Bliżej mi do Batmana niż do Calineczki. To nie są zawody w wypinaniu tyłka

Czytaj dalej
Fot. archiwum prywatne
Sylwia Lis

Bliżej mi do Batmana niż do Calineczki. To nie są zawody w wypinaniu tyłka

Sylwia Lis

Rozmowa z Katarzyną Klaman z Jamna koło Bytowa, mistrzynią Europy i brązową medalistką mistrzostw świata w kulturystyce oraz fitnessie sylwetkowym.

Prowadzisz zajęcia fitness. Słyszałam, że twoje dziewczyny na treningach płaczą. Oj! Dajesz im w kość...

Jasne, że płaczą, a konkretnie to płacze ich tkanka tłuszczowa. Dlatego, że podczas każdego treningu się z nimi żegna. Całe koszulki zalane są łzami tkanki tłuszczowej.

Najpierw mistrzyni Europy, potem trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Korei. Brąz - to brzmi dumnie.

Złoto brzmiałoby jeszcze lepiej! W minionym sezonie startowym stanęłam na scenie kulturystycznej trzy razy. Na Mistrzostwach Polski w Kulturystyce i Fitness, które odbyły się w Ożarowie Mazowieckim, zdobyłam złoty medal w swojej kategorii: fitness sylwetkowy. Kolejny start był w maju na mistrzostwach Europy w Santa Susanna. Tam też wywalczyłam złoty medal w tej samej kategorii. Kolejny mój start to koniec 2022 roku na Mistrzostwach Świata w Kulturystyce i Fitness w Korei Południowej. Wróciłam z brązowym medalem na szyi, ale nie tylko z nim. Przywiozłam także ogromną chęć walki i pragnienie zdobycia złota.

Aby odnosić takie sukcesy, trzeba ciężko pracować.

Nigdy nie powiem, że jest lekko, że to łatwe, ale też nigdy nie powiem, że się nie da. Na mój sukces składają się ostatnie cztery lata ciężkiej pracy, ale nie tylko. Wszystko, co robiłam, zanim pierwszy raz poszłam na siłownię, też stanowi jego cegiełkę. Od zawsze prowadziłam aktywny tryb życia. Zawodowo sportem zajęłam się po studiach na kierunku wychowanie fizyczne. Po nich zostałam nauczycielką WF-u i trenerką fitness. Ciągła chęć rozwoju zaprowadziła mnie na scenę kulturystyczną. Fascynują mnie zmiany, jakie zachodzą pod wpływem treningów i diety. Zarówno w ciele, jak i w głowie. Granica ludzkich możliwości ma to do siebie, że im bardziej się do niej zbliżamy, tym bardziej się oddala, udowadniając nam, że możemy więcej. Przygotowania do zawodów to nie miesiąc ani dwa. Aby zbudować sylwetkę na poziomie mistrzowskim, potrzeba wielu lat. Ja pod zawody kulturystyczne przygotowuję się od 2018 roku. To systematyczne treningi pięć-sześć razy w tygodniu, nieustannie, bez przerw na wakacje, święta czy inne okazje. Realizowanie treningów to żadne wyrzeczenie, największe wyrzeczenia związane są z trzymaniem diety i pojawiają się tak 16-14 tygodni przed zawodami. Wprowadzam wtedy restrykcyjną dietę redukcyjną, gdzie nie ma miejsca na błędy. To etap najtrudniejszy, najbardziej wymagający, ale też najbardziej satysfakcjonujący, bo wtedy odkrywa się moja sylwetka, pokazują się mięśnie i z tygodnia na tydzień coraz bardziej widoczne jest to, co wypracowałam. Uwielbiam ten etap.

Dieta restrykcyjna? To brzmi dość groźnie i niesmacznie...

Restrykcyjna dieta redukcyjna to ściśle zaplanowane posiłki, spożywane w ściśle określonym czasie i przez ściśle określoną liczbę dni. Nie jest groźna i szkodliwa. Nie można też powiedzieć, że jest przyjemna, ale za to każdy dzień na takiej diecie daje ogrom satysfakcji. Ona po prostu ma działać, nie smakować. Zapraszam na moje social media instagram @kejt_kl, gdzie pokazuję moje posiłki.

O stekach i czekoladzie trzeba zapomnieć?

Czekoladę i steki w tym czasie można jedynie kolekcjonować. Nie żartuję, kiedy byłam na jednej z moich redukcji, zbierałam czekolady. Kupowałam różne ich rodzaje. Na koniec redukcji powstał solidny zbiór. Na jeszcze innej redukcji wąchałam czekoladę. Miałam ze sobą zawsze kawałek czekolady zawinięty w sreberko i jak miałam ochotę na coś słodkiego, to po prostu go wąchałam. Jak o tym mówię, to chwytam się za głowę, ale serio, na skrajnych redukcjach takie rzeczy się wyprawia.

