Aldona Minorczyk

K jak Kalibabka po śląsku

K jak Kalibabka po śląsku
Aldona Minorczyk

Jeszcze w latach 80-90. minionego wieku oszuści matrymonialni działali jak serialowy „Tulipan”. Dziś nawet nie wychodzą z domu w poszukiwaniu ofiar. Otwierają laptopa, logują się na portalu randkowym i czyhają na ofiarę.

Najsłynniejszy polski uwodziciel, to Jerzy Kalibabka. Rozkochiwał i grabił. Jego losy stanowiły podwaliny pod scenariusz serialu „Tulipan”. W 1984 roku został skazany na 15 lat i ponad milion zł grzywny za gwałty, oszustwa, wyłudzenia, pobicia i uwodzenie nieletnich. Mieszka w Dziwnowie, handluje w zieleniaki i chętnie rozmawia z mediami. Podkreśla, że miał ponad 2000 kobiet, spłodził z nimi co najmniej 28 dzieci. Ma też licznych naśladowców, którzy wykorzystują kobiecą naiwność. Także w województwie śląskim.

***
31-letni Jerzy w marcu usłyszał zarzut oszustwa. Najpierw skradł serce 28-letniej Katarzyny, mieszkanki wioski pod Cieszynem, a potem naciągnął ją na pożyczkę w parabanku.
Początki sprawy sięgają lata 2013 roku. Wtedy to Jerzy zamieścił ogłoszenie na jednym z internetowych portali randkowych. Przedstawił się jako przedsiębiorca szukający swojej drugiej połówki. Chwalił się dobrze prosperującą firmą. Obiecał Kasi pomoc finansową.

Znajomi umówili się na randkę w centrum Cieszyna. Jerzy zaprowadził Beatę do banku i na jej nazwisko założył konto. Też miał do niego dostęp. Rzekomo po to, aby co miesiąc przelewać jej pewną kwotę. Po tym spotkaniu mieli kontakt jeszcze dwa razy. Potem przestał odbierać telefon i odpowiadać na portalu. Beata zamiast obiecanych pieniędzy otrzymała wezwanie do spłaty zaległych rat pożyczki z parabanku.

Jerzy został wytropiony przez policjantów w internecie, kiedy szykował się do łowienia nowych ofiar. Przyłapali go na tym, jak zakładał konta na różnych portalach z ogłoszeniami matrymonialnymi. Okazało się, że tak naprawdę mieszka w Łaziskach Górnych (woj. śląskie). Nie prowadził żadnej firmy, a oszukanie Katarzyny było kolejnym jakie miał na sumieniu.

***
31-letni Marcin A. z Czerwionki-Leszczyny koło Rybnika był czuły i opiekuńczy. Taki wyśniony i wymarzony. Wyznawał miłość i planował wspólną przyszłość. Problem w tym, że nie jednej, a czterem partnerkom na raz. Patrycja z Rudy Śląskiej i Kamila z Zabrza długo nie wiedziały o swoim istnieniu. Patrycja podejrzała kiedyś profil ukochanego na portalu randkowym. Zapomniał się wylogować. Zdębiała.

Odkryła, że Marcin romansował jednocześnie z kilkoma kobietami. Oprócz Patrycji i Kamili także z Beatą i Moniką. Takimi pokrzywdzonymi przez los. Proponował małżeństwo, wspólne życie, dziecko. Przedstawiał się jako architekt lub górnik. Tak naprawdę był bezrobotny. Wyłudzał pieniądze. Po kilka tysięcy złotych. Od jednej 4 tys., od innej w sumie 7 tys. Potrafił zabrać „ukochanej” ostatnie 20 zł z portfela, choć wiedział, że to pieniądze na jedzenie dla dziecka.

***
Przystojny, zadbany, świetnie ubrany, szarmancki i błyskotliwy. Niezwykle skrupulatnie wybierał ofiary. Szukał kobiet, którym nie udało się ułożyć sobie życie i pragnęły męskiego wsparcia. Poznawał je przez portale internetowe. Obiecywał ślub, wspólne życie aż do końca. A tak naprawdę: okradał i znikał jak kamfora. 32-letniego Artura B. ujęto niespełna cztery lata temu w Częstochowie, po 13 latach poszukiwań. To był przypadek. Policjanci z Warszawy pod Jasną Górę podjechali prywatnie. Przed jednym z bloków zobaczyli mężczyznę. Wydał im się znajomy. Zatrzymali go.

B. używał wielu nazwisk i wielu tożsamości. Raz był Piotrem Pietrzykowskim, Michałem Podgórnym, innym razem Piotrem Jonsem, Arturem Bączkowskim, Piotrem Salomonem, czy też Waldemarem Grawackim. Raz pracował w służbie zdrowia jako rehabilitant. Innym razem był ważną personą w Najwyższej Izbie Kontroli, lekarzem, policjantem, a nawet amerykańskim żołnierzem.

Ofiarę znajdował na portalach randkowych. Mieszkał u niej zwykle kilka miesięcy. Oswajał, wabił, obiecywał złote góry, a gdy już jadła mu z ręki wspominał, że potrzebuje pieniędzy. Pretekst? Zwykle operacja, świetny interes. Kobiety oddawały mu swoje oszczędności, albo zaciągały kredyty, zapożyczały się u znajomych, rodziny. Oszukał tak kilkadziesiąt pań. Niektóre na setki tysięcy.

.***
Mieszkaniec Rudy Śląskiej założył konto na portalu randkowym. Umówił się z młodą kobietą. Spotykali się kilka razy. Kobieta na tyle mu zaufała, że poprosiła o opiekę nad mieszkaniem podczas urlopu. Zamiast pilnować – okradł. Warte 5 tysięcy złotych: pierścionki, bransoletki, kolczyki i łańcuszki policja odzyskała po 2 tygodniach.

W Tychach w ręce policji wpadł 30- letni "Tulipan". Ten naciągacz i łamacz serc w krótkim czasie wyłudził od poszkodowanych kobiet 20 tysięcy zł. Oferował ofiarom wykonanie różnych usług oraz zaciągał pożyczki, żerując wręcz na zbyt ufnych kobietach. Wykorzystywał ich uczucia i zawierał porozumienia oraz umowy słowne, z których oczywiście się nie wywiązywał – opowiadał o sprawie asp. szt. Jacek Ptak z tyskiej policji.

31-letni mieszkaniem Jastrzębia Zdroju był klientem biura matrymonialnego. Za jego pośrednictwem poznał mieszkankę Katowic, której po kilku tygodniach znajomości ukradł biżuterię o wartości prawie 1000 złotych. Policjanci ustalili również inną poszkodowaną kobietę, której matrymonialny oszust ukradł laptopa, nakłonił ją do wzięcia kredytu gotówkowego w kwocie 3000 złotych, a z osobistego konta bankowego ukradł 1600 złotych.

Aldona Minorczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.