Czas spadać spod władzy Putina, czyli wojenna emigracja rosyjska. Nawet Pugaczowa wyjechała

Czytaj dalej
Fot. Ермолаев Алексей/wikimedia.cc
Ireneusz Dańko

Czas spadać spod władzy Putina, czyli wojenna emigracja rosyjska. Nawet Pugaczowa wyjechała

Ireneusz Dańko

Fala emigracji z Rosji to efekt wojny przeciw Ukrainie. Życie z dala od władzy na Kremlu wybrały już setki tysięcy Rosjan. Nie brakuje wśród nich znanych artystów, naukowców i biznesmenów.

Nikt nie wie dokładnie, ilu Rosjan wyemigrowało po 24 lutego. W różnych publikacjach pojawiają się liczby od 200 tysięcy do pół miliona ludzi. Socjolodzy zastrzegają, że tak naprawdę będzie to wiadomo dopiero po dłuższym czasie, gdy okaże się, jaka część tych, którzy teraz wyjechali, nie wróciła do kraju.

O tym, że w Rosji mamy do czynienia z emigracyjną falą, piszą nawet prokremlowskie media. Na początku maja Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji opublikowała dane za pierwszy kwartał dotyczące zagranicznych wyjazdów Rosjan. Wynika z nich, że do końca marca za granicę wybrało się ok. 15,5 mln ludzi, tj. dwa razy więcej niż rok wcześniej. Ilu nie wróciło dotąd z turystycznych czy służbowych podróży, tego FSB nie podaje. Oficjalnie wyemigrowało tylko 12 obywateli Federacji Rosyjskiej - 11 do Kazachstanu, a jeden do Turcji. Tymczasem już miesiąc po napaści na Ukrainę Siergiej Pługotarienko, szef Rosyjskiego Stowarzyszenia Komunikacji Elektronicznej, alarmował deputowanych Dumy Państwowej, że kraj opuściło 50-70 tysięcy pracowników branży IT („aitiszników”). - I na tym nie koniec - zastrzegł na spotkaniu pod nazwą „Rozwój branży IT pod sankcjami”.

- Jedyne, co powstrzymuje drugą falę, to drogie bilety (lotnicze - przyp. red.), rosnące ceny mieszkań, to, że nikt nie czeka na Rosjan i brakuje łączności finansowej - dodał. - Ale na pewno będzie druga fala. Według naszej prognozy od 70 tysięcy do 100 tysięcy osób wyjedzie w kwietniu. I to tylko aitiszniki.

Czas spadać(z Rosji)
Rosyjska platforma internetowa dla emigrantów „Czas spadać” przeżywa oblężenie od końca lutego. W pierwszych tygodniach wojny moderatorzy nie nadążali z obsługą nowych osób, które zgłaszały się do jej grupy na Facebooku. Teraz liczy 240 tysięcy osób i ciągle rośnie. Po zablokowaniu przez Zachód połączeń lotniczych z Rosją, wzrósł popyt i ceny biletów na samoloty do takich krajów jak Armenia, Gruzja, Turcja, Kazachstan, Cypr, Serbia czy Izrael. Te państwa stanowią cel większości rosyjskich emigrantów (unijne niechętnie wpuszczają Rosjan, jeśli nie wykażą, że są politycznymi uchodźcami). Najłatwiej zamieszkać w Armenii czy Gruzji, gdzie bez wizy mogą legalnie przebywać odpowiednio - pół roku lub rok (bez kilku dni). Aby przedłużyć pobyt, wystarczy wyjechać na dzień do sąsiedniego państwa i wrócić.

Gruzińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych tylko w pierwszym tygodniu po ataku Rosji na Ukrainę doliczyło się 20-25 tysięcy Rosjan-imigrantów. Podobnie było w Armenii.

Cała nowa rosyjska emigracja w tym czasie sięgać miała liczby 300 tysięcy ludzi. Tak szacowała niezależna, rosyjska organizacji OK Russians. Z jej badań nad „antywojenną emigracją” Rosjan wynika, że większość opuszczających kraj to osoby z klasy średniej - młode (średni wiek - 32 lata), z wyższym wykształceniem (80 proc.), znające język angielski (93 proc.), dobrze sytuowane.

Połowa z 1,5 tysiąca ankietowanych emigrantów twierdziła, że będzie pracować w tych samych firmach co w Rosji, ale za granicą. Inni gotowi byli podjąć jakąkolwiek pracę, byle się zaczepić, a potem poszukają zajęcia zgodnego z kwalifikacjami. Tylko nieliczni myśleli o powrocie w najbliższym czasie do Rosji.

