Tomasz Kuczyński

Jadwiga Jędrzejowska: jak światowy tenis trafił do Katowic

Jadwiga Jędrzejowska trzy razy była w finale Wielkiego Szlema Fot. NAC Jadwiga Jędrzejowska trzy razy była w finale Wielkiego Szlema
Tomasz Kuczyński

Jadwiga Jędrzejowska to jedyna polska tenisistka, która zagrała w finałach Wimbledonu (1937 rok), US Open (1937) i Roland Garros (1939). Krakowianka, która po wojnie trafiła do Katowic, gdzie zmarła w 1980 roku, miała w stolicy województwa śląskiego korty swego imienia. Miała, bo w 2013 roku zostały zrównane z ziemią.

Do 2012 roku żadnemu polskiemu tenisiście nie udało się zagrać w finale Wielkiego Szlema. Wtedy w finale Wimbledonu wystąpiła Agnieszka Radwańska, przegrywając z Sereną Williams 1:6, 7:5, 2:6. Jędrzejowska 3 lipca 1937 roku była bardzo blisko triumfu w Londynie. Prowadziła z Brytyjką Dorothy Round 4:1 i 30:15 w decydującym secie, ale przegrała 2:6, 6:2, 5:7.

Co myślała Polka po pierwszym przegramy secie? Opowiedziała o tym w książce „Urodziłam się na korcie”.

„Często na korcie przeżywałam takie momenty: gdzieś w głębi mózgu słyszałam dwa głosy, jeden szeptał: Daj spokój, dlaczego tak szarpiesz swoje nerwy, z jakiego powodu czynisz tak olbrzymi wysiłek fizyczny, zrezygnuj z tej wyczerpującej walki, w której szanse są tak nierówne. Lecz drugi głos nie dopuszczał do żadnej dyskusji: Wstyd, Jadziu - a gdzież jest twoja sportowa ambicja. Nie walczysz dla własnej satysfakcji, lecz dla swej ojczyzny, dla spopularyzowania sportu tenisowego”.

Mecz, który był wtedy określany grą o mistrzostwo świata, został przez Polkę przegrany. Jędrzejowska bardzo to przeżyła.
„Trzeba umieć wygrywać, lecz też i przegrywać. Podbiegam pierwsza do Doroty. Uśmiecham się do niej, winszuję zwycięstwa. W szatni jestem zupełnie sama. Nikt mnie nie pociesza, nie mogę już powstrzymać łez. Długo płaczę” - wspominała Jędrzejowska, której jeden wewnętrzny głos kazał nadal szlochać i wrócić do hotelu, ale drugi, ten wicemistrzyni świata, był górą: „Muszę teraz pokazać się w loży dla zawodników, trzeba dowieść, że Polka potrafi z godnością znieść gorycz porażki. Naprzód, głowa do góry!”.
Jędrzejowska usłyszała od swej półfinałowej rywalki, Amerykanki Alice Marble: „Ach Dżadża (taki miała pseudonim - red.), jak śmiałaś zmarnować taką wspaniałą szansę! Mogłaś wygrać i powinnaś wygrać, bo jesteś w tej chwili najlepsza na świecie. Dlaczego masz takie słabe nerwy i ten jakiś niezrozumiały kompleks niższości?”. Polka dostała za finał bon towarowy warty… 3,5 funta (Brytyjka dostała bon o wartości 5 funtów, turnieje miały wtedy amatorski charakter). Wkrótce potem polska tenisistka otrzymała propozycję gry w komercyjnym tenisowym „Cyrku Tildena” z ofertą kontraktu na 25 tysięcy dolarów, plus 10 procent dochodu z rozgrywanych spotkań. Odrzuciła propozycję.

