama ma kłopoty z poruszaniem się. Zadbała, by kobieta miała rehabilitację. Okazuje się, że ta jest możliwa, ale dopiero od maja. Jeszcze tyle miesięcy trzeba wytrzymać bez ruchu.

- Nie umiem już płakać... - mówi szczerze pani Helena. - Chciałabym tylko, żeby chociaż na pół godziny ktoś do mnie przychodził i mnie rehabilitował. Żebym zaczęła chodzić. Kiedy mogłam się ruszać, to wszystko wokół siebie sama zrobiłam. Posprzątałam, ugotowałam, piekłam ciasta. Jeden głupi upadek zniszczył wszystko... To leżenie jest gorsze niż piekło. Nikomu tego nie życzę.

- Pani Helena wstępnie ma zaplanowaną na początek maja rehabilitację - potwierdza nam dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, Mieczysław Jerulank. - Nasi pracownicy rozmawiają też jednak z odpowiednimi służbami, by to przyspieszyć. Są w stałym kontakcie z panią Heleną. Jednak należy mieć świadomość, że w przypadku przyspieszenia ktoś z kolejki oczekujących musi być przesunięty... Działamy. Otrzymaliśmy obietnicę, że niewykluczone, iż uda się załatwić wcześniejszy termin rehabilitacji na luty. A jeżeli nie w lutym, to najpóźniej na marzec udałoby się przyspieszyć tę kwestię.

Na naszą prośbę MOPS obiecał też, że zapewni zielonogórzance niezbędną pomoc psychologiczną w tak trudnych dla niej chwilach.

Sprawą przyspieszenia lub innej, wcześniejszej rehabilitacji zainteresowaliśmy też zielonogórskich radnych. Czy pani Helena otrzyma niezbędną pomoc? Na pewno będziemy wracać do sprawy.

Natalia Dyjas-Szatkowska

Dzień dobry! Nazywam się Natalia Dyjas-Szatkowska i jestem rodowitą zielonogórzanką. Pracuję w "Gazecie Lubuskiej" od 2016 roku. I choć z wykształcenia jestem filologiem polskim i teatrologiem, to swoją pracę zawodową związałam właśnie z mediami. 


W obszarze moich działań znajdują się: 



  • problemy i sprawy Zielonej Góry,

  • kwestie, które poruszają mieszkańców powiatu zielonogórskiego.


Ważne są dla mnie codzienne problemy mieszkańcówsprawy społeczne i kulturalne naszego regionu. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych łamach. Lubię spotkania z ludźmi i to właśnie nasi Czytelnicy są dla mnie wielką inspiracją. To oni podpowiadają, czym warto się zająć, co ich boli, denerwuje, ale i cieszy. 


Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Jako osoba, która pracowała z nimi podczas organizacji różnych wydarzeń kulturalnych i festiwali, zrozumiałam, że to właśnie człowiek i jego historia są dla mnie najważniejsze. To więc chyba nie przypadek, że zaczęłam pracę w dziennikarstwie... 


W wolnych chwilach (jeśli jakaś się znajdzie... :)) nałogowo pochłaniam książki (kryminałom mówię nie, ale mocno kibicuję nowej, polskiej prozie) i z aparatem poznaję nasze piękne województwo lubuskie. Chętnie dzielę się urodą regionu na łamach "Gazety Lubuskiej" i portalu "Nasze Miasto". Nie boję się też pokazywać, co jeszcze mogłoby się tutaj zmienić. I to właśnie przynosi mi największą satysfakcję w pracy. Gdy uda się choć trochę ulepszyć otaczającą nas rzeczywistość. 


Czy w Twojej okolicy dzieje się coś ważnego? Masz sprawę, która Twoim zdaniem powinna zostać opisana w naszej gazecie? A może masz jakiś kłopot, który należy rozwiązać? Śmiało! Skontaktuj się ze mną, postaram się zająć danym tematem.


Kontakt do mnie: natalia.dyjas@polskapress.pl


Telefon: 68 324 88 44 lub: 510 026 978.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.