Kryptowaluty ewakuacyjne
Rosjanie wyjeżdżają po 24 lutego z kilku głównych powodów. Wielu deklaruje się jako przeciwnicy autokratycznej władzy Putina, obawiają się poboru do wojska i surowych represji za samo nazwanie „wojną” tego, co dzieje się w Ukrainie.

Chcą poza tym zachować dotychczasowy standard życia, co w Rosji, objętej zachodnimi sankcjami, staje się coraz trudniejsze. Narzekają m.in. na braki zachodnich towarów, wyłączenie kart Mastercard i Visa dla obywateli Rosji, niski kurs rubla czy zakaz przelewania obcych walut na swoje zagraniczne konta. Aby mieć pieniądze za granicą, nierzadko kupują kryptowaluty, które sprzedają po wyjeździe.

W sieci można znaleźć mnóstwo relacji osób, które układają sobie na nowo życie poza Rosją.

- Wybór wygląda tak: jeśli nie wyjedziesz z Rosji, to z prawdopodobieństwem jednego procenta na sto trafisz do ZSRR 2.0. Jeśli wyjedziesz - na pewno nie trafisz - cytuje rosyjski portal lenta.ru 26-letniego informatyka-emigranta. - Wiele bliskich mi osób opuściło Rosję i nie planuje powrotu. Rozumiem ich, bo nie widzę tam perspektyw zawodowych i nie lubię obecnego kursu politycznego.

- Kiedy zaczęli odwoływać loty i przestawać wydawać wizy, kiedy zaczęli zamykać granice, zdaliśmy sobie sprawę, że może opaść żelazna kurtyna - mówi z kolei internetowy sprzedawca Aleksander Miedwiediew, który z żoną i trójką małych dzieci wyjechał już w marcu do Turcji.

O swojej emigracji opowiedział niezależnemu portalowi z Syberii, zanim ten został zamknięty przez rosyjskie władze. - Zdecydowaliśmy się dosłownie w jeden dzień - przyznał. Nie krył, że zrobił to przede wszystkim z obawy przed mobilizacją do wojska. - Nie po to żyjemy, żeby chwytać za broń z idiotycznych powodów. Nie zamierzam uczestniczyć w jakimś nonsensie, a tym bardziej umrzeć za to. Wolę karmić moje dzieci - stwierdził.

I dodał, że w pierwszych dniach na emigracji pomogła im „wspaniała dziewczyna z Ukrainy”, która udostępniła bezpłatnie mieszkanie w Stambule, zanim coś sobie wynajęli.

Nawet Pugaczowa ma dość
Życie na emigracji wybierają nie tylko zwykli Rosjanie. W Andorze zamieszkał 55-letni Oleg Tińkow, założyciel popularnych, rosyjskich sieci restauracji i sklepów AGD, browaru oraz przede wszystkim Tinkoff Banku - jednego z największych, rosyjskich banków komercyjnych, oferujących usługi on-line i karty kredytowe.

Jeszcze kilka lat temu - według czasopisma Forbes - zajmował 75. miejsce na liście najbogatszych Rosjan. Swój majątek szacował na ponad dziewięć miliardów dolarów. Jako syn górnika lubił podkreślać, że sam zrobił finansową karierę, bez pomocy Kremla, choć przyznaje, że jeszcze do niedawna przyjaźnił się z rzecznikiem prasowym Putina - Dmitrijem Pieskowem.

Po zdiagnozowaniu raka krwi leczył się w Niemczech i nie przyjeżdżał ostatnio do Rosji. Miesiąc temu niespodziewanie opublikował ostry, antywojenny tekst na swoim Instagramie. - „Nie widzę ŻADNEGO beneficjenta tej szalonej wojny! Giną niewinni ludzie i żołnierze” - napisał. - „Generałowie, budząc się z kacem, zorientowali się, że mają gównianą armię. A jak armia będzie dobra, jeśli wszystko inne w kraju jest gówniane i pogrążone w nepotyzmie, upodleniu i służalczości? Kremlowscy urzędnicy są zszokowani, że nie tylko oni, ale także ich dzieci latem nie pojadą nad Morze Śródziemne. Biznesmeni próbują ratować resztę majątku.. oczywiście są kretyni, którzy rysują Z, ale kretyni w każdym kraju to 10 procent. 90 procent Rosjan jest PRZECIWKO”.

Już następnego dnia kierownictwo Tinkoff Banku miało dostać sygnał z Kremla, że jeśli nie pozbawi 35 procent udziałów założyciela, to firma zostanie znacjonalizowana. Zarząd banku zaprzeczył temu, ale wkrótce Tińkow sprzedał wszystkie swoje akcje za ułamek wartości miliarderowi Władimirowi Potaninowi. Z obawy o życie wynajął też ochronę do swojej wilii w Andorze.

