Ile zarabiają ratownicy medyczni?

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapała
Anna Rimke

Ile zarabiają ratownicy medyczni?

Anna Rimke

Nie można porównywać obciążenia pracą ratowników z Gorzowa i z Kostrzyna - mówi prezes. Żeby zarobić dobrą pensje, trzeba pracować po 300 godzin miesięcznie - wyznaje ratownik

Teoretycznie ratownicy medyczni wykonują tą samą, ciężką pracę. Przynajmniej porównać można ratowników jeżdżących w karetkach. Jednak, jak się okazuje pracują oni za bardzo różne stawki. W liście od Czytelnika, który napisał w tej sprawie do „GL” czytamy, że ta rozbieżność wynosi nawet 16 zł za godzinę. Skąd te różnice?

Czytelnik pisze, że stąd, że pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia tylko zasilają konta szpitalne. Czy to możliwe? Teoretycznie nie. Bo zgodnie z prawem, pieniądze na ratownictwo medyczne nie mogą przeznaczone na inne cele. Jednak w praktyce może to wyglądać bardzo różnie. - U nas 80 proc. pieniędzy, które dostajemy na te świadczenia, idzie na wynagrodzenia. A tylko 20 proc. na pozostałe tzw. pośrednie koszty - mówi Andrzej Szmit, dyrektor pogotowia ratunkowego w Gorzowie. Tu ratownik medyczny dostaje 30 zł za godzinę. Plus ewentualne premie. Ale gorzowskie pogotowie, to samodzielna jednostka. W Słubicach, gdzie pogotowie prowadzi szpital powiatowy, stawka za godzinę, to 19 zł. Podobne pieniądze dostają ratownicy w innych lubuskich pogotowiach, które są przy szpitalach.

Teoretycznie szpitale nie mają prawa przeznaczać pieniędzy z kontraktu na ratownictwo medyczne na inne cele. Ale nieoficjalnie słychać, że jeśli placówka ma się bilansować, jako całość, to musi jakoś „załatać” dziury w budżecie, bo przecież nie wszystkie oddziały przynoszą zyski. Oficjalnie żaden z dyrektorów ani prezesów lubuskich szpitali o tym nie mówi. Ale skoro stawki są znacznie niższe niż w Gorzowie, to znaczy, że więcej pieniędzy przeznaczają na tzw. koszty pośrednie, czyli m.in. na administrację. Może więc wyglądać to tak, że z pieniędzy na ratownictwo medyczne opłacane są nie tylko utrzymanie karetek, dyspozytorni czy zakup leków ale też ogrzewanie całego budynku, bądź sprzątanie całego piętra, gdzie mieści się dyspozytornia.

Ratownicy medyczni nie tylko ratują ludzkie życie. Często włączają się też w różne akcje, jak choćby w pokazy ratownictwa podczas Wielkiej Orkiestry
Mariusz Kapała Ratownicy medyczni nie tylko ratują ludzkie życie. Często włączają się też w różne akcje, jak choćby w pokazy ratownictwa podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

- Jednak patrząc na pensje ratowników trzeba też pamiętać, że nasi ratownicy mają mniej pracy niż w Gorzowie - mówi Wojciech Włodarski, prezes Szpitala Powiatowego w Słubicach. Jego zdaniem, 19 zł na godzinę, to nie jest najgorsza stawka jeśli weźmie się pod uwagę, to ile zarabia się w tym rejonie. Podobnego zdania jest Joanna Pachnicz, prezes Nowego Szpitala w Kostrzynie nad Odrą. - Nie można porównywać obciążenia pracą ratowników z miasta wojewódzkiego z naszym - twierdzi. Dodaje też, że na pensje ma wpływ również duża ilość ratowników na rynku pracy. - Mamy ratowników i po studium policealnym i licencjatów i magistrów - wylicza J. Pachnicz.

Tylko gorzowskie studium przez 9 lat wykształciło 302 ratowników medycznych

To, że na rynku jest zbyt dużo ratowników potwierdza też A. Szmit, który jest dyrektorem pogotowia i konsultantem wojewody ds. ratownictwa medycznego. - Kiedy wchodziła reforma ratownictwa medycznego dziewięć lat temu, nikt nie przewidział, że wykształcimy za dużo ratowników medycznych, a po tylu latach nadal będzie brakowało lekarzy tej specjalizacji. I nadal nikt nas nie pyta o zapotrzebowanie na ten zawód. Uczelnie oszukują ludzi i produkują bezrobotnych - mówi dyr. Szmit.

Jeszcze do niedawna ratownicy medyczni kształcili się m.in. w zielonogórskim medyku i w gorzowskim studium medycznym (teraz ratownicy muszą kończyć uczelnie wyższą). Tylko gorzowskie studium w ciągu tych dziewięciu lat wykształciło 302 ratowników. - To od początku był bardzo oblegany kierunek - mówi Irena Szklana - Berest, dyrektorka Studium Medycznego w Gorzowie.

- Tak się myślało, że zostać ratownikiem medycznym to jest coś. Że można pomagać ludziom. A w rzeczywistości, to strasznie ciężka praca. Trzeba się nadźwigać, często szarpać z ludźmi, którzy są pijani i nas atakują. Zdarzają się też wyjaśnienia do prokuratury. A to wszystko kosztem rodziny. Bo, żeby zarobić trzeba pracować po 300 godzin miesięcznie - tłumaczy ratownik jeżdżący w pogotowiu w powiecie strzelecko-drezdeneckim. I dodaje, że jak tak dalej pójdzie, to w tym zawodzie zostaną tylko pasjonaci.

Anna Rimke

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.