Kupiła już mężowi trumnę. Ale ksiądz Jerzy sprawił cud

Czytaj dalej
Fot. Polska Press
Dominika Cicha

Kupiła już mężowi trumnę. Ale ksiądz Jerzy sprawił cud

Dominika Cicha

Proces kanonizacyjny ks. Jerzego Popiełuszki otwarty w Créteil we Francji, gdzie nastąpił cud uzdrowienia Françoisa Audelana, wszedł w nowy etap. Dokumenty trafiły już do Watykanu. Poniżej drukujemy fragment książki Mileny Kindziuk poświęcony zdarzeniu, dzięki któremu proces kanonizacyjny mógł ruszyć...

Bł. ks. Jerzy Popiełuszko
Urodził się 14 września 1947 roku w Okopach, zmarł 19 października 1984 roku we Włocławku. Kapelan warszawskiej Solidarnośc”, obrońca praw człowieka w PRL, zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Beatyfikowany 6 czerwca 2010 roku w Warszawie. Teraz toczy się jego proces kanonizacyjny.

Milena Kindziuk - dziennikarka, publicystka, adiunkt w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW, redaktor prowadzący warszawskiej edycji tygodnika „Niedziela”. Autorka książek.

***

François Audelan, pięćdziesięciosześcioletni Francuz, umierał na wyjątkowo złośliwy rodzaj białaczki. Gdy był już w agonii, żona wybrała mu trumnę, załatwiła formalności pogrzebowe. I zdarzył się cud. Za przyczyną błogosławionego księdza Popiełuszki. (…)

Cud, o którym mowa, miał miejsce w małej miejscowości Créteil pod Paryżem. Wszystko zaczęło się od francuskiego duchownego Bernarda Briena. Bez niego nie byłoby tej niezwykłej historii.

- Zanim przeżyłem nawrócenie, przez czterdzieści lat nie chodziłem do kościoła, byłem daleko od Boga - wyznaje 67-letni Bernard, od dwóch lat ksiądz katolicki.

Dwukrotnie był żonaty. Dwa razy się rozwodził. Kiedy przeżył - jak sam mówi - „prawdziwe nawrócenie”, postanowił wstąpić do seminarium. W 2012 roku, kilka miesięcy po przyjęciu święceń kapłańskich, przyjechał do Polski, na grób błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki.

- Tu „odkryłem” tę postać. A także przedziwną zbieżność dat. Modląc się przed grobem księdza Popiełuszki, uświadomiłem sobie, że urodziłem się tego samego dnia, miesiąca i roku, co on: 14 września 1947 roku. Od tej pory zacząłem go traktować niemal jak brata bliźniaka. Zafascynowało mnie jego życie. Codziennie jest on obecny w moich modlitwach. Mam mnóstwo obrazków z jego relikwiami, żeby rozdawać je ludziom i szerzyć jego kult.

W swej diecezji Créteil ksiądz Bernard pomagał w kilku szpitalach, między innymi w szpitalu Chenevier w Créteil. Duszpasterstwo chorych prowadzi tam siostra Rozalia, pochodząca z Polski zakonnica ze wspólnoty sióstr św. Michała Archanioła. To właśnie ona poprosiła księdza Bernarda, by przyszedł do sali, w której leżał umierający François Audelan, i udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych.

Chantal, żona François:

- Początkowo nie chciałam się zgodzić, by do męża przyszedł ksiądz. Leżał przecież nieprzytomny. Wcześniej przyjął już wszystkie sakramenty i był dobrze przygotowany na śmierć.

- Wiedziałam o tym, ale miałam jakieś usilne pragnienie, by jeszcze raz przyprowadzić do niego księdza - mówiła później siostra Rozalia.

Prosty krzyż do trumny

François chorował od 11 lat. W 2001 roku lekarze zdiagnozowali u niego „przewlekłą białaczkę szpikową w formie nietypowej”. Wyjątkowo złośliwy rodzaj raka krwi. Nieuleczalny. Dlaczego w tym momencie życia? Wtedy gdy miał wiele planów: kupił teren pod budowę domu i zaczął go budować. Miał trzy córki, które potrzebowały ojca, dobrą pracę…

Gdy usłyszał diagnozę, postanowił, że się nie podda. Natychmiast podjął intensywne leczenie u najlepszych hematologów. Długie pobyty w szpitalach i ciągła chemioterapia przedłużały życie chorego, nie przywracały mu jednak zdrowia. W końcu nastąpił kryzys.