- Jaka dla mnie różnica, czy dostanę za to dwa miliardy, czy 100 milionów, czy 50? Ja nie chcę żyć z tym gównem, chcę zapomnieć - podsumował transakcję w internetowej rozmowie.

Autorem wywiadu z Tińkowem, który obejrzano dotąd około 17 milionów razy, był Jurij Dudź, jeden z najpopularniejszych rosyjskich wideoblogerów. Po 24 lutego także on został emigrantem i pracę (jak wielu niezależnych, rosyjskich dziennikarzy) kontynuuje za granicą. Zanim wyjechał, publicznie krytykował wojnę przeciw Ukrainie.

Na emigracji nie brakuje też innych znanych Rosjan, którzy nie popierają agresywnej polityki Putina. Niektórzy do niedawna byli gwiazdami państwowej telewizji - jak prezenter Iwan Urgant czy satyryk Maksim Gałkin. Stracili lukratywne kontrakty i mieszkają teraz w Izraelu.

46-letni Gałkin to mąż piosenkarki Ałły Pugaczowej. Rosję opuścili razem z dwójką swoich dzieci. W Izraelu mają wielki dom i liczne grono wielbicieli, wcześniej nieraz tam koncertowali. Teraz Gałkin też szykuje serię występów, na które wyprzedano już bilety. Część dochodu zamierza przekazać na rzecz uchodźców z Ukrainy.

- Bestialstwo w Buczy to nie my, malezyjski samolot - to nie my, Mariupol zrównany z ziemią to nie my, rakieta lecąca na Odessę to my, ale nie całkiem my… Wszystko nie my. A my co tam robimy?! Wyrazy głębokiego współczucia dla bliskich wszystkich poległych, święta ich pamięć - skomentował w prawosławną Wielkanoc wojnę przeciw Ukrainie i propagandowy przekaz mediów w Rosji.

Te nie pozostają mu dłużne. Opisują rzekome skandale, w tym podpalenie przez dorosłego wnuka Pugaczowej willi-zamku pod Moskwą, w którym primadonna rosyjskiej estrady mieszkała z Gałkinem. Znanych ludzi, którzy zostali za granicą, oskarża się o zdradę narodu i wysługiwanie się wrogim państwom Zachodu. W Dumie powstała już nawet inicjatywa, by karać takich „zdrajców” jak Gałkin. Wśród nich jest np. aktorka Czułpan Chamatowa, która jeszcze kilka lat temu odebrała Państwową Nagrodę Federacji Rosyjskiej na Kremlu, a w marcu wyjechała do Łotwy, gdzie teraz pracuje w teatrze.

Do kraju pod rządami Putina nie zamierzają też wracać m.in. największe gwiazdy rosyjskiego rocka, które karierę zaczynały jeszcze w Związku Radzieckim: Andriej Makarewicz (Izrael) i Boris Griebienszczikow (Wielka Brytania), ale też piosenkarka Zemfira (Francja), niezwykle popularni raperzy Face (Grecja) i Oxxxymiron (Turcja), wybitni reżyserzy - Kirył Sieriebriennikow (Francja) i Andriej Zwiagincew (Niemcy). Nazwiska świeżo upieczonych emigrantów - ludzi kultury i nauki można długo wymieniać.

- Wszyscy byliśmy w iluzji, że żyjemy w praworządnym państwie. To było wielkie oszustwo. To było bezprawie, które teraz się ujawniło. Tak, my jesteśmy tacy, nie było prawa, była zawsze iluzja - wyznał w jednym z wywiadów Zwiagincew, kilkakrotnie nominowany do głównej nagrody festiwalu filmowego w Cannes. - Boję się, że ogromna liczba naszych współobywateli nie zadaje sobie po prostu trudu spojrzenia na drugą stronę.

Kirył Sieriebriennikow został jako jedyny rosyjski reżyser zaproszony z najnowszym filmem „Żona Czajkowskiego” na trwający właśnie festiwal w Cannes. Stało się tak, mimo apeli ukraińskich twórców o bojkot Rosjan. Sam Sieriebriennikow nieraz głośno krytykował rządy Putina i wojnę przeciw Ukrainie. Kilka lat temu był skazany przez sąd za rzekome malwersacje. Po 24 lutego, niespodziewanie, zezwolono mu na wyjazd z kraju. W Cannes ponownie skrytykował wojnę, ale jednocześnie zaapelował, by nie bojkotować rosyjskiej kultury.

- „Kultura rosyjska jest o kruchości życia. O uciskanych ludziach, którzy walczą o prawdę lub sprawiedliwość” - przekonywał w magazynie „Variety”. - „To prawdziwa kultura. Nie ideologiczna. Nie propaganda”.

Ireneusz Dańko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.