Paweł Stachnik

Czy potop szwedzki był szansą dla Polski?

Józef Brandt, „Pochód Szwedów do Kiejdan”. 20 października 1655 r. hetman Janusz Radziwiłł podpisał pakt wiążący Litwę ze Szwecją Fot. fot. archiwum Józef Brandt, „Pochód Szwedów do Kiejdan”. 20 października 1655 r. hetman Janusz Radziwiłł podpisał pakt wiążący Litwę ze Szwecją
Paweł Stachnik

25 lipca 1655. Pod Ujściem pospolite ruszenie kapituluje przed Szwedami. Rozpoczyna się potop szwedzki. Najeźdźcy z północy łatwo zajmują Rzeczpospolitą. Jednak ich grabieże i chciwość obracają szlachtę i chłopów przeciwko nim. Rzeczpospolita wygrywa wojnę, lecz wychodzi z niej w opłakanym stanie.

21 lipca 1655 roku maszerująca z Pomorza Zachodniego armia szwedzka pod dowództwem feldmarszałka Arvida Wittenberga przekroczyła granicę Polski pod Siemczynem. Liczyła około 15 tys. żołnierzy i 72 działa. Drogę miało jej zagrodzić pospolite ruszenie z Wielkopolski stacjonujące w obozie pod Ujściem nad Notecią. Zebrało się tam około 14 tys. ludzi, a więc niewiele mniej od nadciągających Szwedów.

Równowaga sił była jednak pozorna. Wojsko szwedzkie było zawodowe, dobrze uzbrojone i wyćwiczone, w dodatku zaprawione w bojach wojny trzydziestoletniej. Z kolei siły polskie w większości (ok. 13 tys.) składały się ze szlacheckiego pospolitego ruszenia, niekarnego, płochliwego i słabo nadającego się do walki z wytrawnym żołnierzem szwedzkim. Stronę polską osłabiał dodatkowo konflikt między dowódcami, wojewodami: poznańskim Krzysztofem Opalińskim i kaliskim Andrzejem Grudzińskim.

Szybka kapitulacja

Pod Ujściem Szwedzi pojawili się 24 lipca. Od razu ustawili działa i rozpoczęli ostrzał polskich pozycji. Nasza piechota wytrzymała ogień i utrzymała przeprawy przez Noteć. Obrona miała szanse powodzenia, bo brzegi rzeki były podmokłe i przez to trudne do sforsowania. Niestety, szlachcie rychło zabrakło ducha do walki. Na wieść, że szwedzka jazda opanowała pobliską przeprawę pod Dziembowem i zagroziła polskim pozycjom oskrzydleniem, w obozie wybuchła panika.

W takiej sytuacji Opaliński i Grudziński rozpoczęli rokowania ze Szwedami. Nie trwały one długo. Już nazajutrz, 25 lipca, podpisano akt kapitulacji. Stwierdzał on m.in., że województwa poznańskie i kaliskie przeszły pod protekcją Karola Gustawa. Szwedzki władca miał swobodnie rozporządzać miastami i włościami, pobierać podatki i cła, a także wykorzystywać siły zbrojne obu województw. W zamian Wittenberg zagwarantował szlachcie nienaruszalność dóbr, przywilejów i wyznania.

Niespodziewane i łatwe zwycięstwo pod Ujściem otworzyło Szwedom szeroko drogę w głąb kraju. Zaczął się potop szwedzki, który posłał Rzeczpospolitą na dno upadku, upokorzenia i zniszczenia. Potem nastąpiło jednak efektowne odrodzenie.

To też Waza

Upadek potężnej, wydawałoby się, Rzeczpospolitej był zadziwiający. Przed posuwającymi się na południe wojskami szwedzkimi swoje bramy otwierały miasta. Do obozu Wittenberga zgłaszali się magnaci i bogatsi szlachcice deklarując chęć poddania się władzy Karola X Gustawa w zamian za list gwarantujący bezpieczeństwo i nienaruszalność dóbr, zwany salva-gwardią. Szlachta nie miała problemu z odstąpieniem od nielubianego króla Jana Kazimierza i poddaniem się jego kuzynowi. To też przecież był Waza, w dodatku mężny wojownik otoczony sławą odniesionych zwycięstw i licznych podbojów.

