Grudzień '70. Paziewski: Robotnicy się wkurzyli i spalili dwór dziedzicowi

Czytaj dalej
Marek Rudnicki

Grudzień '70. Paziewski: Robotnicy się wkurzyli i spalili dwór dziedzicowi

Marek Rudnicki

Rozmowa z historykiem US dr Michałem Paziewskim, autorem książek "Grudzień 1970 w Szczecinie" i "Debata robotników z Gierkiem. Szczecin 1971".

- Na ile jest uprawniona teza sugerowana przez wielu działaczy i historyków, że strajki zostały sprowokowane przez elity partyjne, które chciały wymiany Władysława Gomułki na nowego pierwszego sekretarza partii?
- W szeregach każdej władzy zawsze toczy się walka. Podobnie było w Biurze Politycznym , we władzach PRL-u. Frakcje, koterie, różnego rodzaju układy ożyły w tym momencie. Zwłaszcza, że wprowadzenie podwyżki cen żywności 12 grudnia 1970 r. dziesięć dni przed świętami oku mogło być odczytane, jako prowokacyjne i nie odpowiedzialne i zwyczajnie głupie

- Koterie wykorzystały moment?
- Wydarzenia zaskoczyły wszystkich, w tym władzę. Doszło najpierw do wystąpień w Trójmieście i podjęto od razu decyzję o użyciu broni palnej. A u nas już 12 grudnia, jeszcze przed podwyżką, odbyły się o godz. 17 zebrania z aktywem partyjnym. Podwyżkę ogłoszono o 19.30 w Dzienniku Telewizyjnym. Były, jak byśmy to dziś ujęli, działaniem do przodu, które miało uspokoić nastroje. Trzeba pamiętać, że w partii było wówczas 2 mln osób. W stoczni członkiem partii była co siódma osoba, choć przynależność do PZPR nie była poważnie traktowana. Miała znaczenie jedynie dla ludzi, którzy chcieli zrobić karierę. W wielu szczecińskich zakładach przemysłowych patrzono generalnie na to, co sobą reprezentujesz zawodowo, jakim jesteś specjalistą, choć oczywiście jest to duże uproszczenie.

- Ktoś wywołał strajki. Nie zwykły robotnik walący w blachy młotkiem czy stojący przy obrabiarce?
- Zazwyczaj strajki wybuchały podczas przerw śniadaniowych. Na wydziałach odbywały się między 9.30 a 10. To wówczas robotnicy mogli się spotkać i pogadać sobie. O podwyżkach, o niskich płacach. Stan wrzenia narastał i wkurzenie spowodowało, że doszło do wiecu. Dyrektor stoczni, sekretarz ds. ekonomicznych Komitetu Wojewódzkiego PZPR, próbowali łagodzić emocje. Posłużyli się nawet argumentem Czechosłowacji i Węgier. Robotnicy zareagowali okrzykami, co on tam pieprzy, na Węgrzech ludzie od nas lepiej żyją itp. W tym momencie stoczniowcy zorientowali się, że dyrektor nic nie może i wyszli demonstracyjnie na ulicę. Poszli pod komitet. Mentalnie bowiem robotnicy nadal byli chłopami, bo pamiętamy, skąd przyjechali. I oni się po prostu wkurzyli. Komitet Wojewódzki partii mentalnie jawił się jak jakiś dwór, siedziba dziedzica, który ich oszukał, a więc spalili mu ten dwór.

- Władza posłała wojsko, aby zrobiło porządek z demonstrantami.
- Posłała, ale ci, co mieli być zbrojnym ramieniem władzy, zaczęli bratać się z tymi „warchołami”. To też oczywiście, jak cały temat, duże uproszczenie. Faktem jest, że nawet oskardy i kilofy będące na wyposażeniu wozów wojskowych posłużyły do rozwalania gmachu KW PZPR, a na skotach umieszczano transparenty.

- A gra na szczeblach władzy?
- Żadne decyzje na najwyższych stanowiskach w państwie nie były podejmowane bez zgody Moskwy. I za jej przyzwoleniem odsunięto Gomułkę i postawiono na jego miejscu Edwarda Gierka, który wydawał się Moskwie bardziej elastyczny i bardziej bliski towarzyszom. Przypomnę, że Gomułka często stawiał się Moskwie. Już w 1956 roku został wybrany I sekretarzem partii wbrew ich woli. On miał takie narodowe ciągoty, które kolidowały z internacjonalizmem sowieckim.

- Rozrzucano ulotki straszące szczecinian niemieckimi rewizjonistami, którzy tu, na ziemie zachodnie mogą wrócić.
- Te ulotki mogły mieć znaczenie gdzieś w Polsce, ale u nas były prowokujące i wywoływały odwrotny skutek. Były głupie, bo gdzie jak gdzie, ale właśnie w Szczecinie poczucie tymczasowości było odczuwalne. W Poczdamie i Jałcie ustalono, że granica będzie na Odrze i Nysie, a tymczasem Szczecin w dużej części jest po lewej stronie rzeki. Straszenie ziomkostwami, rewizjonistami, odwetowcami zachodnioniemieckimi i powrotem Niemców, zamiast przestraszyć stoczniowców, tylko ich dodatkowo wkurzyło.

Marek Rudnicki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.