Frajda czyni mistrza. Szybka ścieżka na śmigłowcowy szczyt

Czytaj dalej
Fot. Rafał Wojtas
Grzegorz Kończewski

Frajda czyni mistrza. Szybka ścieżka na śmigłowcowy szczyt

Grzegorz Kończewski

To się nazywa szybka kariera! Zaledwie kilka miesięcy po zdobyciu zawodowej licencji pilota śmigłowcowego 23-letni Bartosz Kończalski z Torunia został śmigłowcowym mistrzem świata w kategorii juniorów, odbierając ten zaszczytny tytuł znanemu austriackiemu skoczkowi narciarskiemu, a zarazem wielkiemu pasjonatowi lotnictwa Thomasowi Morgensternowi. Austriak szczerze gratulował, ale i nie krył zaskoczenia, bo student Bartosz jest przecież najmłodszym zawodowym pilotem w Polsce...

Gdzie tkwi tajemnica tego sukcesu? - W pasji - odpowiada krótko Bartosz Kończalski, torunianin, student elektroniki i telekomunikacji na Politechnice Gdańskiej. - Latanie śmigłowcem daje mi niesamowite poczucie wolności. Jest czymś fantastycznym, czymś, co sprawia ogromną frajdę i czymś, o czym marzyłem od zawsze.

Za realizację tych marzeń zabrał się zaledwie dwa lata temu, kiedy to postanowił wziąć udział w godzinnym locie zapoznawczym. Oczywiście maszynę prowadził instruktor, na tyle jednak doświadczony, że nie tylko ciekawie opowiadał o budowie śmigłowca, wypełniających kabinę wskaźnikach i zasadach sterowania, ale i pozwolił na moment chwycić drążek steru. To wystarczyło.

W tej jednej chwili Bartosz Kończalski doszedł do wniosku, że jednak jest coś, co przebija niezmiernie interesujące studia na politechnice. Uznał po prostu, że pilotem zostać musi.

Dużo latać i zarabiać

Do tego celu prowadzą w Polsce dwie drogi: albo poprzez zdobycie licencji turystycznej, albo - co bardziej wymagające, czasochłonne i kosztowne - zawodowej.

Latanie śmigłowcem daje mi niesamowite poczucie wolności. Jest czymś fantastycznym, czymś, co sprawia ogromną frajdę i czymś, o czym marzyłem od zawsze.

- Skoro wiedziałem już, że z lataniem chcę związać przyszłość, to wybór kursu, kończącego się zdobyciem licencji zawodowej, był czymś oczywistym - tłumaczy Bartosz Kończalski. - Licencja turystyczna dawałaby mi tylko możliwość wypożyczenia śmigłowca, za co musiałbym sporo zapłacić, a ja chciałem jak najwięcej latać i w ten sposób jeszcze zarabiać. Przeszedłem więc specjalistyczne badania lekarskie, w funkcjonującej w podwarszawskim Mod-linie szkole zaliczyłem 300-godzinny kurs teoretyczny i spędziłem 143 godzin za sterami śmigłowca.

Łatwo nie było. Nieprzypadkowo mówi się, że śmigłowiec jest najtrudniejszą w pilotażu maszyną latającą. Na dodatek maszyną bardzo czułą, trzeba więc wyrobić w sobie umiejętność wykonywania minimalnych (niektórzy twierdzą, że wystarczy o nich tylko pomyśleć!) ruchów sterem, uwzględniając zarazem - co na początku sprawia szczególną trudność - pewne opóźnienie w reakcji helikoptera.

No i pilot śmigłowca podczas lotu używa obu rąk i nóg, co oczywiście musi wiązać się z nieprzeciętną koordynacją -ruch jednym sterem, wymaga natychmiastowej reakcji innym.

- Naprawdę jest się czego uczyć - przyznaje torunianin. - Kluczowa jest w tym wszystkim umiejętność utrzymania śmigłowca w zawisie, czyli nieruchomej pozycji nad ziemią, co poprzedza bezpieczne przyziemienie. Jakoś jednak od pierwszych chwil za sterami poczułem tę wielką maszynę. Samodzielnie lądowałem już po 5 godzinach w powietrzu. Szkolenie zajęło mi 16 miesięcy i w styczniu tego roku, mając 22 lata, uzyskałem licencję pilota zawodowego. Tym samym zostałem najmłodszym zawodowym pilotem w Polsce. To środowisko w naszym kraju jest zresztą niewielkie - liczy ok. 250 osób.

Przeczytaj dalszą część artykułu.

Pozostało jeszcze 55% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Grzegorz Kończewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.