Druga armia szwedzka, licząca 12,4 tys. żołnierzy, wkroczyła do Polski 14 sierpnia pod Tucznem. Na jej czele stał sam Karol Gustaw. 24 sierpnia pod Koninem doszło do spotkania obydwu armii najeźdźcy. Już wcześniej, bo 18 sierpnia, Jan Kazimierz opuścił Warszawę i z wojskiem koronnym oraz pospolitym ruszeniem pociągnął na południe. Po przegranej bitwie pod Żarnowem pospolitacy rozeszli się do domów, a król podążył do Krakowa. Zorganizowano tam pospiesznie obronę, na czele której stanął Stefan Czarniecki, a władca schronił się z dworem na Śląsku.

Równie łatwo poszło Szwedom na Litwie. Ta część Rzeczpospolitej od 1654 r. toczyła zaciętą wojnę z Moskwą, będącą konsekwencją tzw. ugody perejasławskiej, zawartej z carem przez Bohdana Chmielnickiego. O ile dotychczas to Polacy i Litwini mieli zwykle wojenną przewagę nad Rosjanami, to teraz siły moskiewskie doszły aż do stolicy Wielkiego Księstwa, czyli Wilna, zdobyły je i urządziły rzeź mieszkańców.

Broniący ofiarnie Litwy hetman Janusz Radziwiłł robił, co mógł, przerzucając nieliczne chorągwie z miejsca na miejsce, ale sytuacja stawała się coraz gorsza. Posiłki przysłane przez Koronę wycofano na wieść o wejściu Szwedów, wojsko zaciężne groziło buntem, jeżeli nie dostanie żołdu, a niektóre oddziały były skłonne przejść na stronę Moskwy.

Ratować, co się da

W takiej sytuacji Radziwiłł, chcąc ratować to, co jeszcze było do uratowania, zwrócił się do Karola Gustawa z prośbą o objęcie Litwy protekcją. W zamian domagał się zmuszenia cara do zatrzymania ofensywy i oddania zajętych terytoriów.

Jak pisze Sławomir Leśniewski, autor wydanej niedawno książki „Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660”, hetman nie darzył sympatią ani Karola Gustawa, ani cara Aleksego, ale by ochronić Litwę (i swoje rozległe włości) wybrał po prostu mniejsze zło. Grał zresztą na wszystkie fronty. Zwrócił się na przykład do rosyjskich wodzów operujących na Litwie z propozycją zawarcia sojuszu przeciw wspólnemu wrogowi czyli… Szwecji.

Ostatecznie 20 października 1655 r. w Kiejdanach hetman razem z grupą magnatów zerwał unię Litwy z Koroną i podpisał pakt wiążący Wielkie Księstwo ze Szwecją. Karol X Gustaw miał zostać dziedzicznym Wielkim Księciem Litewskim.

Wbrew czarnemu obrazowi Radziwiłła odmalowanemu przez Henryka Sienkiewicza w „Potopie”, słowa usprawiedliwienia ma dla hetmana Sławomir Leśniewski. Jego zdaniem Janusz Radziwiłł odwlekał w czasie rokowania ze Szwedami tak długo, jak się dało. W wyścigu, kto pierwszy opuści Jana Kazimierza, nie zmieścił się na podium, a właściwie był jednym z ostatnich, którzy to uczynili.

W ten oto sposób Szwedzi bez większego trudu podporządkowali sobie prawie całą Rzeczpospolitą (poza kresami południowo-wschodnimi, gdzie operowali zbuntowani Kozacy Chmielnickiego).

Początkowo okupanci zachowywali się poprawnie. Szwedzcy dowódcy zabraniali żołnierzom kradzieży i gwałtów, respektowali też prawa katolików. Z czasem jednak na jaw wyszedł prawdziwy powód ataku na Polskę - grabież.

Szwecja, która w ramach reform wojskowych Gustawa II Adolfa wprowadziła profesjonalną armię z poboru, finansowaną z budżetu państwa, musiała zapewnić sobie stały dopływ gotówki na jej utrzymanie. Skalisty, słabo zaludniony kraj nie miał wielkich środków, więc musiał szukać ich za granicą, prowadząc zaborcze wojny.

Oczywiste więc było, że północne mocarstwo po zakończeniu wojny trzydziestoletniej niebawem znów ruszy do walki. Kwestią sporną było w Sztokholmie, jaki cel wybrać. W ścisłym gronie potencjalnych ofiar znajdowała się bowiem trójka rywali do panowania nad Bałtykiem: Dania, Polska i Moskwa. Po analizie Karol X Gustaw i jego doradcy wybrali najlepiej rokującego przeciwnika - osłabioną wojnami z Kozakami i Moskwą Rzeczpospolitą.