Aż mi ślinka cieknie na tę czekoladę. No i takie skojarzenie mam: dlaczego kulturyści smarują się bronzerem?

Po to, by jeszcze bardziej uwidocznić mięśnie, żeby bardziej je podkreślić. To działa jak kolorowanka. Kiedy masz czystą, jeszcze niepokolorowaną, widzisz z zarysu, że to na przykład księżniczka. Jednak dopiero jak użyjesz kredek, uzyskujesz pełen efekt.

Czy każda kobieta może mieć taką sylwetkę jak ty?

Hmmm… Tak i nie. Tak, bo każda może zbudować taką samą masę mięśniową i doprowadzić do tak samo niskiego poziomu tkanki tłuszczowej. To tylko kwestia samodyscypliny. Nie, bo każda z nas ma inny kościec, mówię o szerokości bioder, barków, długości kości udowej - to cechy wrodzone. A więc jeśli osoba o innej budowie kośćca zbuduje tę samą masę mięśniową i doprowadzi do takiej samej redukcji jak ja, to i tak będzie wyglądała inaczej. To już kwestia genów, na które nie mamy wpływu. Ale inaczej nie znaczy gorzej - może wyglądać jeszcze lepiej. Tylko trzeba wiedzieć, że od leżenia to nie jest. Aby wypracować taką sylwetkę, trzeba wykonać ogrom pracy, naprawdę ogrom. Nieustannie od kilku lat codziennie wychodzę ze swojej strefy komfortu, poddaję swoje ciało i umysł ogromnym próbom, ogromnym wysiłkom zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Trzeba wyznaczyć sobie cel, zakreślić drogę do osiągnięcia celu i iść nią, a jeśli się potknie, to trzeba wstać, czasem nawet zrobić krok w tył, ale tylko po to, żeby wziąć rozbieg, aż w końcu dojdzie się do celu.

I mamy ten cel. Stajesz na scenie i prężysz mięśnie. Ten brokatowy stanik więcej okrywa niż zakrywa. Nie wstydzisz się?

Podczas moich pierwszych startów nie czułam się swobodnie. Ale teraz już kompletnie nie mam czegoś takiego, że się wstydzę. Z każdym wyjściem na scenę jest łatwiej.

Interesuje mnie reakcja panów. Słyszysz pogwizdywanie wśród publiczności?

Nie. Na widowni zawsze siedzą osoby związane z tematem. Wiedzą, że to nie są zawody w wypinaniu tyłka, tylko pokazujemy ciężko wypracowaną sylwetkę. Raczej słyszę WOW. Inaczej bywa na przykład, kiedy mijam ekipę budowlańców na rusztowaniach. Wtedy mam okazję słyszeć jakieś gwizdanie i muszę się mocno powstrzymywać, żeby ich z tego rusztowania nie pozrzucać. Jeśli więc dostaniesz kiedyś komunikat: „tragiczny wypadek - wesoło pogwizdując spadli z rusztowania” to możesz być pewna, że sięgnęła ich moja ręka (śmiech).

Nie obawiasz się nadmiernego rozbudowania mięśni? Niektóre kulturystki z czasem przestają wyglądać kobieco.

No jasne, że się obawiam. Dla niektórych moich fanów już teraz mam zbyt mocną sylwetkę jak na kobietę. Dla mnie jednak jest super. Wprawdzie bliżej mi do Batmana niż do Calineczki, ale mi to odpowiada. A jak przyjdzie taki dzień (a na pewno przyjdzie), że stwierdzę, że jestem już zbyt mocno rozbudowana, to po prostu zmienię dyscyplinę.

Tak słyszę: treningi, dieta, treningi, dieta, dyscyplina... Masz czas na miłość?

Jasne, treningi i dieta to moja miłość, spędzamy ze sobą całe dnie.

Hm, nie to spodziewałam się usłyszeć. To zdradź sekret: jak sobie zrobić „kratę” na brzuchu?

Oooo, moje ulubione pytanie! Otóż każdy z was czytający ten artykuł ma „kratę”- mięśnie brzucha. Tylko u większości są one osłonięte grubą warstwą tkanki tłuszczowej. Żeby odsłonić „kratę”, trzeba po prostu zredukować tkankę tłuszczową z brzucha. Im ktoś ma bardziej wypracowane mięśnie brzucha, tym szybciej będzie ta „krata” widoczna. Zacznijcie więc od diety! I porządnych zajęć fitness. Mogą to być trampoliny, sztangi, tabata, cross fit, pilates. Jeśli ktoś z was myśli o podjęciu jakichkolwiek treningów, to nie zastanawiajcie się, czy dacie radę, czy nie, po prostu podejmijcie wyzwanie. Nie mówcie też, że nie dacie rady - bo nie wiecie tego, skoro nie spróbowaliście.

Sylwia Lis

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.