Maciej Murawski: W swoim mieście widzę potencjał

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas
Jakub Lesiński

Maciej Murawski: W swoim mieście widzę potencjał

Jakub Lesiński

Maciej Murawski ocenia naszą reprezentacje, zmiany w czołowych klubach ekstraklasy oraz wspomina pracę w Zielonej Górze i patrzy w przyszłość KSF.

Zacznijmy od wielkiej piłki. Kadra Polski awansowała na Euro 2016. Czy biało-czerwoni oczarowali pana swoją postawą?
Myślę, że w eliminacjach zawsze chodzi o to, żeby uzyskać promocję do turnieju finałowego, a nie o to, żeby oczarować samą grą. Reprezentacje rzadko prezentują fantastyczny futbol. Oczywiście zdarza się, że pojawiają się takie drużyny jak Hiszpania czy ostatnio Niemcy, często budowane na bazie zespołu klubowego. Mam tutaj na myśli Barcelonę i Bayern Monachium. To już jest wyrafinowana piłka, oparta o bardzo wysoką kulturę gry. Większość ekip narodowych bazuje na bardzo dobrej defensywie, stałych fragmentach i indywidualnościach, jakie posiadają. Myślę, że drużyna Adama Nawałki do takich się zalicza. Ten ostatni czynnik to przede wszystkim Robert Lewandowski. Można powiedzieć, że mieliśmy taki bardzo mocny kręgosłup, kilku liderów, właściwie w każdej formacji. No i też kreatywność. Z każdym meczem było widać, że ta ekipa coraz lepiej się rozumiała, była pewniejsza siebie i grała trudniejszy futbol, a utrzymywanie się przy piłce było na coraz lepszym poziomie. To dobrze świadczy o zespole, a przede wszystkim o trenerze, który go prowadził.

We Francji mamy szansę?
W piłce wiele rzeczy może się wydarzyć. Byłoby błędem, gdybyśmy zbyt szybko pompowali balon. Trzeba spokojnie czekać na te mistrzostwa Europy, bo możemy doznać na nich przyjemnych przeżyć. Myślę, że powinniśmy wierzyć w tę reprezentacje, bo w eliminacjach dała nam ku temu powody. Te nasze indywidualności, zawodnicy światowej klasy, podporządkowali się drużynie. Oni nie chcą błyszczeć na tle zespołu. Dzięki temu możemy mieć nadzieję. Jednak nie jesteśmy jeszcze na tyle mocni, aby jechać tam w roli faworyta.

Przejdźmy do rodzimej ekstraklasy i do dwóch pana byłych klubów. W Lechu Poznań i Legii Warszawa postanowiono dokonać zmian. Na lepsze?
Za wcześnie, aby o tym mówić. Ja akurat bardzo cenię trenera Jana Urbana, ale szczerze mówiąc podobnie postrzegałem Macieja Skorżę. Dobry szkoleniowiec zastępuje innego o podobnej marce. Zwolniony opiekun Lecha miał niespodziewanie duże problemy w tym sezonie. To, co działo się z mistrzem w lidze, nie miało prawa się zdarzyć. W Poznaniu tak często nie zmieniają trenerów, więc była to bardzo trudna decyzja. Widocznie uznano, że Skorża nie ma już takiego wpływu na zawodników i chyba jakiś model się wyczerpał. Obserwując można było mieć wrażenie, że już „dobił do ściany” i brakuje mu pomysłów. Myślę, że Urban gwarantuje wysoką jakość, a poznaniakom potrzebne są pierwsze zwycięstwa. Za to problem w Legii można uznać za dopuszczalny.

A ich nowy trener z Rosji?
Nie znam dobrze Stanisława Czerczesowa, więc ciężko mi oceniać, czy jest to dobry wybór. Rosjanin prowadził niezłe kluby w swoim kraju, jednak nie wygrywał z nimi mistrzostwa. Powiem tak: jak przychodził Henning Berg, to nie do końca rozumiałem tę zmianę, ale później, kiedy już pracował w Warszawie, to nie byłem jego największym krytykiem. Wiem, że jest to bardzo trudny, specyficzny klub, pomimo bycia faworytem, posiadania bardzo dobrych zawodników i wysokiego budżetu. Po meczu z Cracovią, który Legia wygrała, nie mogę powiedzieć, że był to futbol, który mnie oczarował. Zagrali mądrze, agresywnie, wykorzystując błędy rywala, ale nie dominowali na boisku. Zobaczymy, co będzie dalej.

