Czy jest dobry czas na "Wołyń"?

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banaś
Jerzy Stuhr

Czy jest dobry czas na "Wołyń"?

Jerzy Stuhr

Są tematy w kinie, które nie mają swojego czasu. Jak „Wołyń”. Jego temat jest wydarzeniem, budzi zainteresowanie, ale... Ukraińcy są obrażeni, Polacy zdezorientowani. Pojawia się myśl, że teraz nie czas na takie tematy. Czy to nowa zasada reagowania na film historyczny?

Załóżmy, że nic nie wiem z historii. Albo jestem Szwedem lub Włochem i nie odróżniam języka ukraińskiego od polskiego, nie znam żadnych konotacji.

Wtedy widzę, że jest jakaś grupa ludzi, w której rośnie nienawiść. Strasznie krzyczą: „Slava welihoj Ukrainy”.

Swoją drogą grozą powiało i dreszcze po plecach chodziły, jak sobie przypomnieć, że na Majdanie też tak krzyczeli!

Ale ja tak nie potrafię spojrzeć, jeśli czytałem Sienkiewicza czy „Sen srebrny Salomei” Słowackiego; gdy rozmawiałem z ludźmi na Ziemiach Zachodnich, którzy to piekło - albo zasłyszane, albo przeżyte - mają w sobie.

Więc tak nie potrafię.

I co więcej, autor filmu też nie potrafi. Ten film jest jednak zrobiony i oglądany z polskiej perspektywy, choć reżyser Smarzowski stara się wyrównywać proporcje. Co chwilę się tam wspomina historię, jak im cerkwie na kościoły katolickie przerabiano, albo jak je burzono; jak im w szkole nie pozwalano mówić po ukraińsku, jak to się ciągnęło wie-kami! Jest postać, która opowiada to wszystko.

Ale w filmie co innego jest, jak ktoś mówi, a co innego, jak widzisz, że wokół niego setka podpitych, dyszących ludzi ryczy na cały glos „Smert Lacha… slava welihoj Ukrainy”.

To robi wrażenie.

Ten temat nienawiści, a tak się miał film nazywać pierwotnie - „Nienawiść” - rósł.

Wczoraj przeczytałem dobre zdanie jednego ze znawców stosunków polsko- ukraińskich, że to jest tak, jakby Rzymianin nakręcił film o powstaniu Spartakusa.

To z jakiej pozycji by to było?

Może więc taki film powinien nakręcić taki, na przykład, fiński reżyser, Aki Kaurismaki? Dlatego, że jest obiektywny, a z drugiej strony pochodzi z narodu, który przeżył ciężkie chwile z Rosjanami. Finowie w czasie na przykład swojej stu-dniowej wojny zachowali się bohatersko!

My mamy obrazy „pod powiekami”. Straszna jest na przykład scena, gdy dziecko owinięte w snopek słomy zostaje podpalone.

Ale to jest scena ze „Snu srebrnego Salomei”, z opowiadania Regimentarza.

Albo to, co zarzuca się Smarzowskiemu, czyli święcenie noży i siekier w cerkwi, to też jest przecież ze Słowackiego. Tylko tam w kościele katolickim święcą szable, noże oraz miecze.

Można nawet powiedzieć, że dzięki temu, że mieliśmy i „Ogniem i mieczem”, i w ogóle Sienkiewicza, to pewne elementy grozy mamy w wyobraźni, na przykład scenę rozrywania końmi.

Tylko musisz znać ten kontekst od XVII wieku.

I nie czas na polską hipokryzję, bo z takiej szerokiej, europejskiej perspektywy to przecież myśmy byli najeźdźcami.

Ta Ukraina nigdy nie była ukraińska. Ukraińcy to byli obywatele Polski.

Bitwę Warszawską pomogli Piłsudskiemu wygrać - też Ukraińcy. Bo były dwa regimenty i oni walczyli z Rosjanami, myśląc, że Piłsudski z Petlurą się dogada i będzie wreszcie wolna Ukraina. A tymczasem Piłsudski w Rydze ich zdradził.

I stąd jest nienawiść.

A ci Ukraińcy z Bitwy Warszawskiej zostali internowani w Polsce i umierali w Polsce.

Dlatego bardzo doceniam stanowisko Smarzowskiego, żeby się nie dać wciągnąć w gry polityczne, bo teraz będzie tylko przeciąganie liny.

Ale też dzisiejszym „prawdziwym Polakom” nie podoba się scena, w której Polacy dokonują odwetu. I mordują wieś, i Polki nawet. Widłami. A Niemcy w tym filmie są bardzo łagodni, tylko Żydami się interesowali, a tak to nawet nie wiedzieli, kto z kim się żre.

To tylko my widzimy, że najważniejsze było zawsze to, że Ukraińcy nie mogą się dobić swojego kraju.

I są upokarzani. Przez nas, przez księcia Wiśniowieckiego, przez królów polskich, przez II Rzeczpospolitą, przez gigantyczny głód na Ukrainie, gdy jedli własne dzieci.

Potem znowu te migracje wojenne, i te Lachy, które to pewnie już mają w genach, że jak mają władzę, to choć troszeczkę pogardzają tymi, co są pod nimi.

Nie odważyłbym się dzisiaj zrobić „Snu srebrnego Salomei”.

A czy jest dobry czas na taki film?

Gdy nasz Sejm uchwałę podejmuje, że to było ludobójstwo, trzy dni po tym, gdy Poroszenko klęknął w Polsce pod pomnikiem wołyńskim, a bohaterska ukraińska lotniczka Nadia Sawczenko prosiła Polaków: „jeśli możecie, to wybaczcie”?

Nie wiadomo, naprawdę nie wiadomo, kiedy jest dobry czas na taki film jak „Wołyń”!

Jerzy Stuhr

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.