Czy dwie najważniejsze osoby w regionie nie potrafią się porozumieć

Czytaj dalej
Fot. Fot. Marek Bialowas / Gazeta Lubuska
Henryka Bednarska

Czy dwie najważniejsze osoby w regionie nie potrafią się porozumieć

Henryka Bednarska

Nie jestem w stanie spotkać się z panią marszałek, gdy termin wizyty jest wyznaczany ad hoc na potrzeby konferencji prasowej – mówi W. Dajczak. Stwierdzeniem „niech się weźmie do roboty” wojewoda pogroził palcem marszałkowi województwa. Do tej pory nie zdarzyło się, by którykolwiek wojewoda tak się zachował w stosunku do partnera, jakim jest marszałek – mówi E. Polak.

Dwie najważniejsze osoby w regionie – wojewodę i marszałka – zaprosiliśmy do rozmowy nie bez powodu. Władysław Dajczak (PiS) to przedstawiciel rządu w terenie. Z kolei Elżbieta Anna Polak (PO) odpowiada m.in. za to, że do naszych lokalnych samorządów trafiają pieniądze z Unii Europejskiej.

Do 2020 r. Lubuskie ma szansę dostać pieniądze, jakich nigdy wcześniej nie dostało. I jakich pewnie już nigdy więcej nie dostanie. W tej perspektywie unijnej to 906,1 mln euro! Prawie 3,8 tys. zł na głowę Lubuszanina! Część z tych pieniędzy dostaną lubuskie stolice. W ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych (to inwestycje, na które Gorzów i Zielona Góra zabiegają z przyległymi do swoich granic gminami) południe ma dostać 58 mln euro, a północ – 49 mln euro.

Nie do końca stabilna sytuacja w Europie, m.in. wyjście Brytyjczyków z Unii, sprawiły, że polski rząd poprosił w marcu wszystkie regiony o to, by przyspieszyły proces składania wniosków o pieniądze. Wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki chce, by do końca tego roku samorządy dostały w ramach ZIT-ów 19 proc. przeznaczonych dla nich funduszy. Pod koniec października z aplikowaniem nie było najlepiej. Zielona Góra miała umowy na 5 proc. pieniędzy na inwestycje, a Gorzów zaledwie 2 proc.

Gdy marszałek Polak powiedziała niedawno, że Gorzów nie wykazuje należytego zainteresowania ZIT-ami i zaczęła poganiać urzędników z północy, rozgorzała ostra wymiana zdań i szukanie winnego całej sytuacji. Wiceprezydent Gorzowa Artur Radziński wskazywał, że to urząd marszałkowski poskracał terminy na przygotowanie wniosków z trzech miesięcy do 30 dni. Głos zabrał też wojewoda. – Jak słucham, że marszałek jest za rozwojem, a skraca terminy, to tego nie rozumiem. Trzeba rozmawiać, a nie mówić, że Gorzów nie zdąży – zwracał się do marszałka.

Polak ripostowała: – Decyzje dotyczące skracania terminów nie powinny być zaskoczeniem. Wynikają z rządowego programu przyspieszenia, który został przyjęty w marcu.

– Nie ma żadnych zmian terminów dla samorządów – odpowiadał z kolei wojewoda.

Przez kilka dni oświadczenie czy konferencja jednej ze stron wywoływała reakcję drugiej. Przy okazji wyszło też na jaw, że obie strony mają problem, by się ze sobą spotkać. Z wypowiedzi E. A. Polak wynikało, że zapraszała wojewodę na różne spotkania, m.in. posiedzenie Rady Rozwoju Województwa Lubuskiego. Z kolei w słowach W. Dajczaka dało się wyczuć, że wojewoda chce spotkania, które byłoby poświęcone tylko i wyłącznie temu, jak zadbać o to, by Lubuskie rozwijało się jak najlepiej.

Czy wspólne działanie wojewody i marszałka – przedstawicieli PiS-u i PO, ludzi z północy i południa regionu, jest możliwe? Zapytaliśmy ich o to bezpośrednio... bo przecież każdy, także unijny, grosz jest na wagę rozwoju.

Henryka Bednarska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.