Po dziesięciu latach udręki François zapadł w śpiączkę. Organizm przestał normalnie funkcjonować. Lekarze zrezygnowali z dalszego leczenia i podłączonego do aparatury medycznej mężczyznę skierowali do szpitala w Créteil. Na oddział paliatywny, dla chorych w stanie terminalnym.

- Pamiętam, kiedy go do nas przywieźli, zapowiadając, że pacjent na pewno wkrótce umrze - wspomina siostra Rozalia.

Zaprzyjaźniła się z siedzącą niemal bez przerwy przy chorym żoną. Pewnego dnia kobieta zwierzyła się zakonnicy, że lekarze oznajmili jej, iż nadchodzi koniec, i wręcz polecili załatwiać formalności pogrzebowe męża, aby wszystko potem sprawniej poszło.

- Tak więc zrobiłam. Wybrałam nawet trumnę. Dębową, bo François lubił dęby. I krzyż do trumny. Bardzo prosty, bo mąż lubił prostotę - opowiada Chantal. W nocy w domu zrobiła też porządki w jego rzeczach, podarła na strzępy wszystkie listy, które kiedyś do niego pisała.

- Czułam przy tym jakiś wewnętrzny spokój. Nawet moja siostra była oszołomiona, że w ogóle nie płakałam, nie panikowałam. A ja czułam, że Jezus jest ze mną. I że François musi wyjść z tej choroby, że nie umrze - podkreśla. (…)

Zacząłem się spontanicznie modlić : „Księże Jerzy, dziś twoje urodziny. Jeżeli możesz coś zrobić, to właśnie dziś”.

Do dzieła. Pomóż!

Nadszedł 14 września 2012 roku.

Tak się złożyło, że tego dnia ksiądz Bernard Brien został wezwany do szpitala w Créteil do kobiety przebywającej w sali obok pokoju, w którym leżał François. I wtedy siostra Rozalia jeszcze raz zapytała Chantal, czy zgodzi się, by kapłan przyszedł również do jej męża.

To był piątek. Zbliżała się piętnasta. Godzina Miłosierdzia.

Ksiądz Bernard, w obecności Chantal i siostry Rozalii, stanął przy łóżku umierającego François. Kiedy otworzył modlitewnik, by znaleźć odpowiedni tekst, natknął się na obrazek księdza Popiełuszki z jego relikwiami. I wtedy uświadomił sobie, że jest 14 września, a więc urodziny błogosławionego księdza Jerzego.

- Położyłem ten obrazek księdza Jerzego na łóżku umierającego mężczyzny. I zacząłem się modlić, zupełnie spontanicznie: „Księże Jerzy, dziś twoje urodziny. Jeżeli możesz coś zrobić, to właśnie dziś. Do dzieła zatem, pomóż!” - opowiada ksiądz Bernard.

Modlił się dalej za chorego swoimi słowami, ale za wstawiennictwem księdza Jerzego. A zakonnicy i żonie François dał tekst modlitwy o kanonizację męczennika. Razem zaczęli ją odmawiać.

Gdzie ja jestem?

Po tej modlitwie ksiądz Bernard z siostrą Rozalią wyszli z sali chorego. I wtedy nastąpił cud. François otworzył oczy i zapytał swoją żonę: „Gdzie ja jestem?”.

- Po czym wstał z łóżka i jakby nigdy nic, o własnych siłach, poszedł do łazienki - relacjonuje Chantal. - François zachowywał się tak, jakby był zupełnie zdrowy.

O tym, co się zdarzyło, nie wiedział jeszcze ksiądz Bernard. Siostra Rozalia też nie. Następnego dnia, w sobotę rano, zakonnica czuła jednak wewnętrzny nakaz, by zanieść komunię do sali François.- Nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że François jest nieprzytomny, że jego żony nie będzie w sali, bo akurat rano miała załatwiać sprawy pogrzebowe męża, a jednak coś mnie pchało, by tam pójść. Gdy weszłam, zobaczyłam… puste łóżko! - wspomina michalitka. Była przekonana, że pacjent w nocy umarł. Ale drzwi od łazienki były otwarte, słyszała lecącą z kranu wodę.

- Zawołałam: „François, to ty?”.

„Tak, siostro, proszę przyjść za dwadzieścia minut, jak się ogolę i umyję, i wtedy przyjmę komunię” - usłyszała. Nieco przerażona, wybiegła na szpitalny korytarz. Zaczęła pytać, czy François rzeczywiście żyje. Bo z medycznego punktu widzenia nie miał prawa wyzdrowieć. Kiedy po upływie dwudziestu minut wróciła do François, stał przy swoim łóżku, tak jak zapowiedział - ubrany i ogolony.

Dominika Cicha

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.