W Zielonej Górze wraca temat stadionu piłkarskiego. Pan o tym głośno mówił sześć lat temu, obejmując ówczesny zespół Lechii. Co teraz myśli sobie Maciej Murawski, kiedy sprawa wraca?
Cieszy mnie to. Uważam, że profesjonalny futbol nie uda się bez odpowiedniego obiektu. W mieście jest kilka miejsc do grania w piłkę, ale tak naprawdę żaden nie spełnia podstawowych norm do rywalizacji w lidze centralnej. Oglądanie meczów nie jest tam atrakcyjne. Na rynku jest spora konkurencja w postaci żużla i koszykówki, które mają stadion lub piękną halę. Poza tym pojedynki, które można obejrzeć w telewizji powodują, że kibic na ten obecny obiekt może zwyczajnie nie przyjść. Więc, aby wyjść naprzeciw i żeby ta piłka się w Zielonej Górze rozwijała, potrzebny jest stadion piłkarski, taki, który będzie zachęcał do przybycia. Najwyższy czas, aby taka inwestycja powstała. Przykład basketu pokazuje, że otoczenie materialne widowiska sportowego jest często kluczowe i zmienia wszystko. Myślę, że gdyby nie powstała hala CRS, to Stelmet nie byłby mistrzem Polski i nie oglądalibyśmy go w europejskich pucharach. W futbolu może być podobne, ale oczywiście będzie trochę trudniej. Powiedzmy sobie szczerze, że wybudowanie nowego stadionu nie spowoduje, że od razu będziemy rywalizować z najlepszymi. Jednak powinno to zagwarantować odpowiedni poziom, a młodzi adepci, uczący się w miejscowych szkółkach nie będą musieli wyjeżdżać do innych miast, aby tam grać na nowoczesnych obiektach. Wtedy mogliby to robić u siebie, w domu.

Pewnie momentami wspomina pan swoją debiutancką pracę trenerską w Zielonej Górze. Po pewnym czasie żałuje pan, że odszedł z Lechii po zaledwie jednym sezonie?
Nie. Wtedy bardzo mocno zastanawiałem się nad swoim pozostaniem i pewnie jakby wówczas były warunki na walkę o pierwszą ligę, to bym to bardzo poważnie rozważył. Stało się inaczej. Większość piłkarzy, którzy wtedy grali na dobrym poziomie, chciało odejść do lepszych klubów, więc wiedziałem, że musiałbym znów zaczynać wszystko od nowa. Nie ukrywam, że tworzenie zespołu od podstaw było dla mnie mocno wyczerpujące i stresujące. Szczerze mówiąc, nie bardzo chciałem robić to po raz drugi. Planowałem spróbować czegoś nowego. Stwierdziłem, że Zawisza Bydgoszcz, którego później objąłem, ma potencjał, aby spróbować wejść na zaplecze ekstraklasy. Mimo wszystko praca w Lechii była fajnym doświadczeniem, a z tego czasu wiele wyniosłem. Zmieniłem też swoje podejście do piłki i sporo się nauczyłem. Poznałem także wielu fajnych ludzi, z którymi do tej pory utrzymuje kontakt. To chociażby zawodnicy, który wtedy dla mnie grali. Na koniec tego wątku muszę przyznać, że mając 35 lat jeszcze nie myślałem o rozpoczęciu pracy szkoleniowej. Więc, gdyby nie telefon od Rafała Zycha, to pewnie jeszcze grałbym zawodowo w Grecji albo w jakichś egzotycznych miejscach.

