Amerykanie o Smoleńsku nic nie powiedzą

Czytaj dalej
Fot. Bartek Kosiński
ROZMAwiała magdalena nałęcz

Amerykanie o Smoleńsku nic nie powiedzą

ROZMAwiała magdalena nałęcz

Rozmowa z dr. hab. Zbigniewem Lewickim z UKSW nt. listu senatorów amerykańskich, odpowiedzi premier Szydło i negocjacji dot. m.in. zniesienia wiz.

- Skąd wynika zainteresowanie amerykańskich senatorów różnych opcji politycznych tym, co się dzieje wokół polskich mediów i Trybunału Konstytucyjnego?
- Akurat ci senatorowie, którzy wystosowali zapytanie, mocno interesują się kwestiami zagranicznymi; John McCain w szczególności. Sama sprawa jest przedmiotem wielu komentarzy prasowych, medialnych i nic dziwnego, że do nich dotarła. Jesteśmy państwem, które uważa się za bliskiego partnera Stanów Zjednoczonych, a pomiędzy partnerami tego typu pytania i odpowiedzi nie są niczym nadzwyczajnym.

- Nie przypominam sobie wcześniejszych reakcji tego typu wobec naszego kraju. Tego typu zapytania, wyrazy zaniepokojenia to jest częsta praktyka kongresmenów?
- Kongresmeni działają w różny sposób. Proszę zauważyć, że ostatnio duża grupa senatorów odmówiła spotkania z premierem Bawarii dlatego, że ten spotkał się z Putinem. List jest stosunkowo nieinwazyjną metodą, to nie jest krok nieprzyjazny, jakim była odmowa spotkania, tylko pytanie dotyczące tego, co się u nas dzieje. W samym liście i w zapytaniach dotyczących kwestii, które są dla Amerykanów niezmiernie ważne, czyli niezawisły sąd i niezależne media, nie widzę nic złego. To jest raczej chęć upewnienia się, że nie ma się czym niepokoić.

- Minister Waszczykowski stwierdził, że senatorski list jest kierowany z „inspiracji ludzi, którzy źle Polsce życzą”. Myśli Pan, że opozycja apelowała do kongresmenów o reakcję?
- Nie wykluczam tego, że listy mogły być inspirowane, tego typu domniemania pojawiają się od bardzo dawna.

- Może Pan ujawnić, o kogo chodzi?
- Nie, nie chciałbym mieć sprawy sądowej.

- Jak Pan ocenia treść listu Beaty Szydło? Pojawiły się głosy, że jest zbyt ostry.
- Ubolewam nad tym, że u nas nie potrafi się, przynajmniej w tym przypadku, odróżnić dwóch pojęć: „tłumaczyć” i „tłumaczyć się”. Nikt nie oczekuje od polskiej premier, że będzie tłumaczyła się Amerykanom; to byłoby niestosowne i nie do przyjęcia.

- O co więc chodzi?
- O wytłumaczenie - powodu, dla którego, naszym zdaniem czy zdaniem rządu, wszystko było dokonane w majestacie prawa. Gdyby zamiast tekstu odrzucającego sam fakt zapytania pojawiło się rozsądne wytłumaczenie, że to działanie jest uzasadnione i mieści się w ramach konstytucji, to byłoby to znacznie skuteczniejsze, bo ucięłoby pewne spekulacje. Odpowiedź pod tytułem: „to nie wasza sprawa” w stosunku do bardzo ważnych senatorów nie ma efektu ucięcia dyskusji.

- Waszczykowski powiedział, że chce się w poniedziałek spotkać z autorami listu. Czy będzie w stanie ich uspokoić?
- Dobrego słowa Pani użyła. Gdyby po liście senatorów nastąpiła rozsądna, dyplomatyczna odpowiedź, to sprawa byłaby automatycznie zamknięta, natomiast odpowiedź polskiego rządu była trochę zbyt obcesowa. Trudno jest teraz jechać do Ameryki, prosić o większe siły zbrojne na naszej wschodniej flance, o te nieszczęsne wizy, a jednocześnie stwierdzać „ale jeśli chodzi o nasze sprawy, to się odczepcie”. Trzeba zachować pewną konsekwencję. Nie zazdroszczę ministrowi Waszczykowskiemu, który zamiast załatwiać coś dobrego dla Polski będzie się musiał tłumaczyć z takiego potraktowania Amerykanów.

- Może my po prostu nie jesteśmy kulturowo przyzwyczajeni do takiej grzeczności, jaka jest językową domeną Amerykanów.
- Tak, ale przede wszystkim jesteśmy przewrażliwieni. Senatorowie amerykańscy mają zwyczaj pytać różne osoby, od samego prezydenta Stanów Zjednoczonych, o różne rzeczy.

- Nasza dyplomacja tego nie wie?
- Nie wiem, kto poradził udzielenie premier takiej odpowiedzi i nie wiem, kto ją przygotował, to raczej nie mógł być minister Waszczykowski. Była to odpowiedź bardzo szybka i bardzo obcesowa. Po co zadrażniać sytuację, kiedy można z niej było wyjść w zupełnie inny, przyjacielski sposób? Traktujmy ich jak przyjaciół: jest zainteresowanie, my wyjaśniamy, oni są przekonani albo nie, ale widzą, że są partnerem, którego się poważnie traktuje.

- Czy to jest dobry pomysł, że jedziemy do Stanów, żeby szukać informacji dotyczących katastrofy smoleńskiej? Amerykanie, gdyby mieli jakieś istotne informacje jej dotyczące, chyba by nam je niezwłocznie przekazali.
- Odwrotnie: jestem przekonany, że Stany jakieś dodatkowe informacje posiadają i jestem przekonany, że nigdy nam ich nie udzielą.

- Dlaczego?
- Jeśli był prowadzony nasłuch rozmów telefonicznych z pokładu samolotu, to jest to robione wbrew prawu i Stany się nigdy nie przyznają, że tego typu działalność prowadziły. Rozumiem, że minister musi o to poprosić, bo takie są oczekiwania w ekipie rządzącej, ale spotka się zapewne z grzeczną formułą, że takich informacji nie ma, Amerykanie nic nie śledzili, bo spraw tego typu się nie ujawnia. Chociażby po ujawnieniu, że Amerykanie podsłuchiwali rozmowy kanclerz Merkel, możemy przypuszczać, że równie dobrze mogli podsłuchiwać polskiego prezydenta. Ale to trzeba udowodnić. Sama Ameryka się nie przyzna, że to robiła rutynowo.

- A czy na rutynową odpowiedź musimy liczyć, jeśli chodzi o kwestię zniesienia wiz?
- Kwestia zniesienia wiz nie zależy od rządu, nie zależy od Obamy - zależy od Kongresu. Kongres musiałby mieć specjalne powody, żeby zmienić ustawę, co jest długą i żmudną procedurą. Nie ma już na to czasu, nie nastąpi to na pewno w tej kadencji, a już szczególnie po takiej odpowiedzi na list senatorów.

Rozmawiała: Magdalena Nałęcz

ROZMAwiała magdalena nałęcz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.