„Pieniądze - to jeszcze nie wszystko w życiu. Będę miała zamkniętą drogę do amatorskich turniejów. Zapomnę, jaką rozkoszą dla sportowca jest walka o zwycięstwo. Stanę się niewolnicą kortów - manekinem tenisowym… A może w przyszłości wygram turniej w Wimbledonie? Przecież to więcej warte niż wszystkie pieniądze” - pomyślała Jędrze-jowska, a w swej decyzji pamiętała też o Polsce.
„I jeśli podpiszę kontrakt, to na wiele, wiele lat muszę się pożegnać ze swoim rodzinnym krajem… W Polsce będą mnie uważali za dezerterkę, nigdy nie znajdę się na liście najlepszych sportowców swego kraju” - argumentowała. W 1936 i 1937 roku wybrano ją najlepszym sportowcem Polski w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”.

Polska skromna tenisistka w 1937 roku przyjęła zaproszenie Amerykańskiego Związku Tenisowego na tournée w USA. Ufundowano jej podróż luksusowym transatlantykiem „Queens Mary”. W mistrzostwach Stanów Zjednoczonych przegrała w finale z Anitą Lizaną z Chile 4:6, 2:6. Przez uraz palca u nogi, którego nabawiła się podczas jazdy pociągiem, nie mogła już grać w następnych turniejach. W Los Angeles z gipsem na nodze oglądała mecze z wysokości trybun. #Tam poznała Charlie Chaplina, choć zanim to nastąpiło, miała z nim sprzeczkę!

„W czasie jednej z takich wypraw na korty w mojej loży usiadł szpakowaty pan, który bardzo mi się przyglądał. Akurat na placu walczyli dwaj znani tenisiści - Cramm i Mako” - pisała Jędrzejowska we wspomnieniach, przywołując rozmowę, która wtedy miała miejsce.

- Ależ ci chłopcy fuszerują - odezwał się zgryźliwym tonem Chaplin, a na protesty Jędrzejowskiej odparł: - Pani się myli.
Ponieważ aktor kontynuował swe mądrości, polska tenisistka nie wytrzymała: - Widzę, że pan zupełnie nie zna się na tenisie.
Kiedy towarzyszący Jędrzejowskiej opiekun wtrącił się do tej słownej utarczki, mówiąc Polce, że właśnie kłóci się z Chaplinem, chciała uciec z loży. Było jej wstyd, że nie poznała gwiazdy niemego kina, którą podziwiała. Była wielbicielką aktora. Polka zaniemówiła.

„Chaplin spostrzegł moje zażenowanie, podszedł do #mnie z czarującym uśmiechem. Przedstawił się i zaczął mówić: Bardzo panią przepraszam, zachowałem się jak smarkacz, lecz przyznam się szczerze, że była to gra. Chciałem panią poznać i szukałem pretekstu. Po prostu zacząłem ganić grę Cramma i Mako, bo wiedziałem, że nie mam racji, i że pani zacznie protestować... No i nawiąże się pomiędzy nami rozmowa” - czytamy we wspomnieniach Jędrzejowskiej wydanych w 1971 roku.

W efekcie „Dżadża” i Chaplin zaprzyjaźnili się i korespondowali aż do śmierci wybitnego aktora, czyli do 1977 roku.

Jedna z najwybitniejszych polskich sportsmenek w 1939 roku zagrała w finale Roland Garros w Paryżu, tym razem przegrywając z Francuzką Simone Mathieu 3:6, 6:8. Jedyny wielkoszlemowy tytuł, w grze deblowej, zdobyła na tym samym turnieju, w tym samym roku, w parze właśnie z Mathieu.