Teraz prowadzi pan własną akademię piłkarską, pracuje jako komentator i ekspert w telewizji. Kariera trenerska to w tej chwili etap, który jest już za panem?
Trudno powiedzieć, bo nie wiem, co przyniesie przyszłość. Aktualnie jestem skoncentrowany na tym, co robię. W nc+ poświęcam wiele własnego czasu, więc na pewno nie wyobrażam sobie łączenia tego zajęcia z funkcją szkoleniowca. Musiałbym dostać bardzo ciekawą ofertę, która spowodowałaby moją rezygnację z telewizji. W pewnym sensie pracę trenera zastępuje mi działalność w zielonogórskiej akademii, stanowi to taką namiastkę. Dodam tylko, że sprawia mi to sporą frajdę i przez to aż tak bardzo nie tęsknię za powrotem na ławkę.

Porozmawiajmy o tym, co aktualnie dzieje się w zielonogórskim futbolu. Fuzja przed obecnym sezonem, a tak naprawdę wycofanie drużyny z trzeciej ligi i przystąpienie do rozgrywek o jeden szczebel niżej było dobrym rozwiązaniem?
Myślę, że finalnie na pewno bezpieczniejszym. Ale czy dobrym? Prawdopodobnie za rok ten nowy klub będzie grał w trzeciej lidze. Taki cel mieli jego założyciele, a zostanie na tamtym poziomie już teraz wcale tego nie gwarantowało, za sprawą reformy rozgrywek. Z jednej strony rozumiem taki wybór, ale ja osobiście raczej bym spróbował wyżej. Połączenie dwóch trzecioligowców dało zespół w czwartej lidze. To tak trochę nie po sportowemu. Kiedy w 2009 roku przychodziłem do Zielonej Góry, warunki finansowe tamtejszej Lechii były nieco trudniejsze, od tych aktualnych, a ówczesny zespół nie bał się rywalizacji w drugiej lidze. Ja nie lubię takich sytuacji. Inny przykład to Formacja Port 2000 czy drużyna która wygrała trzecią ligę i mieli szansę na awans, ale zrezygnowali na ostatniej prostej.

Przed tym połączeniem snuto ambitne plany. W kuluarach tworzenia nowego klubu padało także pana nazwisko, przymierzane do funkcji dyrektora. Faktycznie prowadziliście jakieś negocjacje?
Rozmawiałem z ludźmi z KSF. Pytano mnie, czy pomogę. Stwierdziłem, że w jakimś stopniu moje doświadczenie może się przydać, w tym, żeby zespół być może powalczył o awans do drugiej ligi, a w przyszłości może nawet do pierwszej. Natomiast w momencie, kiedy usłyszałem, że KSF wystartuje w czwartej lidze, uznałem, że ja nie jestem im potrzebny na tamtym, niezbyt wysokim poziomie. W przypadku połączenia tych dwóch ekip naprawdę sztuką byłoby niewygranie tej ligi.

Zielonogórska piłka ma jeszcze jakieś szanse, żeby przebić się na tle innych, wspomnianych wcześniej silnych dyscyplin?
To całkiem duża aglomeracja w otoczeniu kilku innych ośrodków miejskich. W sumie ten region jest pustynią piłkarską, więc jak widzę, ile dzieci gra tam w futbol i się nim interesuje, to absolutnie dostrzegam potencjał, aby rywalizować nawet w pierwszej lidze. Ekstraklasa w tej chwili mogłaby być trudna do realizacji, ale według mnie poziom niżej jest w zasięgu. Wielu chłopaków rozjechało się po kraju, bo w danym momencie w ich mieście nie było zawodowego futbolu. A wcale nie musi być tak, żeby istniała konieczność wyjazdu stąd w celu dalszego rozwoju. Jest świetna baza i piękne miejsce na powstanie stadionu. Jeżeli klub będzie mądrze zarządzany, to powinien sobie poradzić na zapleczu elity, grając własnymi wychowankami. Jeżeli malutka Nieciecza może mieć ekstraklasę, to dlaczego taka Zielona Góra ma nie mieć pierwszej ligi? Uważam, że to całkiem realna sprawa, która pewnie za kilka lat powinna się wydarzyć.

Jakub Lesiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.