Wojna gospodarcza

Po zajęciu większości terytorium I RP, Szwedzi przystąpili do realizacji gospodarczego celu wojny czyli systematycznej grabieży majątku. Na miasta nakładano potężne kontrybucje. W domach i mieszkaniach przeprowadzano skrupulatne rewizje, rekwirując pieniądze i cenne przedmioty. Rabowano kościoły i klasztory, zabierając kosztowności, naczynia, stroje liturgiczne i dzieła sztuki. Ogołacano pałace i zamki królewskie i magnackie. Demontowano i wywożono wyposażenie wnętrz, a nawet elementy architektoniczne: marmurowe portale, kominki, schody, rzeźby.

Grabież odbywała się na dużą skalę i miała zorganizowany charakter. Gubernatorzy miast i prowincji wysyłali na północ całe konwoje wypełnionych po brzegi wozów. Ślady materialnych strat poniesionych wtedy widoczne są w Polsce do dziś.

Wojna ludowa

Grabież była pierwszym czynnikiem, który otworzył oczy szlachcie, dotychczas dość obojętnej na sytuację kraju. Drugim była religia. Otóż zwabieni pogłoskami o wielkich skarbach zgromadzonych na Jasnej Górze Szwedzi zapragnęli zająć tamtejszy klasztor. Przez 48 dni bezskutecznie oblegał go oddział gen. Burcharda Müllera.

Klasztoru broniła niewielka polska załoga kierowana przez przeora Augustyna Kordeckiego. Wieść o szwedzkich zakusach na słynne miejsce kultu rozeszła się po kraju, wzbudzając w szlachcie oburzenie. Protestanci chcieli obrabować i zbezcześcić święte miejsce! W całej Polsce zaczął budzić się żywiołowy ruch antyszwedzki. Szlachta tworzyła niewielkie oddziały atakujące mniejsze garnizony, napadające na transporty i patrole. Dołączali do niej chłopi, zdesperowani szwedzkimi grabieżami i gwałtami. Ruch przybrał postać ludowego powstania o podłożu religijnym, w którym okupantom nie okazywano litości. Okrucieństwo chłopów budziło przerażenie nawet wśród zaprawionych w bojach szwedzkich weteranów.

Zachęcony rosnącym antyszwedzkim oporem Jan Kazimierz wrócił do kraju. By wzmóc nastroje patriotyczne i jeszcze bardziej zachęcić chłopów do walki, złożył w katedrze lwowskiej śluby, w których uznał Matkę Bożą za królową Polski, a włościanom obiecał poprawę losu. Militarne i polityczne położenie Rzeczpospolitej zaczęło się poprawiać. W obawie przed wzrostem potęgi Szwecji wojskowego wsparcia udzielili Polsce cesarz i chan tatarski. Wspólnymi siłami, stopniowo udało się wyprzeć Szwedów z Polski, a nawet przenieść działania wojenne na ich teren. Udało się także odeprzeć najazd sprzymierzonego z nimi księcia siedmiogrodzkiego Jerzego Rakoczego. Rzeczpospolita była wolna, choć zniszczona i osłabiona.

Tak jak w II wojnie

Bilans tej wygranej przecież wojny był dla Polski tragiczny. Trwające przez kilka lat zapasy z armią Karola Gustawa i jego sojusznikami wycieńczyły kraj. Poniesione straty materialne i demograficzne są porównywalne jedynie z tymi, jakie Polsce przyniosła II wojna światowa, a pod niektórymi względami zdecydowanie je przewyższają - napisał Sławomir Leśniewski.

Liczba ludności Polski spadła z 11 do 7 milionów. Rozwój cywilizacyjny i kulturalny kraju został zahamowany. Spadło polityczne znaczenie Rzeczpospolitej. Już nigdy nie wróciło do poprzedniego poziomu. A przecież potop mógł stać się szansą na uzdrowienie Polski. Leśniewski wysuwa w swojej książce ciekawą hipotezę: gdyby panowanie Karola Gustawa w Polsce umocniło się, wzmocniłoby to centralną władzę i cały kraj. Wielu oligarchów, opowiadając się po stronie Karola Gustawa, pogodziło się z koniecznością radykalnego pomniejszenia własnych wpływów i zgięcia karku przed silnym monarchą. Zamorskie wzorce ustrojowe mogły powstrzymać postępującą anarchię, uzdrowić system parlamentarny, wzmocnić gospodarkę. A spoiwem dla unii polsko-szwedzkiej byłoby rosnące z każdym rokiem niebezpieczeństwo moskiewskie.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 14. "Biber"

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.