Wojna przerwała jej karierę. Została w Polsce, w Warszawie, choć w 1940 roku miała zaproszenie od króla Szwecji Gustawa V, swego partnera w grze w miksta. Zaproszenie otrzymała w... siedzibie Gestapo w Warszawie na ul. Szucha. Odmówiła wyjazdu do Sztokholmu, choć w czasie okupacji nie mogła nawet trenować. Pracowała jako kelnerka, potem w fabryce obuwia.
„Było mi niezmiernie miło, że mój partner z Riwiery »Mister G.« pamiętał o mnie i chciał mi przyjść z pomocą. Jednak nie mogłam zdezerterować z ojczyzny i opuścić swoich najbliższych” - napisała książce „Urodziłam się na korcie”. Choć gdy wchodziła do siedziby Gestapo, uginały się pod nią kolana, dwukrotnie zdecydowanie odmówiła przyjęcia zaproszenia od króla Szwecji.
- Pani musi pojechać, bo tak życzy sobie król Szwecji Gustaw V. Właśnie otrzymaliśmy pismo od króla, które przyszło z Berlina - aby panią odszukać i wyekspediować do Sztokholmu - mówił gestapowiec, który potem nie krył zaskoczenia i podziwu, że można nie przyjąć zaproszenia od samego króla. Po wojnie na turnieju w Sztokholmie król zobaczył ją na korcie i pogroził jej palcem. Tenisistka potem żartowała, że złamała dworską etykietę, bo królowi się nie odmawia!

„Warszawskie mieszkanie Jędrzejowskiej spłonęło w czasie powstania. W gruzach tenisistka znalazła srebrne trofeum z Wimbledonu” - swego czasu pisano na stronie styl.pl.

Również Niemcy chcieli, aby opuściła okupowaną Polskę i grała w tenisa. Zasłoniła się wymówką, że zakończyła karierę. Po wojnie wróciła do tenisa i wystąpiła nawet w finale gry mieszanej French Open w 1947 roku w duecie z Rumunem Cristeą Caralulisem.
Jędrzejowska trafiła do Katowic w 1948 roku po wyjściu za mąż za jednego z działaczy KS Baildon, producenta butów Alfreda Galerta. Mieszkała w Brynowie na Ptasim Osiedlu, choć większość czasu spędzała na kortach przy Astrów, najpierw jako zawodniczka, potem jako trenerka. Pierwszy tytuł mistrzyni Polski zdobyła w 1927 roku w Krakowie, a ostatni w 1966 roku we Wrocławiu w grze deblowej. W sumie 93 razy była mistrzynią kraju - na ten dorobek złożyły się 22 tytuły MP w singla, 17 w deblu, 26 w mikście oraz triumfy w międzynarodowych mistrzostwach Polski - 9 razy w singlu, 8 w deblu i 11 w grze mieszanej.

W latach 70. XX wieku, aby związać koniec z końcem, była zatrudniona w Baildonie na pół etatu. Pełniła rolę klubowej sekretarki w sekcji tenisowej. Nie dożyła 68 lat. Po jej śmierci okazało się, że w sejfie na kortach trzymała kosztowności, z których nigdy nie skorzystała. Była tam bransoletka z pięcioma szmaragdami - prezent od króla Gustawa V oraz inne precjoza. Co się z nimi stało?
- Zostały zabrane do Krakowa przez siostrę Jadzi - wyjaśnił Czesław Ludwiczek, autor książki „Tenis na Śląsku”.

Część pamiątek po Jędrzejowskiej, głównie dyplomy i zdjęcia, w 2012 roku trafiła do Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie. Przekazał je Reinhold Skorupa, dawny zawodnik i trener Stali i Baildonu Katowice. Nie wiadomo, gdzie są trofea i puchary tenisistki.
W listopadzie 2013 roku zrównano z ziemią katowickie korty tenisowe przy ulicy Astrów imienia Jadwigi Jędrzejowskiej. Na nich spędzała czas do końca swych dni, siedząc na ulubionej ławce lub krześle ustawionym przy korcie numer 3, obserwując trenujących adeptów tenisa. Zmarła 28 lutego 1980 roku w Katowicach, a pochowana została w Krakowie na cmentarzu Rakowickim. Na Śląsku ma swoją ulicę, ale nie znajdziecie jej w stolicy województwa - jest w Tychach.

W Katowicach nie udało się uratować kortów, na których grała, należących przed wojną do Pogoni. Pogoń miała też obok stadion, obecnie obiekt lekkoatletyczny należący do #AWF Katowice. On też za kilka lat ma być przeznaczony do likwidacji, a teren przeznaczony pod zabudowę.

Tomasz Kuczyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.