Paulina Szymczewska

Maseczkomaty - kreatywne pomysły na to, jak przetrwać pandemię

Maseczkomaty - kreatywne pomysły na to, jak przetrwać pandemię
Paulina Szymczewska

70 do nawet ponad 90 procent - tak bardzo od początku epidemii koronawirusa spadły obroty przedsiębiorców działających w branży vendingowej. Ale oni się nie poddają. Starają się uratować swój biznes, szukając nowych rozwiązań. Jednym z pomysłów są maseczkomaty.

Kryzys wywołany pandemią i zamrożeniem gospodarki bardzo mocno uderzył w branżę vendingową. Automaty samosprzedające zarabiają bowiem tylko tam, gdzie gromadzą się ludzie, czyli m.in. w biurowcach, na uczelniach, w szkołach czy centrach handlowych. Gdy zamknięto placówki oświatowe, kina, ośrodki sportowe, galerie handlowe i budynki użyteczności publicznej, gdy biurowce opustoszały, bo większość firm przeszła na pracę zdalną, gdy ulice miast się wyludniły, to automaty z napojami i przekąskami z dnia na dzień przestały generować jakikolwiek przychód, a w dodatku przedsiębiorcy musieli jeszcze zapłacić czynsz za marzec, choć zarobków nie było już żadnych.

- Sytuacja jest dramatyczna. Nasza branża stoi przed widmem bankructw wielu firm i utraty pracy przez wiele osób - przyznaje Aleksander Wąsik, prezes Polskiego Stowarzyszenia Vendingu. Zwraca jednocześnie uwagę, że przyszłość jest bardzo niepewna. - Istnieją uzasadnione obawy, że branża nie wróci szybko do stanu sprzed pandemii.

- Jest ciężko. Obroty spadły nam o około 70 procent, a to tylko dlatego nie więcej, że nie utrzymujemy się wyłącznie ze sprzedaży w szkołach czy na uczelniach. Mamy też automaty w różnych zakładach pracy, np. firmach kurierskich, które nie zostały zamknięte, lecz działają cały czas - mówi Andrzej Bruzda, właściciel krakowskiej firmy Coffee Break. Zatrudnia on 18 osób. Obecnie - na skutek kryzysu - zaledwie sześciu pracowników musi zarobić na wszystkich osiemnastu.

Mimo trudnej sytuacji właściciele firm vendingowych szukają kreatywnych rozwiązań, które pomogą im przetrwać kryzys. Jednym z pomysłów są maseczkomaty. Wpadł na niego Aleksander Wąsik wraz z Andrzejem Bruzdą.

Gdy w Polsce (i Europie) wdrożono lockdown, przedsiębiorcy zaczęli się zastanawiać, co dalej.- Pierwsze, co zrobiliśmy, to opróżnienie automatów, bo gdyby umieszczone w nich produkty przeterminowały się, straty byłyby dużo większe. Urządzenia zostały wyczyszczone, zdezynfekowane i zamknięte. Od razu pojawiło się pytanie, czy i jak można je wykorzystać - opowiada właściciel firmy Coffee Break. - A że znacznie wzrosło wówczas zapotrzebowanie na maseczki, żele do dezynfekcji i rękawiczki jednorazowe, to od razu zrodził się pomysł, że możemy zacząć je sprzedawać. Zorganizowałem więc towar i machina ruszyła: zaczęliśmy przerabiać nasze automaty na maseczkomaty - uzupełnia Aleksander Wąsik.

Pierwsze maseczkomaty zaczęły się pojawiać w Warszawie i Krakowie. Potem pomysł podchwycili właściciele firm vendingowych z innych miast. W maseczkomatach można też kupić żele dezynfekcyjne w różnych pojemnościach i rękawiczki ochronne pakowane po jednej parze. To jednak nie wszystko. Właściciele urządzeń postanowili rozszerzyć asortyment i wprowadzić do dystrybucji również zestawy do pobierania wymazu dla osób chcących zrobić sobie test na koronawirusa. Są to testy diagnostyczne opracowane przez polską firmę GeneMe.

- Udało się uzbierać pieniądze na kilka pensji dla pracowników - podkreśla Andrzej Bruzda. I dodaje, że obecnie zainteresowanie jest średnie, sprzedaż z maseczkomatów ustabilizowała się na poziomie kilkunastu do kilkudziesięciu sztuk produktów COVID-owych dziennie. Mimo to firma nie zamierza rezygnować z tych urządzeń.

Przedsiębiorcy cały czas śledzą sytuację na rynku i reagują na bieżąco. - Walczymy, by uratować projekt z maseczkomatami. Szybko zmieniamy model biznesowy. Skoro produkty COVID-owe teraz sprzedają się słabiej, to już myślimy o tym, by uzupełniać ofertę w automatach o inne produkty - mówi prezes Polskiego Stowarzyszenia Vendingu. Także w firmie Coffee Break renegocjują umowy, rozważają umieszczenie w maseczkomatach np. zdrowych przekąsek, napojów zwiększających odporność itp. Bo grunt to być kreatywnym i szybko odpowiadać na aktualne potrzeby klientów.

I właśnie o to chodzi. Nie tylko w branży vendingowej, ale w ogóle w biznesie kluczem do przetrwania jest umiejętność dostosowania się do błyskawicznie zmieniających się warunków na rynku, nawet jeśli miałoby to oznaczać konieczność przebranżowienia się.

- Liczy się szybkość reakcji i kreatywność. No i żelazne nerwy. Trzeba być elastycznym, mieć oczy i umysł otwarte na nowe pomysły, szukać alternatywnych form sprzedaży produktów, zmieniać kanały dystrybucji - wymienia Aleksander Wąsik. - Dopadł nas kryzys, z jakim nikt nie miał wcześniej do czynienia. Nikt tak naprawdę nie wie, co robić, nikt nie ma gotowej recepty. Dlatego tak ważne jest, aby zejść z utartych szlaków. Trzeba wyjść ze strefy komfortu i może zrezygnować ze znanych metod, które zawsze się sprawdzały, a teraz nie działają.

Paulina Szymczewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.